Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Z drugiej powinno się oka od niej nie oderwać i chłopaka wyłapać, bo jakby czymś zalatuje. Z trzeciej cholera wie, czy to potrzebne i po co niby zaklopsować ludzi do roboty głupiego. Bardzo dobrze, Tyran to prowadzi, nie ja, niech on decyduje… Tyran przed zastosowaniem tortur trzeciego stopnia cofnął się stanowczo. Kasię wezwał, owszem, zeznania Dominika należało uporządkować. — Powiedziała mu to samo, co Heniowi przez telefon, widoczna w niej była przy tym straszliwa determinacja, wsparta dzikim uporem. Dał zatem spokój, zapowiadając tylko głosem suchym jak pieprz, że za pięć dni zacznie wyciągać konsekwencje. Henio zdradził nam w zaufaniu, że w gruncie rzeczy sam nie wiedział, jakie by to miały być konsekwencje i z czego je będzie wyciągał. Ukrywany chłopak w nic nie był wmieszany i Kasia mogła o nim milczeć, ile jej się podobało. Na Filtrowej znalazłam się dlatego, że mieszkała tam znajoma jednostka, do której miałam służbowy interes. Nie zamierzałam zaniechać pracy tylko z tego powodu, że trzy obce osoby przeniosły się na lepszy świat, codziennie ktoś się przenosi i gdyby miało to stanowić przeszkodę w uprawianiu zawodu, nikt na świecie nie zrobiłby nic. Perspektywa dość przerażająca. Kasia pojawiła się na ulicy przede mną. Akurat nadjeżdżałam, kiedy wchodziła w sąsiednie drzwi. Szła do kogoś znajomego, stała przez chwilę przed kratką domofonu, coś do niej powiedziała i została wpuszczona. Możliwe, że poszłabym za nią z pustej ciekawości, gdyby nie to, że w tamtym domu nikogo nie znałam i żaden stosowny podstęp nie przyszedł mi na poczekaniu do głowy. Dałam sobie z nią spokój. Szczególnym trafem, kiedy wychodziłam, Kasia wyszła również. To już uznałam za przeznaczenie. Poczekałam, aż się zbliżyła, była zamyślona, nie zwróciła na mnie uwagi, drgnęła, kiedy się do niej odezwałam. Zaproponowałam podwiezienie, bez względu na to, dokąd idzie. Przyjęła chętnie. — Wie pani, mam wrażenie, że pani jedna jest dla mnie życzliwa — powiedziała znienacka. — Tak mi strasznie potrzeba odrobiny życzliwości… Urwała, zawahała się. Potwierdziłam. Lubiłam ją, budziła we mnie sympatię. — Nie wiem, co robić — rzekła, ciągle z lekkim wahaniem. — Nie wiem, czy nie popełniam czegoś w rodzaju przestępstwa. No, może wykroczenia… Chciałabym się kogoś poradzić. — Nie mnie, na litość boską! — ostrzegłam ją pośpiesznie, z wysiłkiem tłumiąc eksplozję ciekawości. — Ja mam za chłopa policjanta i dzień w dzień to całe śledztwo kotłuje się prawie w moim domu i przy moim udziale. Jeśli istotnie popełniła pani przestępstwo, będę musiała mu o tym powiedzieć! — Ale gdyby to było takie malutkie przestępstwo…? Takie byle jakie i bez wpływu na rezultaty dochodzenia? Ja przecież wiem… Znów urwała i popadła w lekkie przygnębienie. o tym, że ona coś wie, nie wątpiłam ani przez chwilę. Doznałam objawienia, Janusz miał rację, to ona reprezentowała ten cholerny drugi wątek, którego tak się czepiał! — A pani chłopak? — spytałam ostrożnie. — On też coś…? Popatrzyła na mnie i już nie musiała odpowiadać. Piorun ciężki. Obydwoje coś zmalowali, i co to, u diabła, mogło być? Zaczęłam gwałtownie rozważać, czy rzeczywiście muszę Januszowi wszystko mówić, no owszem, powinnam, ale może udałoby się z pewnym opóźnieniem…? Od Janusza pójdzie do Henia, od Henia do Tyrana, Kasia zwłóczy, może usiłuje się wyplątać, a może