Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

W końcu udało mu się wydobyć z urządzenia niewielki pojemnik z gorącym płynem, który zapachem i konsystencją przypominał gęstą zupę. Delikatnie potrząsnął dziewczyną, wymawiając przy tym jej imię. Próbował ją zmusić, by trochę się podniosła. Starała się uwolnić od jego uścisku, jednocześnie mamrocząc coś pod nosem. Wreszcie zdołał przystawić jej pojemnik do ust i wypiła trochę. Płyn musiał jej smakować, bo otworzyła oczy, jakby prosiła o więcej. Pospiesznie przyniósł drugą porcję, którą równie szybko wypiła. — Dobre — szepnęła — takie dobre. Zimno mi… Cały czas się trzęsła. Jej ciało co chwila przeszywał silny dreszcz. Sander owinął ją szczelnie płaszczem, na którym leżała, rozkulbaczył kojota i otulił dziewczynę ciepłą derką, która służyła jako siodło. Otuliwszy ją najlepiej, jak potrafił, przywołał kuny, które położyły się obok Fanyi, rozgrzewając ją własnymi ciałami. Wtedy dopiero sam podszedł do maszyny, żeby coś zjeść. Był zmęczony. Nie pamiętał już, kiedy ostatnio spał. Przeżycia w podziemiach wyssały z niego resztkę sił. Czy mogli zaryzykować tu krótki postój? Jeśli Rhin i kuny będą czuwać… W labiryncie pokoi nie spotkał żadnych żywych istot, oprócz Maxima. Pomieszczenia mieszkalne musiały stać opustoszałe już od dłuższego czasu. Wciąż jednak trudno mu było uwierzyć, że Maxim był jedynym mieszkańcem labiryntu. Możliwe, że żyli tu również inni i że dysponowali podobną bronią i zasobami, a to oznaczało kolejne niebezpieczeństwo. Im szybciej wydostaną się z podziemnego świata, tym lepiej. Próbował o tym myśleć, ale głowa sama opadała mu na piersi i musiał walczyć z ogarniającą go sennością. Z drugiej strony wiedział, że w tym stanie nie będzie zdolny stawić czoła żadnemu niebezpieczeństwu. Musiał odpocząć. Zrobił ostatni wysiłek i dał kojotowi znak. Rhin podniósł się, podreptał w stronę drzwi i z głową wspartą na łapach ułożył się w przejściu. Sander wiedział, że jeśli nawet się zdrzemnie, lada szelest wyrwie go ze snu. Podłożył sobie młot pod głowę i wyciągnął się obok Kayi. Silny zapach jej sierści był czymś znajomym, co pochodziło z jego świata, a nie częścią tej zupełnie mu obcej rzeczywistości. — Sander… Odwrócił głowę. W tym wezwaniu było coś tak naglącego, że otrzeźwiał natychmiast i zapomniał już, co mu się śniło. Fanyi siedziała wyprostowana; płaszcz kowala zsunął jej się z ramion. Twarz miała bladą i zapadniętą. Wyglądała jak ktoś, kto nie otrząsnął się jeszcze z przerażającej, osłabiającej organizm choroby. — Sander! — Wyciągnęła rękę i chwyciła go za ramię. Kayi nie leżała już między nimi. Wciąż jeszcze trochę zaspany, usiadł i potrząsnął głową. — Co?… — zaczął. — Musimy uciekać! — Spojrzała na niego przerażonym wzrokiem. — Musimy ich ostrzec… — Kogo? — spytał. Jej strach szybko postawił go na nogi. — Kupców… całą resztę… wszystkich, Sander, wszystkich. Twój Klan… wszystkich! — Mówiła tak szybko, że z trudem ją zrozumiał. Podszedł bliżej, położył jej ręce na ramionach i spojrzał dziewczynie prosto w oczy. — Fanyi… przed czym mamy ich ostrzec? — Przed… myślicielem! — wybuchnęła. — Och, myliłam się… tak bardzo się myliłam! — Zacisnęła dłonie na jego ramionach tak kurczowo, że poczuł ból. — Myśliciel… on… to coś… zapanuje nad światem… uczyni z niego, co zechce. Zmieni nas wszystkich w przedmioty, w maszyny, które będą wykonywać jego polecenia. To on wzywa do siebie Białoskórych… Pokazuje im… pokazuje im przerażające rzeczy. Jak niszczyć i zabijać… Znów drżała. — Stworzyli go Praludzie, by zgromadził całą ich wiedzę. Przewidzieli nadchodzący kataklizm. I on zebrał wszystko… wszystko! Gdy jednak był już gotów, coś go odmieniło… może Mroczne Czasy uczyniły go innym, niż chcieli Praludzie. Oni… oni nie mogli być tak źli i okrutni! Nie mogli! Gdybym… — potrząsnęła głową— Sander, gdybym wiedziała, że drzemie we mnie takie dziedzictwo, sama przebiłabym sobie serce nożem. To… to coś pamięta same najgorsze rzeczy. Chciało, bym mu służyła. Zaczęło mnie wciągać… zmieniać na własne podobieństwo. Wtedy pojawiłeś się ty