Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Jest to bowiem rodzaj niewolnictwa. Pozostawałaby w absolutnej zależności od Lacocha. Mieszkałabyś z nim i on by decydował o twoich podstawowych potrzebach, takich jak mieszkanie i wyżywienie. W zamian nauczyłabyś się i wyćwiczyła podstawowe umiejętności – gotowanie, sprzątanie, drobne naprawy. Miejscowi pokażą ci, o co chodzi. Poza tym, będziesz sprzątała jego biuro i służyła mu za posłańca i robiła to wszystko, czego sobie zażyczy. W razie potrzeby, możesz zostać również wezwana przez którąkolwiek z Firm do jakichś dodatkowych prac przy żniwach czy usługach. – To przypomina obowiązki robota domowego wyglądała na kompletnie zaskoczoną. – Mniej więcej – przyznał Korman. – Tyle, że tutaj nie ma robotów. Poza tym, nie licząc uczynienia cię obiektem eksperymentów, niewiele więcej możemy dla ciebie zrobić. – Eksper... – aż podskoczyła słysząc te słowa. To znaczy, jak jakieś zwierzę? Skinął z powagą głową i zwrócił się do mnie. – Zgodziłbyś się na taki układ? Byłem w niejakim kłopocie. Dla każdego, prócz Zali, musiało to brzmieć okropnie, nieludzko, w najwyższym stopniu poniżające... ale czy ona miała jakiś wybór? – Jeśli ona jest chętna, ja się zgadzam – odparłem. – Słucham? – skierował wzrok ponownie na nią. – Chciała... chciałabym pojechać z Parkiem, ale nie wiem, czy potrafię... Korman uśmiechnął się, wykonał magiczny gest i wyczarował fiolkę z czerwonawym płynem. Wręczył ją dziewczynie. – Najstarszy dar czarowników w historii magii oznajmił. – Jeśli się zdecydujesz, pójdziecie oboje do waszego pokoiku na górze i kiedy już będziecie sami, Embuay, wypij to. Smak ma przyjemny i nie wyrządzi ci najmniejszej krzywdy, a uczyni wszystko o wiele łatwiejszym. Wzięła fiolkę i przyglądała się jej z zaciekawieniem. – Co... co to jest? – Napój – odparł. – Jak powiedziałem, najstarsza ze znanych mikstur. Starożytni nazwaliby ją napojem miłosnym. Wypij go, kiedy na pewno będziecie sami; może tuż przed udaniem się na spoczynek. I nagle znów opadła ściana ciszy i izolacji, ponownie znalazłem się sam na sam z Kormanem. – Czy to jest rzeczywiście napój miłosny? – spytałem. – Ani dla ciebie, ani dla mnie – zachichotał. Smakuje trochę jak lukrecja. Ja jednak przygotowałem odpowiednio jej umysł i napój ten będzie w jej przypadku skuteczny, ponieważ ona w niego wierzy, a to wyzwoli powstanie odpowiedników układów „organizmów Wardena” w jej mózgu. – Którym? – nie mogłem się powstrzymać ad zadania tego pytania. – Faktycznie, to powinno być bardzo interesujące odpowiedział, nie zważając w ogóle na sarkazm zawarty w pytaniu. – Ośrodki emocji i ośrodki reakcji hormonalnych mieszczą się w zwierzęcej części mózgu, a nie w ludzkiej. Teoretycznie powinno to odnieść skutek w każdym przypadku... Mam nadzieję. Nie licz jednak na to. Jeśli ten drugi mózg jest tak dobry, jak sądzę, potrafi on kontrolować i zdusić praktycznie każdą reakcję emocjonalną. – Zamilkł na moment. – Dopilnuj, żeby to wypiła. I.. no cóż, powodzenia. – Na pewno przyda mi się troszkę szczęścia – odparłem z przekonaniem. Niemniej, jeśli wziąć wszystko pod uwagę, sprawy poszły o wiele lepiej, niż mogłem to sobie wyobrazić w najśmielszych marzeniach. Gdyby przyjąć, że wszystko znaczyło to, co znaczyło, to niewątpliwie podejrzewano kogoś innego, że jest, no cóż, mną; a mnie wyznaczono jedynie, bym miał na tego kogoś oko. Praktycznie siłą wpakowano mnie do obozu moich potencjalnych i naturalnych sojuszników, do obozu Korila, i dano mi możliwość wyboru: albo przyłączyć się do superpotężnego ruchu oporu, oddanego zresztą mej własnej sprawie, albo zdradzić ten ruch, co pozwoliłoby mi na odpowiednie entre na dwór Aeolii Matuzeod razu w charakterze człowieka zaufanego. Do diabła, w żadnym wypadku nie mogłem przegrać! Zala natomiast stanowiła ciągle wielką niewiadomą. Im bardziej ją analizowałem, tym bardziej zaczynałem dochodzić do wniosku, że nie może być ona tą osobą, za którą się podaje. Tak słabe ego było bowiem nie do pomyślenia w światach cywilizowanych. Jakiś czas później siedzieliśmy w naszym pokoju i rozmawialiśmy. Wspomnienie przeprowadzonej tam na