Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Panna Effingham siedziała nieco dalej, po tej samej stronie stołu co Rannulf, pomiędzy Roy-Hillem i Branwellem Lawem. Rozmawiała z nimi z ożywieniem. Kilkakrotnie lady EfFingham wychyliła się do niej, by dowiedzieć się, co spowodowało ten czy ów wybuch śmiechu. – Lord Rannulf i ja, i wszyscy tutaj, czujemy się całkiem wyłączeni z najlepszej zabawy, kochanie – rzuciła przy jednej z tych okazji. Judith Law siedziała po drugiej stronie stołu i rozmawiała cicho z siedzącymi przy niej wujem i Richardem Warrenem. Nikt, patrząc na nią, nie domyśliłby się, że zaledwie parę godzin temu przeżyła tak okropny incydent. Była prawdziwą damą. W przeciwieństwie do swojej ciotki, mimo jej elegancji i powierzchownej ogłady. Jak wszystkie panie z Harewood Judith przebrała się do kolacji w przeznaczonym dla niej pokoju. Ubrała się w tę samą złoto-kremową suknię z jedwabiu, którą miała na sobie drugiego wieczoru w gospodzie Pod Beczką Rumu. Zapamiętał tę suknię ze względu na jej elegancką prostotę, którą wtedy uznał za celową powściągliwość, cechującą wszystkie jej stroje. Teraz suknię poszerzono w szwach pasami ciemno-kremowego materiału. Ten sam materiał wszyto w dekolt, tak by bardziej zasłonił piersi. Wcięcie w talii było prawie niewidoczne. Judith włożyła ładny, koronkowy czepek, który jednak, jak można się było spodziewać, dokładnie zakrywał jej włosy. Rannulf zastanawiał się, kto z siedzących przy stole zdawał sobie sprawę, że Judith nie ma jeszcze trzydziestu lat. Albo wiedział, jaki jest kolor jej włosów czy oczu. Tego dnia jedna rzecz stała się dla niego przeraźliwie jasna. Nie mógł, po prostu nie mógł ożenić się z córunią Effinghamów. Oszalałby już po tygodniu małżeństwa. Nie chodziło tylko o to, że jest głupia i trzpiotowata. Bardziej raziły go jej próżność i egoizm. Małżeństwo z nim interesowało ją tylko dlatego, że był książęcym synem i bogatym człowiekiem. Nawet nie próbowała poznać go bliżej, nie uczyniła najmniejszego wysiłku. I pewnie nigdy nie uczyni. Rannulf przeżyje pięćdziesiąt lat z kobietą, która nigdy nie zapragnie poznać jego myśli i uczuć. Przez ostatnie dziesięć lat tłumił w sobie poczucie winy, ponieważ nie spełnił synowskiego obowiązku. Odmówił zostania duchownym, jak to zaplanował dla niego ojciec. Pędził życie bez celu, od czasu do czasu nurzając się w rozpuście. I dopiero ostatnio postanowił nadać swemu życiu jakiś sens. Zapragnął stać się światłym, zaangażowanym i odpowiedzialnym, może nawet postępowym ziemianinem. Lecz pannie Effingham byłoby to z pewnością obojętne. Nie musiał poświęcać zbyt wiele uwagi rozmowie przy stole, zajął się więc własnymi myślami. Nie może ożenić się z panną Effingham. Ale nie może też sprawić zawodu babce. Czy oprócz niego nikt nie zauważył sztywności jej ruchów? Ani tego, że głębokie bruzdy wokół ust zdradzają skrywany ból? Albo że promienność jej spojrzenia maskuje śmiertelne zmęczenie? A przecież to przyjęcie w ogrodzie, przeciągające się aż do kolacji, a nawet jeszcze dłużej, było właśnie jej pomysłem. Rannulf kilkakrotnie spojrzał na nią z czułością i irytacją. A Judith Law? Zastanawiał się, czy wyczuła, że tego popołudnia niejeden, ale dwóch mężczyzn pożądało jej z równą siłą. Rannulf wstydził się bezgranicznie, że zapragnął jej tak desperacko jak Effingham. Blada, w poszarpanym ubraniu i z gołą głową wydała mu się niesamowicie pociągająca. Drżąca i oszołomiona, bezwiednie skłaniała go, by pocieszył ją w zupełnie inny sposób niż ten, który ostatecznie jej ofiarował. Siedząc obok niej w altanie, musiał okiełznać własną żądzę. Całym wysiłkiem woli skupił się na tym, by zapewnić Judith spokój i bezpieczeństwo, których, jak przeczuwał, potrzebowała. I przez cały czas zadręczał się, że niczym się nie różni od Effinghama. Zawsze postrzegał kobiety jako istoty stworzone dla jego rozkoszy i przyjemności, które brał i wykorzystywał, którym