Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

.. wy[mienicie  wykrztusiB Joniec. Przez moment mierzyli si nieufnymi spojrzeniami.  Odkryli[cie co?  zapytaB wreszcie Joniec ogldajc sobie paznokcie.  O, tak  szepnB Wiktor.  A wy?  No. Mówi ci! Nigdy by[cie si nie spodziewali  zaczerwieniB si Joniec.  A wy?  My... my widzieli[my co[... co[ niezwykBego  wyjkaB Wiktor. Obaj czuli, |e powinni przerwa t mczc rozmow. Ale nie mogli si na to zdoby. Ciekawo[ przemogBa. Có|, nawet najwiksi dyplomaci s tylko ludzmi.  A... a dokd wasz poszedB?  zapytaB po chwili Joniec.  Nasz?  zawahaB si Stopa.  Do Starej ChaBupy.  Tak?  Joniec wygldaB na rozczarowanego.  A wasz?  pytaB Wiktor.  Na cmentarz.  Na cmentarz?  Stopa spojrzaB na JoDca z respektem.  I... i poszli[cie za nim?  A co? Pewnie, |e poszli[my. Stopa milczaB pobity. Tak jest. Stara ChaBupa nie mo|e si równa z cmentarzem.  Ale za to nie wiesz, co nasz zrobiB  odezwaB si po chwili, próbujc ratowa honor grupy  S2". 198  Phi, na pewno co[ mniej ciekawego ni| nasz  Joniec cignB go za jzyk.  A wBa[nie |e na pewno ciekawszego...  No, có| on mógB takiego zrobi?  ZniknB.  Co?  ZniknB.  Nie rozumiem  bknB zaskoczony Joniec.  O, tak  dmuchnB Wiktor  byB czBowiek i nagle nie ma.  E tam  Joniec spojrzaB nieufnie.  Zwyczajnie wam nawiaB. Przyznajcie si!  Jak [miesz?  obraziB si Wiktor.  Co innego jest  nawiaB", a co innego  zniknB". Niestety, bli|sze wyja[nienia tej kwestii przerwaB dzwonek. Po lekcjach kropi[ci odbyli narad  w sztabie" na Bawce w kcie podwórza.  Nic nie odkryli  dowodziB Joniec.  Stopa B|e jak pies. Ten BolesBawiec miaB niby pój[ do jego Starej ChaBupy i tam zniknB. Grubymi nimi szyte. Nawet zbuja porzdnie nie potrafiB. To jasne jak sBoDce, |e im po prostu nawiaB. Tylko wstydz si przyzna.  No, a to wiadro z wapnem? Joniec wzruszyB ramionami.  Nie miaBem czasu go wybada. Ale nie wierz, |eby to miaBo jakie[ znaczenie. Takim narwaDcom wszystko mo|e do gBowy strzeli. Nie dziwiBbym si nawet, gdyby sobie to wiadro na gBow zaBo|yli.  A ja mówi, |e warto byBoby ich [ledzi  powiedziaB Batura.  Mo|na, dlaczego nie  zgodziB si Joniec  przyBa-piemy ich na kBamstwie, chwalipitów.  No to jazda!  zakomenderowaB Batura.  Czy wyszli ju| ze szkoBy? 199 Miksa z JoDcem popdzili na gór. Pierwsza i trzecia zbieraBy si na lekcj, Miksa prztyknB w nos jakiego[ pierwszaka, Joniec poBechtaB którego[ z trzeciej. Malcy z piskiem rozsuwali si robic miejsce kropistom. Ale nikogo z grupy  S2" ju| nie byBo.  No co?  zapytaB Batura, gdy wrócili na podwórze.  Nigdzie ich nie ma. Sami smarkaci smarkacze.  Ju| nam nawiali, karli[ci przeklci!  zaklB Batura.  Dogonimy ich!  Chodzcie, pójdziemy na Wilcz, stamtd wszystko wida.  Nie ujd nam! Grupa  Si" wybiegBa po[piesznie na szos.  Hura, na kar listów! Tu| za wsi dopdziB ich Kryza.  A ty co znów, nieletni?  fuknB na niego Miksa.  Nawiewaj, ju|! Bo znów mamusia za tob przyleci! Zawstydzony Kryza spu[ciB oczy.  Pójd z wami...  Zmiataj, no ju|!  Ja... ja wam dam co[, jak mnie wezmiecie.  Patrzaj, a to Bebek, przekupi chce!  Za[miaB si Miksa.  Dam wam to  Kryza wycignB z kieszeni jaki[ ciemny przedmiot.  Lornetka! Najprawdziwsza lornetka!  krzyknB Batura