istotnie przeczekuje jakąś terminową pracę… — On rzeczywiście ma tę robotę? — spytałam. — To prawda? Kasia kiwnęła głową bardzo energicznie. — Prawda absolutna. Który dzisiaj? Dwudziesty drugi? Dwudziestego szóstego już będzie wolny, na dwudziestego piątego ma termin. Nie możemy sobie pozwolić na to, żeby go wzywali i zajmowali mu czas, ale później… no nie wiem… boję się powiedzieć wszystko, ja nie wiem, jak policja reaguje… A ja naprawdę mam już dosyć i chcę zacząć ludzkie życie. Ciekawość gryzła mnie już wszędzie. Coraz szybciej utwierdzałam się w mniemaniu, że moja szczerość w stosunku do Janusza nie musi być taka wybuchowa, trochę się może odleżeć. A gdyby zwalić na sklerozę…? Wyleciało mi z głowy, co ta Kasia powiedziała i przypomniałam sobie dopiero po kilku dniach… Decyzję za mnie podjęła Kasia. — Nie — rzekła stanowczo, chociaż z przygnębieniem. — Nie będę pani stawiać w głupiej sytuacji. Owszem, powiem wszystko i poradzę się pani, ale jak już nie będzie tego noża na gardle. Niech Bartek skończy i potem wola boska… Tyle się z tego dowiedziałam, że chłopak ma na imię Bartek. Niepewnie trochę spytałam, co tam robiła na Filtrowej i u kogo była. Udało mi się powstrzymać przed ujawnieniem faktu, że jest pilnowana. — Taka starsza pani tam mieszka — odparła Kasia obojętnie. — Przyjaciółka mojej babki. Bywam u niej czasem, ona mi opowiada o rodzinie. Mnóstwo pamięta i coraz więcej się dowiaduję. Nic ma pani pojęcia, jak to głupio nic kompletnie o własnej rodzinie nie wiedzieć… Przypomniałam sobie nagle gadanie pani Krysi. — Ale zdaje się, że ta starsza pani jest wręcz bezcenna? — zauważyłam. — I to pod każdym względem. Pani Pyszczewska twierdzi, że cały stan posiadania pani ciotki w gruncie rzeczy do pani należał. Ona sama i ta właśnie przyjaciółka babki mogą zaświadczyć, co przypuszczam, że będzie potrzebne. Musi pani przecież uporządkować sprawy finansowe i mieszkaniowe. Kasia wykonała gest, jakby zamierzała machnąć ręką, i powstrzymała się w połowie. — Tak, oczywiście. Teraz już nawet jestem pewna, że to prawda, to znaczy pieniądze po babce należały do mnie i babka potrafiła to zabezpieczyć. Mam wrażenie, że jestem bogata. Boże drogi, gdybym wiedziała o tym wcześniej…! — To co? Popatrzyła na mnie. Otworzyła usta, zamknęła, westchnęła ciężko, znów otworzyła. — Chciałam powiedzieć, że nie miałabym teraz żadnych kłopotów, ale uświadomiłam sobie, że to nieprawda. Miałabym w każdym wypadku. Czy ja będę mogła… Jak Bartek skończy, czy ja będę mogła porozmawiać z panią w cztery oczy…? Wszystko to razem brzmiało wysoce podejrzanie, ale zapewniłam ją, że tak, z całą pewnością. I ciekawość mną kierowała, i współczucie. Wypuściłam ją z samochodu przy Willowej, po czym postarałam się nie wrócić do domu aż do wieczora, żeby nie musieć nic mówić. Produkty na przynętę dla Henia pochodziły tym razem wyłącznie z działu garmażeryjnego baru Corner. Do spotkania Kasi przyznałam się dopiero przy deserze, niejako pod przymusem. Nie miałam żadnych wątpliwości, że jutro o tym spotkaniu Henio będzie już wiedział. — Powiedziała mi to samo, co i wam — powiadomiłam ich obu razem. — Chłopak ma robotę i ona go chroni z całej siły, nie dziwię się… Głównie zajęta jest swoją rodzinną przeszłością i zbrodniami się nie para, nie ma głowy do tego. Henio mi uwierzył, Janusz nie. Swoją niewiarę ukrył przed kolegą po fachu, ujawnił ją dopiero po jego wyjściu