Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
T-Bone, kapujesz pan, był zarejestrowanym użyt- kownikiem tego gówna. Znaczy się, teczki. Wystarczyło, że odszedł od niej na dziesięć kroków i bum! Wszystko poszło w cholerę. — Dlaczego? Piszczek patrzy na Hiro, jakby ten był idiotą. — Wiesz pan, ja nie pracuję w wywiadzie, ale wiem jedno: ten, kto robi to świń- stwo. .. mówią na nie Odliczanka, Czerwony Kapturek albo Za- mieć.. . ma świra na punkcie tajemnicy handlowej. Jeśli handlarz zostawi teczkę albo ją zgubi, albo chce dać ją komuś innemu... bum! — Myślisz, że Krypsi zechcą policzyć się z Krukiem? — Może, ale nie w Chinatown! — Piszczek znowu jest wkur- wiony. Retrospektywnie. — Nie rozumiem tego faceta! Z ochotą zabiłbym sukinsyna! — Kruka? — Nie, tego Krypsa. Ma szczęście, że Kruk dobrał się do niego pierwszy. — Goniłeś Krypsa? — A co żeś pan myślał? Że uganiałem się za Krukiem? — Chyba tak... To znaczy, Kruk jest przestępcą, nie? — Z całą pewnością. I goniłbym go, gdybym był policjantem i miał obowiązek ścigać przestępców. Ale jestem Pacyfikatorem i moim zadaniem jest utrzymanie porządku, ładu społecznego i spokoju. I dlatego zrobi(. wszystko... podobnie jak każdy inny Pacyfikator w mieście... żeby Krukowi nie spadł włos z głowy. A jeśli masz pan zamiar szukać Kruka i mścić się za tego kolesia, którego skasował, to możesz pan o tym zapomnieć. — Skasował? Kolesia" — wtrąca się D.U. Nie widziała, co spotkało Lagosa. Podtekst, jaki kryje się za słowami Piszczka, przeraża Hiro. — Czy dlatego wszyscy mówili mi, żebym uważał na Kruka? Bali się, że go zaatakuję! — Trafiłeś pan, jak to mówią, w sedno — stwierdza Piszczek, zerkając na miecze. — Dlaczego wszyscy bronią Kruka? Piszczek uśmiecha się, jakby przed sekundą wkroczył do królestwa nierzeczywistości. — Bo jest Suwerenny. — Więc można wypowiedzieć mu wojnę! — Wypowiadanie wojny mocarstwu nuklearnemu nie jest dobrym pomysłem. — Cooo! — Cholera... — Piszczek kręci głową — ...gdybym wie- dział, koleś, że nie masz pojęcia o całej sprawie, nie wsiadłbyś do mojego auta. Myślałem, że jesteś poważnym gościem od mokrej roboty z CKW. A teraz, mówisz mi, koleś, że nie wiesz nic o Kruku!? — Owszem, właśnie to mówię. — Dobra, powiem ci, żebyś nie robił więcej szumu. Kruk wozi się z głowicą torpedy, którą podpierdolił ze starej, ruskiej łodzi podwodnej. Ta torpeda miała jednym uderzeniem zmieść całą armadę krążowników. Kapujesz? Mówimy o nuklearnej tor- pedzie, jakbyś jeszcze nie wiedział. No dobra... Widziałeś wózek przy harleyu Kruka, nie? Rzecz w tym, że to nie żaden wózek a bomba wodorowa, człowieku! Uzbrojona i niebezpieczna. Za- palnik połączony jest z elektrodami EEG, które Kruk wstrzelił se w czaszkę. Jak Kruk jest kaput, bomba robi bum, kapujesz? Więc jak Kruk odwiedza nasze miasto, robimy wszystko, żeby czuł się jak w domu. Hiro stoi z otwartymi ustami. D.U. zabiera głos zamiast niego. — Już wszystko wiemy — oznajmia. — Mówię za siebie i za mojego partnera: będziemy trzymać się od niego z daleka. 21 D.U. wścieka się. Nie ma zamiaru spędzić na tym zjeździe całego popołudnia jak psie gówno na poboczu. Cały ruch z cen- trum do Compton odbywa się po Harbor Freeway, ale zjazdy z autostrady są tak rzadko używane, że w dziurach w asfalcie ros- ną spokojnie suchokrzewy. D.U. nie chce wjeżdżać do Compton przy pomocy nożnego napędu. Musi spunić coś dużego i w miarę szybkiego. Nie może skorzystać ze zwykłej sztuczki, polegającej na za- mówieniu pizzy w tę okolicę i spunieniu dowozicielatora, bo żadna porządna pizzeria nie dostarcza towaru do tej dzielnicy. Jedyne, co może, to czekać na poboczu na przejeżdżającego frajera. Czekać godzinami. Jak psie gówno. Nie podoba się jej ta dostawa. Ale kierownik franszulatu uparł się tylko na nią. Nikogo innego. Daje jej tyle pieniędzy, że to aż nieprzyzwoite. W paczce musi być pełno jeszcze ciepłych narko- tyków. Ale to nic w porównaniu z tym, co dzieje się potem. D.U. jedzie sobie po Harbor Freeway i zbliża się do cholernego zjazdu przyczepiona do sunącej na południe półciężarówki
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Ale wyraz tej twa- rzy, ruchy warg, iskierki w oczach — to była Sylvie...
- W czerwcu przyszłego roku skończę sześćdziesiąt pięć lat - pomarszczona i zżółkła od słońca jak suszona morela...
- Pewien pisarz turecki w 1640 r...
- W paĹşdzierniku 1962 r...
- Między nim a Rosnerem i Horowitzem nawiązała się rozmowa...
- Trafiła w odległą o pół kilometra alejkę ogrodową i leżała, połyskując jak klejnot w popołudniowym słońcu...
- Uczniowie wciąż jeszcze me podejrzewali Judasza, widzieli jednak ze Chrystus był bardzo głęboko poruszony...
- Możliwości przyswajania i asymilacji ludzkiej są ograniczone...
- - Za to ty zbyt dużo - roześmiała się Wirginia, na którą wszyscy wołali Winia...
- Natomiast przeniesienie werbunku na inny teren, poza lokalną społeczność okazało się nie takie proste i dla wielu nastręczało trudności...