Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Gospodarz zawahał się, w końcu szczęknął dwoma zamkami, otworzył drzwi. Gość uśmiechnął się lekko. - Jeśli mnie nie pamiętasz... - Michał? - Gospodarz wyskoczył na klatkę schodową, jedną ręką chwycił dłoń Weissa, drugą klepnął go po ramieniu. - Michał! - Nie da się ukryć. - Uśmiech pojawił się znowu, teraz nieco szerszy. - Mogę wejść? - Jasne! - Ale nie jestem sam. - No to dlaczego nie mówisz? Michał cofnął się o dwa kroki, spojrzał w dół schodów i kiwnął głową. Rozległy się szybkie, lekkie kroki. Andrzej pomyślał: kobieta. Kiedy weszła na piętro, odruchowo ocenił jej zgrabne nogi, smukłą talię i twarz o regularnych rysach ozdobioną pięknymi, teraz zaciekawionymi oczami. Szybko cofnął się do mieszkania i energicznym gestem zaprosił gości. Dopiero w obszernym przedpokoju wyciągnął rękę do kobiety. - Andrzej Wasielewski. - Krystyna Grodziec. Obserwując ich z boku Michał zauważył, że oboje próbowali ocenić się nawzajem. Gospodarz zaprosił gości do pokoju. - Trochę się nie widzieliśmy - bąknął, gdy rozsiedli się w fotelach. - Mam akurat świeżo zaparzoną kawę. - Z przyjemnością wypiję - ucieszyła się Krystyna. Michał kiwnął głową. - Gdybyś jeszcze znalazł trochę zimnej mineralnej... - Moment! - Gospodarz wyskoczył do kuchni i stamtąd zawołał: - Właśnie wróciłem z dwudniowego wędkowania! Pojawił się w pokoju, niosąc zastawioną tacę. - Niestety nie mogę was poczęstować świeżą rybką. Nie miałem szczęścia - dokończył. Napełnił dwie filiżanki, podał jedną Krystynie, przysunął cukierniczkę i dzbanek ze śmietanką. Michał z przyjemnością skosztował kawy. - Wciąż jesteś emerytem? - zapytał. Andrzej kiwnął głową i podniósł do ust swoją olbrzymią filiżankę. - Wiesz, zastanawiałem się mnóstwo razy, jak zacząć z tobą rozmowę, ale nic sensownego nie wymyśliłem wyznał gość. Zerknął na Krystynę, która lekkim uśmiechem dodała mu odwagi. - Zacznę od tego, że mamy kłopoty. Z policją. Nie dlatego, że oszukałem urząd podatkowy. Wdepnęliśmy w jakąś aferę, którą policja chyba usiłuje wyciszyć. Za wszelką cenę, rozumiesz? - Na razie rozumiem, że chcesz mnie w to wciągnąć skrzywił się. - Co ja ci mogę powiedzieć? Wiesz, jak mnie wyrolowali w mojej kochanej firmie. Chciałbym się odegrać, przyznaję. Ale czy to wystarczy? Michał westchnął przeciągle. - Posłuchaj: dostałem dokument, z którego wynika jednoznacznie, że ten jakoby przypadkowy, oparty na nieporozumieniu rozbiór Polski był w rzeczywistości dokładnie zaplanowany. Dokument zawiera stenogramy narad, raporty, protokoły stanowiące dowód na istnienie spisku kilku rządów. Facet, który wysłał dokument do mnie, zniknął bez śladu, kobieta pośrednicząca w przekazaniu koperty zginęła w wypadku. Na pewno ściga nas policja, polska czy niemiecka, bez różnicy. Na razie im uciekliśmy. Dzisiaj rano utopiliśmy w jeziorze nasz ostatni samochód, ale obawiam się, że Gniezno jest szczelnie otoczone. Skończyły nam się pomysły. Nalał sobie wody mineralnej, chłodny płyn spienił się i zasyczał. Andrzej milczał przez chwilę, w końcu zapytał: - Więc jakie macie zamiary? Uciec