Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Cześć - powiedziała Lily Rogers, a w jej piwnych oczach pojawił się uśmiech. Wyciągnęła przed siebie nieduży stos listów. - Znalazły się w mojej skrzynce przez pomyłkę. Chyba mamy nowego listonosza, bo ten chłopak, który dotąd tu przychodził, zwykle nie robił takich błędów - mówiła, gdy Emma uchyliła drzwi na tyle, żeby mogły wymienić pocztę. - Och! - wymknęło jej się, gdy zauważyła, że duża koperta jest rozerwana. - Bardzo przepraszam - powiedziała natychmiast Emma. - Zdążyłam ją otworzyć, zanim zauważyłam, że... - Nic nie szkodzi. Mam nadzieję, że to dobra wiadomość. Emma się nie odezwała. - Cholera... - mruknęła Lily Rogers, nawet nie zadając sobie trudu, żeby przeczytać list od wydawcy. 78 79 - Oni tam napisali, że to opowiadanie jest ciekawe i dobrze skonstruowane - pocieszyła ją Emma, ale zaraz skwapliwie dodała: - Przepraszam. Nie miałam zamiaru wtykać nosa w nie swoje sprawy... - Okay, nic się nie stało - powiedziała Lily. Ale nie wyglądało na to, że się zupełnie nie przejęła. Prawdę mówiąc, była bliska łez. Trzeba ją trochę pocieszyć, a potem niech idzie w swoją stronę, pomyślała Emma. - Może napijesz się kawy? - usłyszała własny głos, a zaraz potem ugryzła się w język. Co ją napadło, do jasnej cholery? Wcale nie chciała, żeby Lily Rogers pętała się po jej domu. Tak bardzo jej zależało, żeby nie zawrzeć bliższych związków z żadną z sąsiadek. I co najlepszego zrobiła? Nie chciała mieć przyjaciółki. Nie mogła sobie na to pozwolić. - Dziękuję, to miło z twojej strony. - Lily poszła za Emmą do kuchni. Emma rzuciła swoją pocztę na blat, mimochodem rejestrując, że składa się ona z dwóch rachunków i ulotki reklamującej wakacje na Cape Cod. Potem zgarnęła ze stołu gazetę i nalała kubek kawy dla Lily, gestem wskazując, żeby wyciągnęła dla siebie składane krzesło. - Dziękuję. - Lily usiadła i założyła nogę na nogę. Na sobie miała skromny, szary kostiumik z logo miejscowego klubu zdrowia. - Pracuję w siłowni Scully przez cztery dni w tygodniu, od dziesiątej do trzeciej po południu - wyjaśniła, gdy dostrzegła spojrzenie Emmy. -Wtedy Michael jest w szkole. Czy twój syn chodzi do tej samej klasy? Do panny Kensit? Emma przytaknęła i sięgnęła do szuflady obok zlewozmywaka po następnego papierosa. - Masz ochotę? - spytała. - Nie, dzięki. Nie palę. Emma skinęła głową i zapaliła drugiego w tym dniu papierosa. Przez chwilę w milczeniu wydmuchiwała w powietrze okrągłe obłoczki dymu. - No więc, jak tam z tym twoim opowiadaniem? -spytała w końcu, wskazując podbródkiem na leżącą przed Lily kopertę. Lily wzruszyła ramionami. - Wiesz, jest takie powiedzenie, że nadzieja żyje wiecznie... - Chcesz zostać pisarką? - Marzę o tym niemal od dzieciństwa. Zawsze mnie proszono, żebym czytała na głos w klasie swoje prace i wszyscy uważali, że są wspaniałe. Mój nauczyciel od angielskiego w dziesiątej klasie bez przerwy powtarzał, że będę kiedyś znaną postacią w literaturze... - Znów wzruszyła ramionami. - No cóż, wciąż próbuję. - Więc to nie był pierwszy list z odmową? - Raczej sto pierwszy. Mogłabym sobie nimi wytape-tować ściany. - Naprawdę? - zachichotała Emma, uświadamiając sobie, że się świetnie bawi. Ile czasu minęło, odkąd ostatni raz siedziała przy kawie z inną dorosłą osobą i rozmawiała z kimś, kto miał więcej niż pięć lat? -A mnie raz coś opublikowano - zwierzyła się. Piwne oczy Lily rozszerzyły się ze zdumienia. Odstawiła kubek na stół. - Tak? Gdzie? - W „Cosmopolitan" - przyznała ze zmieszaniem Emma. - To dawne dzieje. Zresztą tamto opowiadanie było całkiem inne od tych, jakie ty piszesz. To był raczej opis moich doświadczeń jako modelki. - Jesteś modelką? Emma wolałaby, żeby Lily nie była tak zaskoczona. - Tak naprawdę to nie. W każdym razie już nie. Bawiłam się w to ładnych parę lat temu, jeszcze zanim wyszłam za mąż. - I czemu zrezygnowałaś? Emma wzruszyła ramionami. - A bo ja wiem? Właściwie bez powodu. 