Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
— Tak — odrzekł Spence. — W pierwszym rzędzie takich należy szukać. A w dalszej kolejności, jak zwykle przy tego rodzaju historiach, trzeba wziąć pod uwagę jakiegoś wstrętnego niedorostka. Któż inny chciałby pozbyć się trzynastoletniej dziewczynki, dusząc ją lub topiąc? Nie sądzę, aby były jakiekolwiek dowody ataku na tle seksualnym lub czegoś takiego, od czego w podobnym wypadku rozpoczyna się poszukiwania. Spraw tego rodzaju mamy dziś bardzo dużo. Myślę, że więcej, niż było w czasach mojej młodości. Mieliśmy także niezrównoważonych psychicznie, czy jak ich tam nazywają, ale nie tak wielu jak dzisiaj. Myślę, że większość z nich przedwcześnie wypuszczono z miejsc odosobnienia. Wszystkie nasze szpitale psychiatryczne są przepełnione, więc lekarze mówią: „Pozwólmy mu prowadzić normalne życie. Idź i mieszkaj z rodziną”. A potem faceta mającego patologiczną osobowość lub biedaka dotkniętego chorobą, zależnie od tego, jak na to spojrzymy, ogarnia znów gwałtowne pożądanie i następną młodą kobietę, która wyszła na spacer, znajdujemy martwą w jakimś dole, bo była na tyle głupia, aby zdecydować się na podwiezienie samochodem. Dzieci nie wracają ze szkoły, bo, choć je przed tym ostrzegano, zgodziły się, aby ktoś obcy je podwiózł. Tak, dzisiaj mamy wiele historii tego rodzaju. — Ale czy to, co się tutaj zdarzyło, pasuje do tego schematu? — Jest to po prostu pierwsza rzecz, która przyszła mi na myśl — powiedział Spence. — Być może na przyjęciu był ktoś, kogo nagle naszła przemożna chęć morderstwa. Być może zrobił już kiedyś coś takiego, a może tylko miał na to ochotę. Chcę przez to powiedzieć, że być może w przeszłości zdarzyła się podobna napaść na dziecko. O ile wiem, nikt czegoś takiego nie zgłaszał. Przynajmniej oficjalnie. Na przyjęciu było dwóch osobników, którzy by mi do tego pasowali. Nicholas Ransom, chłopak siedemnasto–, osiemnastoletni, o przyjemnym wyglądzie. Byłby w odpowiednim wieku. Pochodzi chyba ze Wschodniego Wybrzeża. Wygląda normalnie, ale kto wie? Mamy również Desmonda, posłanego niegdyś na badania psychiatryczne, choć nie mogę powiedzieć, aby były po temu szczególne powody. Mógł to być ktoś z obecnych albo ktoś z zewnątrz. W czasie przyjęcia dom zwykle nie jest zamknięty. Boczne drzwi lub okno są otwarte. Przypuszczam, że ktoś mógł podejść, aby zobaczyć, co się dzieje, a następnie wśliznąć się do środka. Sporo ryzykował. Czy dziecko, które przyszło na przyjęcie, zechciałoby bawić się w łapanie jabłek z nieznajomym? Ale dotąd nie wyjaśnił pan, Poirot, dlaczego zajął się pan tą sprawą. Powiedział pan o pani Oliver. Czy to jeden z jej szalonych pomysłów? — Pomysł nie jest całkiem szalony — stwierdził Poirot. — To prawda, że pisarze mają skłonności do wymyślania rzeczy nieprawdopodobnych, ale tutaj chodzi po prostu o to, co pani Oliver usłyszała od dziewczynki. — Której dziewczynki? Joyce? — Tak. Spence pochylił się do przodu, spoglądając na Poirota z ciekawością. — Opowiem to panu — rzekł Poirot. Spokojnie i zwięźle streścił historię opowiedzianą przez panią Oliver. — Rozumiem — rzekł Spence, pocierając wąsa. — Dziewczynka to powiedziała, tak? Widziała, jak popełniono morderstwo. Czy powiedziała, kiedy lub gdzie? — Nie — odparł Poirot. — Czy mamy jakąś wskazówkę? — Myślę, że jest nią pewna uwaga na temat morderstw opisanych w książkach pani Oliver. Ktoś powiedział jej coś na ten temat. Chyba jedno z dzieci stwierdziło, że w jej powieściach nie ma wystarczająco dużo krwi i trupów. Wtedy Joyce powiedziała, że widziała morderstwo. — Przechwalała się? Z tego, co