płacił i zapominał. Oczywiście nie dotyczyło to jego sióstr. I innych dam. I wszystkich cnotliwych kobiet. I nawet kilku o wątpliwej reputacji, które mu odmówiły. Dramat kobiet tak pięknych i hojnie obdarzonych przez naturę jak Judith Law polegał na tym, że mężczyzn na ich widok zawsze ogarniała żądza i nigdy nie zauważali w nich osoby, a tylko obiekt pożądania. Babka Rannulfa wstała z miejsca, przerywając mu tok bezładnych myśli, i zaprosiła wszystkie damy do salonu. Po ich wyjściu kusiło go bardzo, by zostać w jadalni i zabawiać się rozmową w wyłącznie męskim gronie, popijając porto. Podejrzewał zresztą, że sir George Effingham i wielu innych dżentelmenów nie miałoby nic przeciwko temu, by spędzić resztę wieczoru przy stole. Obowiązek jednak wzywał. Rannulf obiecał sobie, że wystąpi w roli gospodarza i zdejmie przynajmniej część obowiązków towarzyskich z ramion babki. Wstał po zaledwie dwudziestu minutach, a zebrani panowie przeszli za nim do salonu. Na tego rodzaju przyjęciach po kolacji młode damy gromadziły się zwykle przy fortepianie i zabawiały zebranych grą. Rannulf postanowił do tego nie dopuścić. Panna Effingham niechybnie zawłaszczyłaby instrument do końca wieczoru, a on musiałby jej przewracać nuty. Obmyślił więc inną rozrywkę. – Napijemy się herbaty, a potem każdy z nas będzie zabawiał resztę towarzystwa – oznajmił. – Każdy z nas, kto... niech pomyślę... kto nie ma jeszcze trzydziestu lat. Rozległy się gromkie protesty, przede wszystkim mężczyzn. Rannulf jednak uciął je gestem ręki i się roześmiał. – Dlaczego tylko damy mają się popisywać swymi talentami i umiejętnościami? – spytał. – Z pewnością wszyscy potrafimy zrobić coś, co zabawi pozostałych. – Bedwyn, a któż by chciał słuchać mojego śpiewu? – zawołał lord Braithwaite
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- W chwili kiedy krewny, przybyBy na widzenie z wizniem, znajdzie si ju| w siedzibie Trzeciego OddziaBu, sprawujcego piecz nad danym obozem, musi podpisa zobowizanie, |e po powrocie do miejsca zamieszkania nie zdradzi si ani jednym sBowem z tym, co przez druty nawet dojrzaB po tamtej stronie wolno[ci; podobne zobowizanie podpisuje wizieD wezwany na widzenie, zarczajc tym razem ju| pod grozb najwy|szych mier nakazanija (a| do kary [mierci wBcznie) |e nie bdzie w rozmowie poruszaB tematów zwizanych z warunkami |ycia jego i innych wizniów w obozie
- Normalnie to ja całe boże dnie chodzę sobie, jeżdżę, jak się da, tu jestem parę dni, potem gdzie indziej się przenoszę, potem znowu gdzie indziej i ja w tym wiecznym ruchu spotykam...
- Moglibyście pomyśleć, że były bardziej oczywiste powody: mój mąż mnie ignorował albo dzieci były nieznośne, albo moja praca była jak kierat, albo że chciałam sobie...
- A cóż powiedzieć o filozofii, o metafizyce? Zmieciona, unicestwiana dzień po dniu i to z najrozmaitszych powodów: przez empirystów XVIII wieku, przez He-gla, przez Marksa,...
- Opowiadano sobie z niemałą grozą, jakoby gdzieś na dalekim Wschodzie spadł temi czasy z nieba olbrzymi potwór mający trzy wiorsty długości a pół wiorsty szerokości...
- Mimo że ojciec i rodzeństwo troszczyli się o mnie jeszcze bardziej, mimo że staliśmy się sobie jeszcze bliżsi, wszystko się zmieniło...
- Nowy minister spraw zagranicznych Ottokar Czernin nie wahał się powiedzieć: „Monarchia prowadzi wojnę obronną i osiągnie wiele, jeśli ukończy wojnę zachowując...
- Nazimow zawołał: „Cyt!", ale już było za późno; tego, com powiedział, było dosyć dla uspokojenia Owsianego, który i tak miał mi za złe, żem się wygadał o naszej...
- Nagle sobie uświadomiłem, że wszelkie informacje, które otrzymałem od istot – wiedzę pochodzącą z samego przeżycia, w tym z poprzedniego NDE – mogłem w końcu otrzymać...
- Och, potrafię sobie wyobrazić, jaką masz teraz minę! Nie przejmuj się, nie zamierzam się poddać! W gruncie rzeczy, mogę Ci udzielić innej odpowiedzi na pytanie, jakie zawsze...