Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Panowie, to jest straszne; nie powiem wam wszystkiego, co wiem, ale jedno dobrze sobie zakonotujcie: sprzedano nas. To przecież sami musicie widzieć: czyż jest do pomyślenia, żebyśmy my, Grecy, najdzielniejszy i najdojrzalszy naród na świecie, już dawno nie zdobyli tego trojańskiego kurnika i nie pohulali z tymi żebrakami i łobuzami w Ilionie, gdybyśmy już od lat nie byli zdradzani? Czyż ty, Eupatorze, uważasz nas, Achajów, za takich tchórzów i nikczemników, że nie moglibyśmy już dawno skończyć z tą szmatławą Troją? Czy może Trojanie są lepszymi żołnierzami od nas? Słuchaj, Eupatorze, jeśli tak myślisz, to nie jesteś chyba Grekiem, ale jakimś Epirotą albo Trakiem. Prawdziwy grecki, antyczny człowiek musi z bólem odczuwać, w jakiej hańbie i łajdactwie żyjemy. — To prawda — medytował Hippodamos — że się ta wojna uporczywie wlecze. — Więc widzisz — zawołał Tersytes. — I powiem ci dlaczego: dlatego, że Trojanie mają swoich sprzymierzeńców i pomocników między nami. Wiecie chyba, kogo mam na myśli. — Kogo? — rzekł poważnie Eupator. — Teraz już, Tersytesie, musisz skończyć, skoroś zaczął. — Niechętnie mówię o tym — bronił się Tersytes. — Wy mnie, Danaowie, znacie; wiecie, że nie robię plotek, ale skoro uważacie, że to leży w interesie ogółu, powiem wam straszną rzecz. Onegdaj gawędziłem z kilkoma dobrymi, dzielnymi Grekami; jako patriota mówię o wojnie, o nieprzyjacielu i — taka już moja grecka otwarta natura — powiadam, że Trojanie, nasi śmiertelni i przysięgli wrogowie, są sforą tchórzów, złodziei, nicponi, łajdaków i szczurów, że ich Priam to stary dziad, a ich Hektor — skończony tchórz. Przyznacie przecież, Achajowie, że taka jest prawdziwa grecka opinia. Aż tu naraz występuje z cienia sam Agamemnon — już się nawet nie wstydzi podsłuchiwać. I powiada: „Powoli, Tersytesie, Trojanie to dobrzy żołnierze, Priam to porządny stary człowiek, a Hektor — bohater.” Szybko obrócił się na pięcie i zniknął, zanim zdążyłem dać mu odprawę, na jaką zasłużył. Panowie, zostałem, jakby mnie kto ukropem oblał. „Widzisz — rzekłem do siebie — skąd wiatr wieje?” Teraz już wiemy, kto w naszym obozie szerzy chaos, defetyzm i wrogą propagandę. Jakże mamy potem wygrać wojnę, gdy ci podli Trojanie mają swoich ludzi, swoich stronników wśród nas, ba, gorzej, w samej naszej głównej kwaterze? I myślicie, Achajowie, że taki zdrajca prowadzi tę krecią robotę ot tak sobie? Ba, nie, bracia, on nie za darmo wychwala nieprzyjaciół naszego narodu, jemu za to musieli, panie dzieju, Trojanie dobrze zapłacić. Tylko się, chłopcy, trochę zastanówcie: wojna się naumyślnie przewleka, Achilles się celowo obraził, w naszym wojsku słychać tylko skargi i szemrania, wszędzie rozprzęga się dyscyplina — krótko mówiąc, jedno wielkie łajdactwo i złodziejstwo. Na kogo spojrzeć, to zdrajca, sprzedawczyk, przywłoka i szachraj. A gdy człowiek odkryje ich sztuczki, okrzykną go podżegaczem i dywersantem. Tyle ma swojak za to, że chce bez oglądania się na prawo czy na lewo służyć jeno własnemu narodowi, jego czci i sławie! Tegośmy się my, antyczni Grecy, doczekali! Że się też nie udusimy w tym bagnie! Kiedyś będzie się o naszych czasach pisać jako o okresie najgłębszego poniżenia narodowego i ucisku, hańby, małoduszności i zdrady, niewoli i chaosu, zniewieściałości, korupcji i zgnilizny moralnej. — Jakoś było, jakoś będzie — ziewnął Eupator. — Ale ja już idę spać. Dobranoc, ludziska! — Dobranoc — powiedział Tersytes serdecznie i przeciągnął się z lubością. — Aleśmy sobie dzisiaj pięknie pogawędzili, co? (1931) AGATON, CZYLI O MĄDROŚCI Członkowie akademii beockiej zaprosili z Aten — filozofa Agatona, aby im wygłosił odczyt o filozofii. Aczkolwiek Agaton nie był nadzwyczajnym mówcą, przyjął jednak zaproszenie, aby w miarę swych sił przyczynić się do propagowania filozofii, która według słów historyka „jak gdyby chyliła się ku upadkowi”, W umówionym dniu przyjechał do Beocji, lecz na wykład było jeszcze za wcześnie; Agaton spacerował więc o zmroku dookoła miasta i radował się lotem jaskółek nad jego dachami. Z uderzeniem ósmej udał się do sali wykładowej, ale zastał ją prawie pustą. W ławkach siedziało zaledwie pięciu czy sześciu mężczyzn