Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Wyciągnął rękę na pożegnanie. - Już jutro zacznę szukać - obiecał, składając na jej dłoni pocałunek. Odszedł, a księżna długo za nim patrzyła. W jej zmęczonych oczach pojawił się nowy blask. Nie wolno mi mieć nadziei, powtarzała w myślach raz za razem. Nie wolno mi mieć nadziei! Złożyła ręce do modlitwy. Ale, Boże... Mimo wszystko... Marina leżała w swojej sypialni, nadal nie śpiąc, i nasłuchiwała przerażona. Wiedziała, że jest już późno, może więc dziś wieczorem uda się jej tego uniknąć? Jej nadzieje i pragnienia były równie żarliwe jak życzenia matki, choć dotyczyły zupełnie innych spraw. Wuj Povl był u niej już wiele razy, nieustannie napominając, by nikomu nic nie mówiła. Jeśli okaże się, że ma za długi język, kat zabierze matkę. Pogrążona w niemej rozpaczy gorączkowo pragnęła znaleźć oparcie wśród dorosłych, usiłowała prosić o zrozumienie i pomoc, wprost modliła się o kogoś, kto byłby przy niej. Znikąd żadnego odzewu. Przecież przy takiej dużej dziewczynce nikt już nie musi czuwać nocą. Jedynie matka rozumiała jej samotność, ale i ona była bezradna. Obawiała się reakcji ojca. Hildegarda nie chciała, by książę bił Marinę; Marina nie chciała, by znęcał się nad matką. Był dla nich tyranem. Ale najgorszy był tyran Mariny, hrabia Povl Ruckelberg... Za każdym razem, gdy do niej przychodził, posuwał się o krok dalej, a ona nie znosiła go coraz bardziej i bardziej. Lękała się samej siebie, gdy uświadamiała sobie, jak silną nienawiść jest w stanie żywić. W ciągu dnia gnębiło ją poczucie winy. Czy znać było po niej, że wstrętne, tłuste palce obejmowały jej prersi, czy widać było, że dotykała czegoś, co jej ręka z trudem mogła objąć? Że on... nie, o tym nie chciała mgśleć... O tym, co starł z jej prześcieradła. Z obrzydzeniem i lękiem wspominała ten jeden jedyny raz, gdy dotknięcie spowodowało, że przez jej biodra popłynęły gorące, wibrujące promienie i niemal spodoba- ła jej się ta ohyda. Wstydziła się wtedy tak, że chciała umrzeć, i uderzyła jego wstrętną łapę. Wujek Povl rozgniewał się bardzo i ostrzegł, że kat na pewno dowie się, iż odważyła się podnieść rękę na swego dobrego wujka, który pragnie tylko jej dobra. Wczorajszy wieczór był najgorszy. Zmusił ją, by uklękła na łóźku. Ciężko sapał i dyszał, ale najwyraźniej nie pnwiodło mu się, wybełkotał, że "jest za mała" i zrezygnował ze wszelkich prób, czymkolwiek one były. A potem zmusił ją do czegoś tak strasznego, że pragnęła zapaść się pod ziemię, na co już nigdy, przenigdy się nie zgodzi. Odruchowo skrzywila się z obrzydzeniem, wypluwając wstręt. Straszne wspomnienie. Nigdy, nigdy więcej! Drżała na całym ciele, szlochając, ale oczy muała suche, bez łez. Komu mogła się zwierzyć, nie wgdając przy tym matki w ręce kata? Widziała kiedyś, jak kat prowadził korytarzem mężczyznę. Skażaniec wił się ze strachu, błagając o darowanie mu życia. Marina była wtedy bardzo mała, nie pojmowała niebezpieczeństwa, podbiegła do kata i uczepiła się jego ubrania. "Nie wolno wam go zabierać!" - krzyczała, a wówczas kat odwrócił się do niej i ujrzała jego straszne oczy widoczne spod maski. Pogroził jej swoją bronią. Nadbiegła matka i odciągnęła ją, mówiąc: "Oszalałaś, dziewczyno, nie wolno sprzeciwiać się mistrzowi!" Później słyszała, jak rozgorączkowani ludzie ludzie na dworze mówili, że owemu człowiekowi ścięto głowę, a krew tryskała strumieniami. Marina