pan opowiedział, na to wygląda. — Takie wrażenie odniosła pani Oliver. Tak, Joyce chełpiła się tym. — Może to nie była prawda. — Nie, zdecydowanie to nie mogła być nieprawda — powiedział Poirot. — Dzieci często wygłaszają bulwersujące stwierdzenia, aby ściągnąć na siebie uwagę i zrobić na innych wrażenie. Z drugiej strony, to mogłoby być prawdziwe. Nie sądzi pan? — Nie wiem — przyznał Poirot. — Dziecko przechwalało się, że było świadkiem morderstwa. Kilka godzin później nie żyło. Zgodzi się pan, że są podstawy, aby sądzić, iż te rzeczy się wiążą choćby w odległy sposób. Ktoś nie marnował czasu. — Oczywiście — przytaknął Spence. — Czy wie pan dokładnie, ile osób było obecnych, kiedy dziewczynka mówiła o morderstwie? — Pani Oliver potrafiła jedynie powiedzieć, że było czternaście lub piętnaście osób, a nawet więcej. Pięcioro lub sześcioro dzieci i chyba sześcioro dorosłych organizujących zabawę. Ale dokładnej informacji oczekuję od pana. — Zdobycie jej nie będzie trudne — stwierdził Spence. — Nie powiem, że mam ją w tej chwili w zanadrzu, ale powinienem dowiedzieć się bez trudu od miejscowych. O samym przyjęciu wiem już dużo. Przeważały kobiety. Ojcowie nie bywają na dziecięcych przyjęciach. Ale czasami zaglądają na chwilę lub przychodzą, aby zabrać dzieci do domu. Byli tam doktor Ferguson i wikary. Innymi słowy, obecne były matki, ciotki, opiekunki społeczne i dwie nauczycielki ze szkoły. Och, mogę dać panu ich listę. Ponadto było z grubsza czternaścioro dzieci
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- W chwili kiedy krewny, przybyBy na widzenie z wizniem, znajdzie si ju| w siedzibie Trzeciego OddziaBu, sprawujcego piecz nad danym obozem, musi podpisa zobowizanie, |e po powrocie do miejsca zamieszkania nie zdradzi si ani jednym sBowem z tym, co przez druty nawet dojrzaB po tamtej stronie wolno[ci; podobne zobowizanie podpisuje wizieD wezwany na widzenie, zarczajc tym razem ju| pod grozb najwy|szych mier nakazanija (a| do kary [mierci wBcznie) |e nie bdzie w rozmowie poruszaB tematów zwizanych z warunkami |ycia jego i innych wizniów w obozie
- Nie powiedziałem sobie: „Teraz go już nigdy nie zobaczę”, albo „Teraz już nigdy nie uścisnę mu ręki”, ale: „Teraz go już nigdy nie usłyszę”...
- A cóż powiedzieć o filozofii, o metafizyce? Zmieciona, unicestwiana dzień po dniu i to z najrozmaitszych powodów: przez empirystów XVIII wieku, przez He-gla, przez Marksa,...
- Nowy minister spraw zagranicznych Ottokar Czernin nie wahał się powiedzieć: „Monarchia prowadzi wojnę obronną i osiągnie wiele, jeśli ukończy wojnę zachowując...
- Nazimow zawołał: „Cyt!", ale już było za późno; tego, com powiedział, było dosyć dla uspokojenia Owsianego, który i tak miał mi za złe, żem się wygadał o naszej...
- Czy może mi pan powiedzieć, jakie otrzymam gwarancje dyskrecji, jeżeli zgodzę się wyjaśnić panom to, o czym nie wiedział nikt prócz Stefana Vincy? - Byłem oficerem lotnictwa...
- Jeśli można by słowami ująć trafnie ówczesny Jej stan w obozie, powiedzieć bym mogła, że właściwie tylko ciałem była z nami, duchem już nieziemska...
- Nic znamy bowiem zasad tezauryzacji czasów archaicznych, nic możemy powiedzieć, czy skład skarbów jest wiernym odbiciem proporcji w masie monet niegdyś krążących...
- Moglibyśmy uwierzyć w wyjątkowo szczęśliwy zbieg okoliczności, takie rzeczy zdarzają się raz na tysiąc lat, no, powiedzmy, jakieś prądy wstępujące, wiry, czy jak tam, pęd...
- Prawdą było przecież to, co Jojustin powiedział do Biagia: ktoś musiał zarządzać zamkiem, a tylko on miał dość praktyki, by to robić pod nieobecność Richiusa...