Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Strzelił. Pies zawył i ciężko zwalił się na ziemię. Kolejne dwie kule trafiły strażnika prosto w pierś, nim ten zdążył zarepetować swojego kałasznikowa. Zraniony pies skomlał boleśnie, usiłując stanąć na nogi. Young z litości strzelił mu w łeb. Cielsko drgnęło konwulsyjnie i zapadła cisza. Young schował się za drzewo i czekał. Strzały powinny zaalarmować pozostałych strażników, choćby tego, który pilnował bramy. Minęła dłuższa chwila, ale nikt się nie pokazał. Young podszedł bliżej domu. Podniósł kałasznikowa, wyjął magazynek i odrzucił daleko w krzaki. Zwłoki strażnika ukrył pod schodami werandy, sam zaś wszedł na górę, przykucnął pod oświetlonym oknem i ukradkiem zerknął do środka. Zobaczył włączony telewizor, ale w pokoju nie było nikogo. - Si alzi - usłyszał nagle za sobą. Nie rozumiał, co to znaczy, wiedział jednak, że nadszedł decydujący moment i że zjawił się ktoś z ochrony budynku. Zwlekał. Nie odwracał się. W szybie okiennej widział odbicie swego prześladowcy. Strażnik podszedł bliżej i lufą kałasznikowa szturchnął Younga w plecy. Young zareagował inaczej, niż strażnik przewidział - rzucił się do tyłu, powodując utratę równowagi przeciwnika, sam zaś upadł na plecy i nie podnosząc się, strzelił prosto w głowę strażnika. Kula szarpnęła ciałem. Wartownik runął na drewnianą poręcz okalającą werandę. Deski puściły pod ciężarem i ciało zwaliło się na klomby przed wejściem na ganek. Young zaklął z cicha. Nie było czasu, aby ukryć zwłoki, i zdezorientować innych wartowników, którzy zapewne zjawią się zaalarmowani hałasem. Podbiegł do drzwi. Nacisnął klamkę. Nie były zamknięte. Wszedł do środka. Zamknął drzwi za sobą. Rozejrzał się, trzymając automat gotowy do strzału. Zastanawiał się, od którego pomieszczenia zacząć przeszukiwanie domu, gdy usłyszał jakiś szelest na górze. Podniósł wzrok. Na szczycie schodów mignęła sylwetka kierowcy alfetty. Rocca zdążył strzelić tylko raz, gdy Young puścił całą serię z kałasznikowa. Obaj chybili. Kula Rokki o milimetry minęła głowę Younga. Seria z jego automatu przeszła obok Rokki, który jak błyskawica padł na podłogę. Young wyczuł przewagę. Wbiegł na schody, gdy jednak obrócił się, aby omieść kolejną serią hall, Rocca znikł. Nie było czasu do stracenia. Musiał znaleźć Pisaniego, nim nadbiegnie odsiecz. Problem polegał tylko na tym, że nie wiedział, gdzie go szukać. Dom był obszerny, a Pisani mógł się kryć w każdym z kilkunastu pokojów. Nie było nad czym się zastanawiać. Otworzył pierwsze z brzegu drzwi i omiótł pokój automatem. Pusto. Drugie drzwi. Sypialnia. Też nie ma nikogo. Trzecie... Usłyszał łomotanie do drzwi wejściowych. Były solidne, dębowe, ale to żadna przeszkoda dla uzbrojonych ludzi. Rozległ się dźwięk rozbijanej szyby. Przeciwnicy szykowali się do natarcia z dwóch stron jednocześnie. Nacisnął klamkę i z rozmachem otworzył drzwi do kolejnego pomieszczenia. Dwa pociski trafiły w ścianę tuż obok niego. Skoczył do przodu padając na dywan. Odpowiedział serią. Jedna z kul trafiła Rokkę prosto w ramię. Rocca wypuścił broń z ręki. Dopiero wtedy Young zobaczył schorowanego mężczyznę o szarej cerze. Siedział w kącie, otulony do pasa grubym kocem. Pisani - legendarny szef Brigate Rosse. Wyglądał znacznie mizerniej niż na zdjęciu, które Young znalazł w kopercie dostarczonej przez informatora, Kopnięciem odrzucił pistolet Rokki pod łóżko i nie odrywając wzroku od obu mężczyzn, przekręcił klucz w zamku. Pisani siedział bez ruchu, wpatrywał się tylko w Younga zamyślonymi oczami. Rocca stał pośrodku pokoju, lewą ręką podtrzymywał zranione ramię. Krew ściekała między palcami. Young strzelił mu prosto w głowę. Rokkę odrzuciło pod ścianę i w sekundę później martwe już ciało osunęło się na podłogę. Na jasnej tapecie pozostała czerwona smuga krwi. Young wymierzył automat w Pisaniego. - Cieszę się, że mam do czynienia z prawdziwym zawodowcem... - rzekł Pisani cichym głosem i przerwał. Zaczął okropnie kaszleć. Twarz mu zsiniała i widać było, że ogromnie cierpi Trwało to dłuższą chwilę, wreszcie kaszel ustał. Wierzchem dłoni chory człowiek wytarł plwocinę z ust. - Lekarze dają mi dwa, góra trzy miesiące życia. - Skąd pan wiedział, że mówię po angielsku? - No cóż, jak ktoś obcy zaczyna rozpytywać o Czerwone Brygady, to sprawa staje się głośna. Jesteśmy jak jedna wielka rodzina, zwłaszcza tu, w Rzymie. Muszę niestety z przykrości przyznać, że Johnny Ramona nie zastosował się do moich zaleceń i przekazał panu zbyt dużo informacji. Zawsze zresztą był łasy na pieniądze