Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

A kiedy wiadomość o tym, co zaszło, dojdzie do najbliższych sił Urzędu Bezpieczeństwa, to, kto zdobył obóz Charon i skąd się wziął, przestanie mieć jakiekolwiek znaczenie. — Co z napędem? — warknął. — Będziemy mogli ruszać za minutę i pięć sekund, skipper — zameldował drugi mechanik. Pierwszy raz od ponad półgodziny na twarzy towarzysza komandora Proxmire’a pojawił się uśmiech. * * * — Jest, Gerry — mruknęła komandor porucznik DuChene, gdy na ekranie HUD pojawił się symbol jednostki kurierskiej. — Widzę go — potwierdziła Metcalf, poprawiając nieco kurs. — Gianna? — Mam go, ma’am — zameldowała Ascher i dodała rozżalona: — Ale te sensory to złom! Metcalf uśmiechnęła się mimo zdenerwowania. Współpracowała z Ascher przez ponad dwa lata standardowe na pokładzie Prince Adriana i wiedziała, jak dumna była tamta ze sprzętu i ludzi, których miała do dyspozycji na krążowniku. — Nie oczekuję od ciebie cudów — powiedziała łagodnie. — Powiedz mi, co masz. — Nie... — zaczęła Ascher i nagle umilkła, po czym odezwała się już rzeczowym tonem: — Ma aktywny napęd, ma’am. I musiał przed chwilą ruszyć z orbity. — Cholera! — westchnęła Metcalf i spytała DuChene: — Masz namiar? — Nie najlepszy. — Co z przechwyceniem, Gianna? — spytała Metcalf. — W tej chwili mamy przewagę prędkości, ale on dysponuje większą mocą i lepszym kompensatorem: może wyciągnąć pięćset trzydzieści g, a my tylko czterysta. W tej chwili mamy prędkość sześćdziesięciu siedmiu tysięcy kilometrów na sekundę, a on dwudziestu siedmiu tysięcy na sekundę, ale za około trzy sekundy osiągnie taką samą prędkość jak my. Oznacza to, iż będziemy wtedy w odległości tysiąca dwustu siedemdziesięciu dwóch kilometrów. Potem zacznie się od nas oddalać z przyspieszeniem jeden koma dwadzieścia pięć kilometra na sekundę kwadrat. — Sarah? — Metcalf spojrzała na DuChene. Ta przygryzła wargę i westchnęła nieszczęśliwie. — Te rakiety nie są przeznaczone do niszczenia okrętów — wyjaśniła. Metcalf skwitowała to niecierpliwym kiwnięciem głową — w końcu była oficerem taktycznym, więc doskonale o tym wiedziała. Była też jednak lepszym pilotem, i dlatego to ona siedziała za sterami, a DuChene zajmowała się uzbrojeniem. — Mogę go trafić, ale to będzie naprawdę długi strzał, a niepewny, jeżeli się zorientuje, że tu jesteśmy, i zacznie robić uniki. Gdybyśmy zdołali zmniejszyć odległość do sześciuset kilometrów... Umilkła, a Metcalf pokiwała głową ze zrozumieniem, rozważając równocześnie rozmaite mniej lub bardziej wykonalne rozwiązania i alternatywy. Jednostki kurierskie nie posiadały żadnego uzbrojenia, także antyrakietowego, oraz nie były wyposażone w systemy do prowadzenia wojny radioelektronicznej. Natomiast z drugiej strony prom nie miał na wyposażeniu rakiet z głowicami nuklearnymi czy laserowymi, a pociski z głowicami impellerowymi przeznaczone do zwalczania innych małych jednostek zostały wykorzystane w czasie ucieczki. Drugi prom zresztą nie miał ich w ogóle. Do dyspozycji miały więc jedynie rakiety bliskiego zasięgu przeznaczone do niszczenia celów naziemnych i wyposażone w głowice zawierające konwencjonalny, chemiczny materiał wybuchowy. Aby były w pełni skuteczne, wymagały bezpośredniego trafienia w cel. A przy tej odległości obiekt nie będzie łatwym celem. Co więcej, biorąc pod uwagę wielkość kuriera, jedno trafienie z pewnością nie wystarczy, by go zniszczyć, co dodatkowo komplikowało sprawę. Jedynym rozwiązaniem dającym szansę na sukces było odpalenie wszystkich, i to bez ostrzeżenia, gdyż inaczej będzie miał czas na odwrócenie się ekranem ku nadlatującym rakietom. A takie pociski, jakimi dysponowały, wystrzelone z tak dużej odległości nie będą w stanie ominąć tej przeszkody... Oznaczało to rezygnację z próby zdobycia jednostki kurierskiej i przekreślało jedną z istotniejszych nadziei komodor Harrington. Sprawy miały przybrać inny obrót — powinny zaskoczyć kuriera jeszcze przebywającego na orbicie, bez możliwości użycia głównego napędu. Wtedy zmusić załogę do poddania się można byłoby nawet i bez rakiet — wystarczyłyby działka pokładowe, bo tamci nie mieliby wyboru. Cóż, spóźniły się, a dowódca jednostki kurierskiej otrząsnął się z zaskoczenia i podjął działanie szybciej, niż się spodziewano. Teraz nie pozostało jej nic innego jak zaryzykowanie egzekucji, bo wezwanie do poddania się mogło umożliwić kurierowi ucieczkę. A wtedy zjawi się tu dość okrętów, by zmienić Piekło w radioaktywną pustynię. Dojście do tego, co musi zrobić, zajęło jej mniej niż pięć sekund