Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Kucharski sili się ze mnie zrobić jakiegoś bałwochwalcę „modernizmu” (też trafił!), gdy ja tu jestem tylko wrogiem gołosłownych frazesów, zwłaszcza gdy są obelżywe, a miotane przez człowieka nie mającego dostatecznych legitymacji do ferowania takich wyroków. Ale ba, p. Kucharski rozszerza ten akt oskarżenia. Epitety te (powiada) nadają się „jak ulał” i do „teraźniejszości literackiej”. Wszędzie snobizm (w pierwszym rzędzie snobów jestem, wedle p. Kucharskiego, ja), kult cudzoziemszczyzny, dławiący polską twórczość! Ale to warto zacytować dosłownie: „...widzę, co się dokoła nas wyrabia, i oglądam to więzienie, które przeznaczono dla polskiego Ducha; Wilde, Kipling, Whitman, London, Rolland, Claudel, Barbusse, Apollinaire, Proust, Tagore, Papini, Marinetti, Evers, Siewierjanin, Majakowski, Grain de Folie, Tölpelburg, Trampolinetti, Naplewatiel itd., itd. Ile tu prętów stalowych! Ile krat! Ile narzędzi do deformacji czaszek, wykręcania nóg, do katowania polskiej wyobraźni! ...Kiedy się czyta taką apologię, jak ów pierwszy artykuł Boya (?), a równocześnie przyjdzie patrzeć na polskie pośladki, wyczyniające bizantyńskie pokłony przed każdą świeżo sprowadzoną ikoną, to oczywiście ogarniają człowieka zachcenia bardzo mało życzliwe względem własnych rodaków; tylko zupełnie innej natury, niż to sobie wyobraził Boy: Oto – mieć czas (ach, raz mieć czas!), wzuć mocne, twarde, trwałe polskie buty i kopnąć raz, a dobrze w tę całą grande révérence!” Czytając tę apostrofę niejeden pomyśli sobie: „Może to i lepiej, że p. Kucharski tak mało ma czasu...” Ale bądźmy bez obawy: do odegrania takiej srogiej roli w literaturze polskiej p. Kucharskiemu oprócz czasu brakuje jeszcze wielu innych rzeczy. Boję się, że gdyby nawet 17 włożył te „twarde polskie buty”, zleciałyby mu z nóg przy pierwszym zamachu, bo okazałyby się o kilka numerów za wielkie na jego miarę. W orędziu p. Kucharskiego zadziwić mogą dwie rzeczy. Jedna, że ze wszystkim tym zwraca się do mnie. O wiele mnie rzeczy obwiniono, ale dotąd, o ile pamiętam, nikt nie pomówił mnie o – snobizm. Trudno chyba o człowieka dalej stojącego od targowiska modnych haseł i prądów i mniej troszczącego się o nie. Ileż odrzuciłem kuszących księgarskich propozycji przekładania „modnych” utworów, aby wcielać w polskie piśmiennictwo pisarzy, których chyba nawet p. Kucharski nie zechce przepędzić za rogatki swoim „polskim butem”. W istocie nie poczuwam się do snobizmu ani też nie sądzę, abym czymkolwiek w mojej działalności dał powód do takich pomówień. Oto, na jakie bezdroża wiedzie p. Kucharskiego namiętność polemiczna. Druga rzecz, która może zdziwić, to, że cała ta filipika przeciw zgubnym wpływom lektury Rollandów, Claudelów, Kiplingów, Proustów etc. wyszła spod pióra – p. Kucharskiego. Toć główną pracą jego życia, dzięki której wiemy w ogóle o jego istnieniu, było wykazywanie obcych wpływów, jakie oddziałały na Fredrę. Do znanych francuskich dodał włoskie. Tyle tego znalazł, że aż koledzy po fachu mówili doń: „Czy nie za wiele? Może by zostawić Fredrze coś własnego?” Otóż skądże nagle te „obce wpływy”, które jak to słusznie wykazał p. Kucharski, wykarmiły Fredrę i nie przeszkodziły mu zostać najrdzenniej polskim pisarzem, mają być tak złowrogie dla chwili dzisiejszej? Nikt chyba lepiej od historyka literatury nie powinien wiedzieć, ile obcych wpływów jest w każdej rodzimej twórczości, jak one przenikają się, krzyżują. Co by było, gdyby sto lat temu jakiś inny p. Kucharski wdział „polskie buty” i miał moc wymieść za nasz próg wszelakich Byronów, Chateaubriandów, Balzaków i inne podobne „narzędzia do wykręcania nóg i katowania polskiej wyobraźni”? Boję się, że nasza literatura stałaby się uboższa o wiele arcydzieł... Nasi szowiniści zbyt mało zastanawiają się nad tym, że trójca naszych wielkich poetów to byli zarazem nasi wielcy Europejczycy, całe życie wystawieni na działanie cudzoziemszczyzny, i że jakoś ich to nic a nic nie odpolszczyło. Niech się p. Kucharski o losy literatury polskiej nie obawia: znosi ona bardzo dobrze napływ obcej myśli; i owszem, po każdej fali cudzoziemszczyzny (humanizm, wiek oświecenia, romantyzm etc.) widzimy wspaniałe spęcznienie własnych soków twórczych. I jakimi dziwnymi kolejami chodzą te wpływy i te związki? P. Kucharski w felietonach swoich jeszcze wraca do Przybyszewskiego. Zastanowił się jednak, że historyk literatury, dla którego rola Przybyszewskiego w polskim życiu literackim jest wyłącznie... humorystyczną, sam staje się cokolwiek humorystycznym historykiem literatury. Nie chodzi tu o mój ani nawet o nasz stosunek do Przybyszewskiego obecnie. Hernani Wiktora Hugo od dawna nie jest tym, czym był wówczas, gdy o niego walczono – i cóż stąd? Przybyszewski, jego rola w danej epoce to było nie tylko jego pisanie, ale on sam, on jako człowiek. Patrzałem na to, czym była atmosfera literacka przed jego przybyciem, a po nim. P. Kucharski podnosi jego „berlińskoaroganckie traktowanie polskiej twórczości”