Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
O ile nie wpadnie pan na lepszy pomysł. *** Major T.S. Turner - odpowiedzialny za „ogólne bezpieczeństwo”, czyli za strzeżenie obozu, rezydował w drugim z kamiennych budynków dawnego pustynnego fortu. Były trzy kamienne budynki - w pierwszym z nich mieszkał brytyjski komendant, pułkownik Nelson, ze swoim sztabem; w trzecim zakwaterowane były różne oddziały strażnicze; w drugim rezydował major T.S. Turner ze swoim oddziałem szybkiego reagowania, zwanym „zgrają”. Major miał zwyczaj przy każdej nadarzającej się okazji oznajmiać: „Gdyby to ode mnie zależało, byłby to najlepiej strzeżony obóz na afrykańskiej ziemi w ostatecznie oswobodzonym zachodnim świecie”. Lecz nie od niego to zależało - niestety nie. Gdyż obecnie kompetentny pułkownik, ten Nelson, był z gatunku wyperfumowanych fantastów, a jego adiutant, ten kapitan Moone, niczym więcej niż beznadziejnym cywilem ubranym w mundur. - Dla jakiego tym razem powodu zamierzacie mnie fatygować? - zapytał major Turner przewalając się na swoim łóżku polowym. Krągły i rozluźniony leżał i pocił się. - Nieważne do czego pan zmierza, Moone, ten obóz jest niczym więcej niż swoistym sanatorium, przed czym już wielokrotnie, nawet pisemnie, ostrzegałem. Któż mnie jednak słucha? Ale kiedyś poczują to na własnej skórze. Czyżby już do tego doszło? Ów T.S. Turner, krępy, ogorzały zawodowy strażnik z wąsem, spędził w tym obozie ponure tygodnie i miesiące. Jego zdaniem obchodzono się tutaj z jeńcami wojennymi jak z jajkiem - zostali przesłuchani i zaklasyfikowani, przyznano im pełne racje żywnościowe, jak aktywnym jednostkom brytyjskim. Nawet pozwolono im na pewien samorząd na podobno demokratycznych zasadach. Posunięto się zdecydowanie za daleko. Co jednak, nawet tutaj, nie musiało być ostatnim słowem. Ostatecznie jest jeszcze on na tym terenie. - Wydaje się, że po raz kolejny chodzi o tego Fausta - wyjaśnił kapitan Moone. - Tylko podejrzenie, sir, na razie nic więcej. Lecz rzeczywiście wygląda na to, że znowu usiłował stąd uciec. - Wykluczone! - zapewnił major T.S. Turner. Przewalił ponownie swe masywne cielsko na łóżku polowym, położył się na plecach i patrzył przed siebie. Wydawał się teraz niemal łagodny. Potocznie nazywany był „Pustynnym Morsem”. - Przy moich środkach bezpieczeństwa, kapitanie, nie może się nic takiego zdarzyć! Są stuprocentowo pewne! - Jest pan o tym rzeczywiście przekonany, sir - nawet w odniesieniu do Fausta? - Kim on jest, ten Faust? - T.S. Turner był nieporuszony. - A kim ja jestem? - zapytał ponownie z rozbrajającą pewnością siebie. - Zajmowałem się obozami już wtedy, gdy ten Faust biegał w krótkich spodenkach i prawdopodobnie jeszcze w nie robił! - Jednakże, sir, powinien pan na tego Fausta uważać - poradził rozbawiony kapitan Moone. - Niedocenianie go może być niebezpieczne. - Wystarczy kapitanie, że dobrze oceniam siebie i swoje możliwości. Major wachlował się gazetą - był to nieprzeczytany Times - w niezrównanie nonszalancki sposób. - Mój system kontroli funkcjonuje bez pudła! Wiedział, że obóz posiada trzymetrowej szerokości, okoloną masywnym drutem kolczastym „uliczkę śmierci” - co noc oświetloną reflektorami i bez wysiłku kontrolowaną przez wieże strażnicze. Co więcej obóz ten zabezpieczony był również na głębokość czterech metrów - poprzez wkopane ogrodzenie zaporowe. Był to jego pomysł. Żaden szczur się nie prześlizgnie. - Sir, jeżeli jednak nie znajdziemy Fausta w obozie, to musi być on po drugiej stronie! - Nie musi! - stwierdził major gładząc się pieszczotliwie po brzuchu. - Jeżeli tego gnojka nie ma w obozie, to musi być pod nim. Na przykład w ziemi, lub w jakimś dole kloacznym. Rozumie pan, co chcę przez to powiedzieć, Moone? - Myśli pan - zapytał kapitan z niedowierzaniem - że mógłby zostać zamordowany, i to przez swoich towarzyszy? - To się zdarza - potwierdził major w zamyśleniu. I patrząc z zadowoleniem przed siebie powiedział po chwili: - Pułkownik nie będzie miał powodu do radości, co? - To byłaby katastrofa - zapewnił kapitan Moone prawie z nadzieją w głosie. - Dla mnie nie - powiedział T.S. Turner. - Mój zakres to odgrodzenie, zabezpieczenie i nadzór - i tutaj jest wszystko w absolutnym porządku. Przecież fruwać to on nie potrafi, nieprawdaż? - Może trenował skoki o tyczce? - Moone poddał nowy pomysł pod rozwagę. - Po nim można się prawie wszystkiego spodziewać! A dla takich skoczków trzy metry, to nic! T.S. Turner przekręcił się na łóżku, zsunął nogi i podniósł się. Jego mięsista twarz poczerwieniała jeszcze bardziej, w jego głosie słychać było nutkę sarkazmu. - A teraz chcę dokładnie wiedzieć, Moone! Jest pan pewien, że w obozie brakuje jednego człowieka? - Tego właśnie dokładnie nie wiem, sir. - Musimy więc to sprawdzić, Moone
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- 11 kpa), albo: „Dłużnik powinien wykonać zobowiązanie zgodnie z jego treścią i w sposób odpowiadający jego celowi społeczno — gospodarczemu oraz zasadom współżycia...
- Zgromadzona w nich woda to odpowiednik rocznych opadów śniegu i deszczu na obszarze siedmiu pasm górskich w czterech stanach dwóch krajów, obszarze większym niż Francja...
- Ale innym razem, o humor słońca zapytana, cale inaczej odpowiada: »Tęskne dziś słońce – mówi – takie tęskne i smętne, że choć pod ziemię wleźć!« I twarz jej własna cerą...
- Och, potrafię sobie wyobrazić, jaką masz teraz minę! Nie przejmuj się, nie zamierzam się poddać! W gruncie rzeczy, mogę Ci udzielić innej odpowiedzi na pytanie, jakie zawsze...
- "Wierzymy mocno - głosiła odezwa - że nie tylko nie ma sprzeczności między nauką i wiarą, ale obie uzupełniają się wzajemnie w ścisłym współdziałaniu, bo wiara odpowiada nam na te...
- Nastąpiła spodziewana chwila milczenia, zanim człowiek po tamtej stronie drutu udzielił również spodziewanej odpowiedzi: że w ambasadzie nie ma żadnego generała...
- Samoofiara Pytanie: Czy równa sprawiedliwość wobec wszystkich i miłość do wszystkich żyjących istot jest najwyższym wzorem teozoficznego postępowania? Odpowiedź:...
- W tej chwili wśród uroczystego milczenia śmierci, dał się słyszeć głos z izdebki Ezopa, suchy głos grzechotnika, — A co? Głęboka cichość odpowiedziała mu na to...
- Pułkownik Cathcart nie był w stanie ocenić, ile zyskał czy stracił na tej cholernej strzelnicy, i żałował, że nie ma przy nim pułkownika Korna, który mógłby ocenić dla niego...
- Po chwili mBody, kobiecy gBos przemówiB do niego dobr ruszczyzn, chyba z moskiewskim akcentem, cho Ryszard nie uwa|aB si za eksperta w dziedzinie wymowy i regionalizmów: Przepraszam, czy zechciaBby pan powtórzy swoje nazwisko? Ryszard zastosowaB si do pro[by