Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Poniewczasie opadły mnie wyrzuty sumienia. Martin aż syknął, a Jessie skuliła się w krześle. Sędzia podniósł wzrok. — Wyrzuty sumienia? — Z powodu mojej żony. Zazwyczaj tego nie robię. — Czego, panie Ciarke? Nie gwałci pan przygodnie poznanych kobiet? — Na miłość boską, nie zgwałciłem jej! — krzyknął łan. Na jego czole pojawiły się kropelki potu. — Czułem się winny, że zdradziłem żonę. — Ale zmusił pan pannę Burton, żeby poszła z panem do hotelu? — Nic podobnego. To. był jej pokój, nie mój. To ona mnie zaprosiła. — Po co? — Na drinka. I zapewne na to właśnie, co zrobiliśmy. — Jak pan sądzi, dlaczego w takim razie oskarżyła pana o gwałt? — Nie mam pojęcia. — łan był blady i wyczerpany. Sędzia pokręcił głową i rozejrzał się po sali. — Proszę państwa, celem tego przesłuchania jest ustalenie, czy mamy tu do czynienia z nieporozumieniem, czy też gwałt rzeczywiście miał miejsce i jako taki podlega jurysdykcji. Do mnie należy decyzja, esr.y zakończyć postępowanie, czy też przekazać sprawę do rozpatrzenia lawie przysięgłych. Aby sprawę zamknąć, muszę mieć absolutną pewność, że zostały wyjaśnione wszystkie okoliczności. Tymczasem •ytuacja nie jest tak prosta. Nie mamy żadnych świadectw poza »e?.naniami stron, te zaś krańcowo się od siebie różnią. Panna Burton twierdzi, że została zgwałcona, pan Ciarke temu zaprzecza. Zarzut jest poważny, toteż o winie bądź niewinności orzeknie ława przysięgłych. Pan Ciarke zostanie postawiony w stan oskarżenia w ciągu dwóch tygodni od dnia dzisiejszego. Sprawę rozpatrzy ława pod przewodnictwem sędziego Simona Warbergera. Sąd zakończył posiedzenie. To powiedziawszy, sędzia wstał i wyszedł z sali. łan i Jessica też się podnieśli. Patrzyli na siebie zmieszani, podczas (dy Martin Schwartz przewracał papiery. Margaret Burton wymknęła |i( 7. sali w asyście inspektora Houghtona. — I co teraz? — szepnęła Jessica. — Chyba słyszałaś. Będzie proces. — Tak... — Jessie spojrzała w ślad za Margaret Burton, pełna , ( ,}cej nienawiści do tej kobiety, która z niewytłumaczalnych \ | czyn zburzyła ich życie. Dlaczego? Przesłuchanie nie powiedziało | (> 1111 c, czego nie wiedziałaby trzy godziny wcześniej. — I co, Martinie? [ = /wróciła się do adwokata. — Co o tym myślisz? | - Omówimy to w moim biurze, ale coś mi się tu nie podoba. | f. 'ywiście nie mam pewności, ale przed laty prowadziłem podobną l- H 'i .iwę. Szaloną sprawę z szaloną powódką. Chodziło o zemstę. Nie na ililnpaku, którego oskarżyła o gwałt, ale na kimś, kto zgwałcił ją jako |t»ii '"łatkę. Po dwudziestu dwóch latach wzięła odwet na obcym W" użyźnię. Obym był złym prorokiem, ale to mi przypomina tamtą IWę. Il8 119 DANIELLE STEEL TERAZ I NA ZAWSZE Schwartz mówił bardzo cicho, toteż Jessica nachyliła się nad nim, by lepiej słyszeć. Ona również miała dziwne przeczucia co do tej kobiety, łan był zbyt wstrząśnięty, by zdobyć się na jakąś reakcję. Patrzył poirytowany na Jessie. — Mówiłem ci, żebyś zaczekała na zewnątrz. — Nie mogłam. — No tak. Czułem, że cię tu przygna. Świetna zabawa, nie? — w jego głosie słychać było gorycz i zmęczenie. Zostali sami w sali rozpraw, łan rozejrzał się dookoła, jakby przed chwilą obudził się ze złego snu. Nawet Jessie miała uczucie, że od rana postarzała się o pięć lat. — Kiedy będzie proces? — spytała adwokata. Nie wiedziała, jak ma rozmawiać z łanem. Tyle mieli sobie do powiedzenia! Zbyt wiele... — W ciągu sześciu tygodni. Jak słyszeliście, za dwa tygodnie łan zostanie postawiony w stan oskarżenia. Musimy szybko odwalić spory kawał roboty — oświadczył trzeźwo Martin. Jessikę aż korciło, by spytać, jak skończyła się tamta sprawa, o której napomknął, lecz zwyczajnie się bała. łan też się nie odzywał, a Martin nie spieszył się z informacją. — Green będzie się tym zajmował dzień i noc, a was proszę, żebyście byli osiągalni na każde moje wezwanie — rzekł surowo. — Oczywiście — zapewniła Jessie, hamując łzy. Wciąż mówiła szeptem, choć nie było już takiej potrzeby, — Wygramy, prawda? — Będzie ciężko. Mamy świadectwo tej kobiety przeciwko twojemu, lanie. Ale tak, powinniśmy wygrać. Nie zabrzmiało to zbyt pewnie i Jessie znów poczuła brzemię wszystkiego. Jak do tego doszło? Co było przyczyną? Czy naprawdę łan był aż tak spragniony kobiety, a ona zbyt długo siedziała w Nowym Jorku? Nawinął się tej Burton przez nieszczęśliwy przypadek czy też go sobie upatrzyła? Kto był temu winny? I kiedy to się wreszcie skończy? — Czy sąd może unieważnić zwolnienie za kaucją? — zadała dręczące ją pytanie, łan też się tego bał. — Może, ale nie musi, tym bardziej że sędzia w ogóle o tym nie wspomniał. Dopóki łan będzie się stawiał w sądzie, nie ma się czego obawiać. Tylko nigdzie teraz nie wyjeżdżajcie. Żadnych podróży w interesach, nagłych zniknięć, wizyt u rodziny na wschodzie. Macie nlcdzieć w domu. Zresztą będziecie mi potrzebni. Jasne? Przytaknęli skwapliwie, wychodząc z sali. Słowa adwokata nie iliiwały Jessie spokoju. Rodzina? Jaka rodzina? Rodzice lana, starzy i słabego zdrowia, byli ostatnimi ludźmi, do których mogliby się /wrócić