wymiotowa- ła, narażając się na kolejną reprymendę ojca. Dziewczynka uniosła głowę. W zamku panowała cisza. Księżyc na niebie przesunął się o spory kawałek od czasu, kiedy położyła się do łóżka. Ale może...? Może dziś wieczorem nie przyjdzie? Boże, zmiłuj się nade mną! Daj mi odwagę, by zasnąć. Nie była w stanie poyąć, czego złego mogła dopuścić się matka. Matka, taka dobra! Ale Marina postanowiła ją chronić. Gdyby tylko wiedziała, która jest godzina... Miała wrażenie, że powinien już być ranek, tak dlugo leżała bezsennie. Daleko w korytarzu na górze był zegar. Skąd wziąć śmiałość, by tam pójść? Czego jednak miałaby się obawiać? To tu, w pokoju, kryło się niebezpieczeństwo. Zdecydowanie, choć tak wylękniona, że niemal zapo- mniała o oddychaniu, wysunęła się z łóżka i podreptała do drzwi. Przez chwilę nasłuchiwała, przykładając ucho do pięknie rzeźbionej w dębowym drewnie futryny, ale wszędzie panowała cisza. Ostrożnie otworzyła i wyślizgnęła się z pokoju. Korytarz był pusty, lampy paliły się w dużej odległości od siebie. Na palcach przemknęła do górnego hallu i właśnie wtedy usłyszała podwójne uderzenie zegara. Przystanęła. Nie musiała już iść dalej. Druga w nocy. To znaczy, że on już nie przyjdzie, już za późno. Odwróciła się uspokojona i nagle drgnęła ze straczu. Z drugiego końca korytarza nadchadził mężczyzna. Przez moment trwogi wydawało jej się, że to ON, ale potem ujrzała białe pasy skrzyżowane na piersi mężczyzny, charakterystyczne dla drabantów; był też o wiele szczuplejszy niż wujek Povl, szedł szybciej, chyba był młodszy. - A cóż to za aniołek krąży tu po nocy? - zapytał przyjaznym głosem. Marina milczała. Czy to możliwe, że on... Czy wszyscy mężczyźni są tacy? Czy on...? Skłoniła się przerażona, chociaż ojciec wpajał w nią, że nie musi kłaniać się nikomu oprócz królów i królowych, ponieważ jest wyższego rodu niż wszyscy, no, prawie wszyscy, ale na pewno stoi wyżej od królewskich dralbantów. Był już teraz tuż przy niej. Wyglądał na miłego. Wujek Povl też wydawał się sympatyczny, ale tu było tylko powierzchowne wrażenie. Ten człowiek naprawdę był inny. - Śnił ci się jakiś koszmar? - zapytał ze zrozumieniem. - Nie - odszepnęła Marina. - Tylko tak bardzo się bałam, że ktoś przyjdzre. - Nie możesz zamknąć drzwi? - Nie mam klucza. Muszę uważać na to, co mówię, by nie powiedzieć za wiele, pomyślała. Niczego nie można być pewnym. A może to przebrany kat? Nie, kat miał złe oczy, a oczy tego pana są takie smutne. I dobre. Rozejrzał się dokoła. - Gdzie mieszkasz? Marina wskazała palcem na drzwi swego pokoju. Podszedł do nich natychmiast i zaczął macać ręką nad futryną. Marinę ogarnęło nagłe gorące pragnienie, by schronić się w jega opiekuńczych ramionach i jednym tchem wyrzuć z siebie wszystkie troski, poprosić, by zbił wujka Povla, by został z nią przez całą noc i powiedział, że to, co przeżyła, było tylko złym snem. Stała jednak w miejscu milcząc. - Tak robiłem, kiedy byłem mały - wyjaśnił. - Służące tam chowały klucz, żebym nie przekradał się do matki i ojca. Ogromnue bałem się ciemności, ale zaobserwowa- łem, gdzie zwykle kładą klucz. Mnie zamykano, tobie zabraniają się zamykać. Spójrz, jest tak, jak myślałem. Trzymał w dłoni tę cudowną, upragnioną rzecz - klucz. - Masz prawo zamykać drzwi, jeśli się boisz. A czego się obawiasz? Duchów? - Nie - odszepnęła Marina spuściwszy głowę, a potem wyrwało jej się: - Pewnego mężczyzny. Przeraziła się