z kraju czy rozpętać burzę? Goście wymienili bezradne spojrzenia. - Nie wiem. Z jednej strony przede wszystkim chcielibyśmy żyć spokojnie, ucieczka nie jest naszym żywiołem. Ale zdajemy sobie sprawę, że nie możemy tak po prostu wrócić do domu, włączyć telewizora i zapomnieć o wszystkim, bo stanowimy zagrożenie dla potężnych sił. Dlatego jedynym wyjściem jest opublikowanie tego dokumentu albo uzyskanie gwarancji bezpieczeństwa. - Zakołysał szklanką, chmara bąbelków oderwała się od dna z perlistym szeptem. - Ale nie wyobrażam sobie takich gwarancji, jeśli mam być szczery. Andrzej zmarszczył brwi i zapatrzył się na dyskretny wzór wykładziny. - Ten dokument... - zaczął w końcu. - To absolutnie pewna rzecz? Wykluczasz jakąś mistyfikację? Prowokację? Fałszerstwo? - Najpoważniejszym dowodem na jego prawdziwość jest ten pościg za nami. Zaczął opowiadać od początku. Od chwili, kiedy w domu Krystyny zobaczył za oknem sylwetkę nieznajomego mężczyzny. Inna ułożyła się na łóżku w ulubionej pozycji - z prawą ręką pod głową, blisko schowanego pod poduszką pistoletu. Lewą dłonią masowała po kolei stopy opierane na ugiętych kolanach. Zastanawiała się, czy powinna załatwić sprawę samodzielnie, czy prosić o wsparcie. Co na tym zyskam? Więcej ludzi będzie się pętało pod nogami, któryś może podpaść, coś chlapnąć, zdradzić się akcentem. Największa wada takiego rozwiązania jest oczywista: przypadnie jej mniejsza zasługa. Z drugiej strony ryzyko też będzie mniejsze. Wyprostowała nogi i zaczęła delikatnie masować sobie brzuch. Dłoń zsuwała się coraz niżej, pomiędzy uda. Przydałby się ktoś pilnujący tego Najmowicza. Na pewno będą jej szukali jak wściekli. Gliniarze nie lubią, kiedy giną ich koledzy. Tak zajadle ścigają sprawców, jakby chcieli wytępić wszystkich potencjalnych zabójców policjantów, zanim na nich samych przyjdzie kolej. Głupcy! Trzeba przeczytać Fatalistę Lermontowa, wtedy wszystko można traktować z dystansem. Wszystko można traktować z dystansem, tylko nie mnie, pomyślała zwiększając nacisk palców i przeciągając się jak kotka. - Nie wiem, co powiedzieć - mruknął Andrzej i potarł dłonią kolano. - Macie tę pierwszą stronę? Krystyna sięgnęła do torebki, wyłowiła złożoną na cztery kartkę. - Oczywiście zrobiliśmy kilka kopii i umieściliśmy w schowkach na hasło - poinformowała. Gospodarz kiwnął głową. Nie zauważył szybkiego spojrzenia, jakie Michał rzucił Krystynie. Czytał uważnie, marszcząc brwi. Skończył i ostrożnie odłożył kartkę na stolik. Powoli potoczył wzrokiem po ich wyczekujących twarzach. - Albo to jest jakaś bujda na resorach... - zaczął. - Albo? - ponaglił Michał. - Albo bomba najgrubszego kalibru. Krystyna podniosła kartkę, złożyła i schowała do torebki. - Pamiętasz, jak mnie wywalili? - zapytał nagle Andrzej. - Niezbyt dokładnie. - Pół roku przed moim „odejściem” do komisariatów przyszedł okólnik o takiej treści: „Niniejszym informuję, że zamiast graficznych save screenów zezwala się na wygaszacze ekranów w postaci modlitw z dyskietki rozprowadzanej przez Biuro Głównego Kapelana Ministerstwa Sprawiedliwości”. Podpisane, zatwierdzone