Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- Mając nadzwyczajne pełnomocnictwa możesz coś jeszcze zrobić. Philpott potrząsnął głową. - Dobra rada, tyle że spóźniona. Za chwilę odlecą, po co mieliby zwlekać. Co najwyżej mogę sprawdzić ich plan lotu, jeżeli takowy wypełnili, w co wątpię. A gdyby nawet, to dlaczego nie mieliby go zmienić? Sonia spytała, co dalej. - Muszą sobie jakoś radzić - odparł Philpott. - W takich sytuacjach Sabrina jest dobra, a C.W. jeszcze lepszy. Teraz wszystko zależy od nich. Dadzą znać, jeżeli im się nadarzy okazja. Mam tylko nadzieję, że ten drań ich nie załatwi... Sonia spojrzała w ślad za jego wyciągniętym palcem. Mike Graham, któremu jakiś uprzejmy pracownik lotniska wskazał drogę, śpieszył w stronę śmigłowca. Drzwi helikoptera otworzyły się na jego powitanie, silnik zastartował i wielkie rotory zaczęły się obracać. Sabrina i C.W. byli skazani na własne siły. W wielkim śmigłowcu Graham naliczył sześć osób. Rozejrzał się po otaczających go twarzach, ale nie, nie znał nikogo. Jeden z mężczyzn był lekarzem, w białym fartuchu i ze stetoskopem zawieszonym na szyi. Cztery osoby leżały na rozkładanych łóżkach, przysuniętych do ścian helikoptera. Mike wywnioskował, że dowódcą jest jedyny mężczyzna, który stał. Skinął mu więc głową i przedstawił się. Claude podał mu rękę. Sabrina, która obserwowała Grahama ukradkiem ze swojego posłania, odwróciła się szybko twarzą do ściany. Najpierw twarz, pomyślała... a teraz nazwisko! Znała go. Wiedziała też, kim jest - a raczej kim był. Pogłoski na jego temat, które do niej dotarły od czasu ich ostatniego spotkania, nie wróżyły nic dobrego. - Innych pozna pan później - rzekł Claude. Mike dostrzegł, że wśród jego nowych kolegów znajduje się potężnie zbudowany Murzyn, dalej kobieta, następnie niski, zwalisty mężczyzna o byczym karku i wreszcie jakiś Azjata. Lekarz wyglądał po prostu na lekarza, natomiast Claude - mężczyzna z blizną - był niewątpliwie Francuzem. Wskazał Grahamowi wolne posłanie. Mike położył się bez dyskusji. Idąc za przykładem pozostałych, zamknął oczy, lecz otworzył je, słysząc dziwny syk. Lekarz pochylał się nad osiłkiem, przytykając mu do twarzy pojemnik z gazem usypiającym. Mike uznał, że jest to kolejny pomysł Smitha mający zapewnić całkowite bezpieczeństwo, toteż nie protestował, kiedy lekarz podszedł do niego, nachylił się i zaaplikował mu to samo. W gruncie rzeczy, przyjął to nawet z ulgą - doktor miał przykry oddech. Philpott i Sonia w kamiennej ciszy przesłuchiwali nagranie głosu Smitha, zarejestrowane przez C.W. za pomocą zapalniczki, która w rzeczywistości była skomplikowanym i wielce precyzyjnym urządzeniem podsłuchowym, opracowanym przez ekspertów z UNACO. Zapalniczka podłączona była właśnie do aparatury stereofonicznej w limuzynie, którą wraz z szoferem oddał do ich dyspozycji rząd francuski. - ... Z chwilą, gdy przyjmiecie moje warunki, macie się z nikim nie kontaktować... zdrajcy będą karani śmiercią... może każę wam kogoś zabić... milion dolarów na głowę... Sonia zagwizdała. - Dzięki Bogu, mogę polegać na lojalności C.W. i Sabriny - powiedział Philpott, krzywiąc się. - To dopiero pokusa. Na szczęście są zbyt dobrze wyszkoleni, żeby się na to złapać... mam nadzieję. Rozległ się dzwonek radiotelefonu. Kiedy Sonia podnosiła słuchawkę, Philpott zacisnął pięść i uderzył się w udo. - Mam! krzyknął. - Wiem! Szkolenie! Jasne, to było tam. Sonia mówiła szybko do telefonu, jednocześnie zapisując coś w swoim nieodłącznym notesie. Skończyła, odłożyła słuchawkę i wyrwała z notesu górną kartkę. Podała ją Philpottowi, który uważnie przeczytał zapiski, ponuro kiwając głową. - To on, wszystko się zgadza - stwierdziła Sonia. - Czternastego stycznia tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego siódmego roku zwolniony ze służby w rezultacie poważnego załamania nerwowego. Od tej pory zachowuje się nieobliczalnie. A tego tutaj - postukała w kartkę paznokciem - nie mogłeś sobie przypomnieć, mam rację? - Właśnie sobie przypomniałem - odparł Philpott, zamykając oczy i opierając głowę na kosztownej tapicerce. Limuzyna z przydymionymi szybami zajechała przed Ritza. - Był ich najlepszym ekspertem od broni, więc naturalne, że brał udział w szkoleniu agentów CIA i ludzi spoza firmy. A na nasze nieszczęście - albo na szczęście Smitha - gościnnie prowadził zajęcia na kursie, na który wysłaliśmy Sabrinę. Sonia dotknęła jego dłoni. - Wykładowca nie musi pamiętać wszystkich swoich uczniów - powiedziała cicho. Philpott otworzył oczy i uśmiechnął się do niej z wdzięcznością. - Kochanie, czy na miejscu mężczyzny mogłabyś zapomnieć Sabrinę Carver? Sonia zamrugała. - Rozumiem. Philpott zagłębił się w miękkie siedzenie. - Chodzi mi o to - mruknął - że jeżeli Mike Graham ją zapamiętał, a nie mam co do tego żadnych złudzeń, to prawie pewne, że ją zadenuncjuje przed Smithem. - I...? - zapytała Sonia, choć wcale nie chciała usłyszeć odpowiedzi. - I Smith ją zabije. Pamiętasz, co powiedział? Zdrajcy będą karani śmiercią. Rozdział 6 Claude stał obok lekarza, który pochylał się troskliwie nad bezwładnym ciałem Sabriny Carver. Doktor uniósł podkreśloną ciemną kredką powiekę, odsłaniając sinawą białkówkę i straszliwie rozszerzoną źrenicę. - W porządku z nią? - zapytał Claude z niepokojem. Lekarz odwrócił się do niego. - Oczywiście - warknął. - A co, coś się nie podoba? - No... - zaczął Claude, lecz porywczy medyk żachnął się i wyrzucił z siebie potok fachowych bzdur. Claude uniósł ręce i wycofał się czym prędzej. - Dobrze, zgoda. Ja pana wcale nie krytykuję - zapewnił pośpiesznie. - Tyle że pan Smith powiedział... a... sam pan zresztą wie. - Doskonale pamiętam, co powiedział pan Smith - oświadczył lekarz pompatycznie. - Chciałbym tylko panu przypomnieć, że to ja jestem lekarzem. Dopóki ludzie ci znajdują się pod moją opieką, nie stanie im się najmniejsza krzywda... zakładając oczywiście, że żaden ignorant nie będzie mi się wtrącał. Ale jeżeli woli pan, żebym opowiedział panu Smithowi, jak to zawracał mi pan głowę i pętał się pod nogami, to naturalnie... - zawiesił głos