Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Gdy wszedł do pokoju Bobby'ego i Julie, wydało mu się, że trafił do pomieszczenia, w którym Narodowa Federacja Wrestlingu przeprowadziła mecz dwóch drużyn składających się z ważących po trzysta funtów zawodników. Poprzewracane meble, porozrzucane po podłodze szklanki. Przekrzywione biurko Julie chwiało się na jednej nodze. Oderwany blat zsunął się na jedną stronę, jakby ktoś potraktował go łomem. - Hal? Żadnej odpowiedzi. Pośpiesznie otworzył drzwi do przyległej łazienki. - Hal? Łazienka była pusta. Podszedł do wybitego okna. Parę małych odłamków szkła nadal tkwiło w ramie. Na ich krawędziach połyskiwało drżące światło. Przytrzymując się jedną ręką ściany, Lee ostrożnie wyjrzał na zewnątrz. Popatrzył w dół. Mocno zmienionym głosem powtórzył: - Hal? * * * Candy zmaterializował się w cichym i ciemnym holu domu Dakotów. Przez chwilę trwał w bezruchu, kręcąc głową na wszystkie strony, dopóki nie upewnił się, że jest sam. Ból gardła minął bez śladu. Ponownie był zdrowy, a perspektywa tego, co mogło się w najbliższym czasie wydarzyć, wprawiała go w podniecenie. Poszukiwania zaczął od korytarza. Położył dłoń na klamce, w nadziei, że pozostał na niej jakiś osad. Nie wyczuł niczego, co było częściowo zrozumiałe, jako że Dakotowie w trakcie krótkiego pobytu w domu niemal jej nie dotykali. Oczywiście zdarzało się, że jakaś osoba dotykając stu przedmiotów pozostawiała swój odcisk tylko na jednym z nich, a powtarzając tę czynność po godzinie użyczała swej aury wszystkim. Przyczyny takiego stanu rzeczy były dla Candy'ego równie niezrozumiałe jak zainteresowanie ludzi seksem. Choć był wdzięczny matce za ten dar, to podążając psychometrycznym śladem swoich ofiar często miał trudności, a nawet popełniał omyłki. Jadalnia i salon Dakotów były nie umeblowane, nie miał więc tam zbyt wiele do roboty, natomiast sama pustka tych pomieszczeń sprawiła, że poczuł się swojsko. Zastanowiło go to. W domu matki wszystkie pokoje były umeblowane, a teraz oprócz krzeseł, sof, stołów i lamp, zjawiła się w nich wilgoć, grzyb i brud. Nagle uświadomił sobie, iż podobieństwo brało się zapewne stąd, że, tak jak Dakotowie, zamieszkiwał tylko niewielki fragment domu, którego pozostałe pomieszczenia równie dobrze mogłyby być zupełnie puste i zamknięte na głucho. Kuchnia i przyległy do niej pokój były zagospodarowane. Nie ulegało wątpliwości, że właśnie tutaj koncentrowało się życie Dakotów. Chociaż istniało raczej niewielkie prawdopodobieństwo, że któreś z nich zaglądało do pokoju w trakcie krótkotrwałych przygotowań do wyjazdu, Candy miał nadzieję, że może odwiedzili kuchnię, żeby coś szybko zjeść lub wypić. Niestety, uchwyty szafek, kuchenki mikrofalowej, piecyka i lodówki nie dostarczyły mu żadnych wizji. Wchodząc na piętro Candy poruszał się powoli. Badawczo wodził dłonią wzdłuż dębowej poręczy schodów. W paru miejscach natrafił na słabe psychiczne odciski, które, choć krótkotrwałe i niewyraźne, umocniły w nim przekonanie, że w sypialni lub łazience znajdzie to, czego szuka. 54 Zamiast niezwłocznie zgłosić morderstwo Hala Yamataki pod numer 911, Lee podbiegł najpierw do biurka sekretarki i zgodnie z wyuczoną procedurą z dna dolnej szuflady po prawej stronie wyciągnął mały, brązowy notes. Na użytek pracowników takich jak Lee, którzy niezbyt często działali w terenie i rzadko kontaktowali się bezpośrednio z funkcjonariuszami agencji policyjnych, a których pewnego dnia okoliczności mogły do tego zmusić, Bobby sporządził listę najbardziej kompetentnych, rozsądnych i godnych zaufania oficerów, detektywów i urzędników. Ponadto brązowy notes zawierał drugą listę osób, których należało unikać. Były na niej nazwiska gliniarzy instynktownie nie lubiących prywatnych detektywów i ochroniarzy, takich, którzy czepiali się dla zasady, a także funkcjonariuszy wyznających ideę, że dla sprawnego działania aparatu sprawiedliwości niezbędny jest zielony smar. Na korzyść sił strzegących ładu w Okręgu Orange przemawiał fakt, że pierwsza lista była znacznie dłuższa od drugiej. Według Bobby'ego i Julie wprowadzenie do akcji policji, o ile było to nieuniknione, należało kontrolować w jak największym zakresie, próbując nawet wpływać na wybór odpowiedniego funkcjonariusza. Zdawanie się w tym względzie na szczęśliwy przypadek czy też humor dyspozytora byłoby po prostu niemądre