80 81 Lily skinęła głową, jakby wszystko zrozumiała. Jakim cudem, pomyślała Erama. - Używałaś kiedykolwiek tuszu do rzęs firmy May-belline? - No jasne. - Pamiętasz, jak wyglądała ich reklama? Ta z wielkimi, błękitnymi oczami, które patrzyły w górę? - Tak, chyba pamiętam. - To właśnie były moje oczy. - Twoje? Żarty sobie stroisz? I znów Emma wolałaby, żeby Lily nie okazywała tak wielkiego zdziwienia. - Dokładnie to powiedziałam, kiedy pewnego popołudnia w McDonaldzie podszedł do mnie pewien niechlujny gość. Oznajmił, że jest fotografem i że mam fantastyczne oczy. Następnie wręczył mi wizytówkę, co potraktowałam jako dowcip, rozumiesz? Kiedy pokazałam tę wizytówkę mamie, zadzwoniła do niego i okazało się, że to prawdziwy spec... No a potem moje oczy były na wszystkich reklamówkach tuszu May-belline. - To fantastyczna sprawa. - Taak... Brałam jeszcze udział w paru innych rzeczach, ale potem wyszłam za mąż i... No cóż, sama wiesz, jak to jest. Lily skwapliwie przytaknęła, jakby naprawdę wiedziała. Emma zaciągnęła się papierosem. - Jesteś mężatką? - zapytała. - Jestem wdową - szepnęła Lily tak cicho, że Emma ledwie usłyszała. - Wdową? O rany! Jak to się stało? - Wypadek na motocyklu
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Nazwa pochodziła od „ryku"; przed każdą serią wybuchów słychać było sześć (?) ryków, sześć złowieszczych jak gdyby nakręceń jakiejś maszynerii, po chwili następowały wybuchy...
- - Chciałabym nawet, żeby ktoś tu wszedł w tej chwili i żeby ta cała komedia wreszcie się skończyła! Coś przecież musiałoby się stać, gdyby mnie tu znalazł! - Na miłość boską...
- Pudel Karo, którym Pilatus najgłębiej pogardzał, położył się spokojnie na progu obory, czego z pewnością nie uczyniłby, gdyby Liza była wewnątrz, albowiem nie lubił zbliżać...
- Ach tak, to znaczy, |e gdyby[ umiaB wtedy mówi, poradziBby[ mi sfaBszowa twoj metryk? {aBujesz, |e od razu, na samym pocztku swego |ycia nie oszukaBe[ paDstwa? cicho spytaB tata
- Kto wie, czy gdyby zbadać pod takim właśnie kątem widzenia twórczość innych rosyjskich poetów–liryków tego stulecia i porównać uzyskane wyniki z tymi, jakie...
- A cóż dopiero, gdyby taka rzecz doszła do dworu w Buczynie? Boże święty! Suchecki gotów patrzeć na Arciszewskich niewiele łaskawszym okiem jak na swych...
- Dzień mógł następować natychmiast po poprzednim dniu, wypełnionym ucieczką i pośpiechem, bez żadnej nocy i przerwy na wypoczynek, jak gdyby słońce nie zachodziło, ale krążyło...
- Gdyby żołnierze, których napotkał, byli bystrzejsi, natychmiast nabraliby podejrzeń w stosunku do duchownego, który wędruje pieszo i bez towarzystwa; na szczęście śmiały...
- Przedłużyłby nawet pobyt w Mannheimie o dalsze dwa miesiące, gdyby mu się było udało dojść do porozumienia z baronem Heribertem von Dal-berg...
- Zdawa sobie z tego zapewne sprawę sami twórcy nowych óv czesnych gmin miejskich, często możni reprezentan warstwy szlacheckiej, bo jak gdyby programowo nazn...