dole tak otwarcie i na zimno analizy jej niskiego mniemania o sobie – nawet jeśli było ono rzeczą oczywistą – pozostawiło we mnie nieprzyjemny osad. – Chcę z tobą pojechać – przyznała szczerze jednak ludzie traktowani jak własność... to istne barbarzyństwo! – wyjęła fiolkę i przyglądała jej się podejrzliwie. – Nie musisz tego brać – zapewniałem. Wystarczy, że ze mną pojedziesz. – Nie – pokręciła głową, nie odrywając oczu od fiolki. – Wiem, co by się wówczas wydarzyło. Zbuntowałabym się albo oszalała i byłabym jeszcze gorsza, niż jestem teraz. Być może... być może, tak będzie dla mnie najlepiej. – Ta mikstura może w ogóle nie zadziałać – zauważyłem. – Sam pomysł jest całkiem niedorzeczny. Napój miłosny! Odnoszę wrażenie, że z tym jest tak, jak ze wszystkimi innymi na tym wariackim świecie: napój miłosny jest nim tylko wtedy, kiedy go za takowy uważasz. – A swoją drogą ciekawe, co miał na myśli nazywając to napojem miłosnym? – zastanawiała się. Czy miał na myśli kochanie się? – Nie, nie sądzę. Chodzi tu o pewną starożytną i romantyczną ideę. Mam wątpliwości, czy jakakolwiek buteleczka jest w stanie ją ożywić. Wyjęła korek i powąchała zawartość. – Pachnie jak cukierek. – Posłuchaj – westchnąłem i ułożyłem się wygodnie na łóżku. – Daj temu na razie spokój i chodźmy spać. Możesz to zabrać ze sobą, jeśli zechcesz. Teraz jednak musimy się trochę przespać... Czeka nas jutro długi i męczący dzień. – Przy... przypuszczam, że masz rację. Ale, do diabła, Park, ja się boję! Boję się samej siebie, boję się tego miasta, boję się... życia. – To ostatnie słowo wypowiadała powoli, ze zdumieniem, jak gdyby właśnie akceptowała tę prawdę. Patrzyłem na nią z zaciekawieniem, kiedy nagle wyciągnęła korek, uniosła buteleczkę do ust... i zastygła. To dziwny widok; jak gdyby podjęła decyzję, zaczęła pić i skamieniała w połowie tej czynności.. Chociaż.:. jakiś ruch jednak występował. Jej dłoń – i tylko jej dłoń, i ramię podtrzymujące fiolkę – drgnęły, uniosły się nieco w górę, opadły po chwili, opadły jeszcze niżej, jak gdyby zmagała się sama ze sobą, na skutek otrzymywania zupełnie sprzecznych rozkazów z mózgu. Patrzyłem zafascynowany. Dwa umysły, powiedział Korman. Dwa umysły i jeden centralny układ nerwowy
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- W chwili kiedy krewny, przybyBy na widzenie z wizniem, znajdzie si ju| w siedzibie Trzeciego OddziaBu, sprawujcego piecz nad danym obozem, musi podpisa zobowizanie, |e po powrocie do miejsca zamieszkania nie zdradzi si ani jednym sBowem z tym, co przez druty nawet dojrzaB po tamtej stronie wolno[ci; podobne zobowizanie podpisuje wizieD wezwany na widzenie, zarczajc tym razem ju| pod grozb najwy|szych mier nakazanija (a| do kary [mierci wBcznie) |e nie bdzie w rozmowie poruszaB tematów zwizanych z warunkami |ycia jego i innych wizniów w obozie
- Czy tak czuje się przywołany zombi? Nie, w przypadku zombi przywołujący musi znajdować się w zasięgu głosu...
- Z punktu widzenia składu etnicznego wydaje się, że można ustalić następującą regułę (napisałam: "wydaje się", gdyż jest to sprawa sporna, wrócę do niej nieco dalej, por...
- Nieco inaczej ujmuje to Bolivar Lamounier: demokratyczna integracj; jest "procesem, dzięki któremu demokratyczne wzory zaczynają być cenion same w sobie"...
- Dzidy i muszkiety poruszały się z taką dokładnością, jakby żelazne władały nimi ręce, krzyki wojenne rozlegały się tak gromko, jakby z najzdrowszych wychodziły piersi -...
- - Co pani jest? Czy pani źle się czuje? - spytał po francusku...
- Cała bliższa i dalsza rodzina poruszona jest do żywego zapowiedzią tragicznej katastrofy, jaka zdaje się wisieć niby miecz Damoklesa nad głową drogiego wszystkim...
- Lecący samolot wskazywał im, którym szlakiem wodnym poruszają się marines i w którym kierunku zmierzają...
- Śmieszna ta nasza znajomość, myślałem, i to, że ja tak jak starzec, mędrzec czuję się wobec niego, ale coś z prawdy w tym było, najważniejsze już to, że on zawsze trzymał z...
- Na przykład, czuje się ból we wnętrzu, próbuje się coś zrobić i rani się siebie na zewnątrz, bo pragnie się pomocy, ale nie o taką pomoc chodzi...