Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Ktoś, komu ufał. Annie zamarła bez ruchu, wpatrzona w trzecią z akwarel. Zaufanie. Morderca wuja Ambrowe, Wuj Ambrose. Przypatrywała się obrazkowi, ale tak naprawdę widziała swojego wuja, jego poważną, myślącą twarz. Wuj był mądry, inteligentny, doświadczony, może nawet cyniczny, Nic dziwnego, skoro tyle lat przepracował w Fort Worth na stanowisku prokuratora. Doskonale wiedział, jak źli potrafią być ludzie, zdawał sobie sprawę, że mordercy są jak drapieżne zwierzęta, Przecież prowadził niejedno śledztwo w sprawie o morderstwo i nigdy by się nie odwrócił plecami do kogoś, kogo podejrzewałby o popełnienie zbrodni. Wuj Ambrose nie był głupcem. Skoro tak, to najwidoczniej zginął z ręki kogoś, komu ufał, podobnie jak właściciel schowka namalowanego na jednej z akwarel. Herkules Poirot zawsze powtarzał, że w rozszyfrowaniu osoby mordercy decydujące znacznie mu charakter ofiary. Patrząc na obrazek, myślała o wuju i o członkach Klubu i nagle uświadomiła sobie, kto jest autorem czterech zbrodni na Broward's Rock. Okręciwszy się na pięcie, podbiegła w stronę kasy i złapała słuchawkę telefonu. Agatha przemkneła jak błyskawica w ciemnościach, szukając schronienia pod swoją ulubioną paprotką. Annie podniosła słuchawkę do ucha i zamarła W słuchawce panowała cisza. Max rozparł się leniwie na siedzeniu samochodu napawając się bryzą wiejącą od wody, podczas gdy prom pracowicie pokonywał cieśninę. Przepełniało go uczucie satysfakcji. Znał rozwiązanie, zanim jeszcze popatrzył na fotografie. Niebawem opowie o tym Annie. Wszystko polega na umiejętności logicznego rozumowania, na odrzucaniu drobiazgów i skoncentrowaniu się na tym, co istotne. Biedna Annie ze swoim pomysłem w rodzaju: "Uciekaj, wszystko się wydało". Potrząsnął głową i uśmiechnął się, tłumiąc ziewnięcie. No, już prawie dobijają do brzegu. W rozmowie z Annie musi być taktowny i uważający. Światła zgasły. Annie odsunęła się od wyłączników i szybko przebiegła przez księgarnię, cały czas ściskając w dłoni piłkę golfową. Bezszelestnie niczym duch wśliznęła się do pomieszczenia na zapleczu i skulona dotarła do tylnych drzwi. Teraz nadchodził trudny moment. Morderca z pewnością czeka na zewnątrz. To nie przypadek, że linia telefoniczna została przerwana. Morderca uszkodził ją celowo, by uniemożliwić jej zadzwonienie do sierżanta, a to oznaczało, że film musiał zawierać zdjęcia mordercy. Nie będzie siedziała w "Śmierci na żądanie" tak jak jeden z dziesięciu Murzynków. Uchyliła drzwi i wyjrzała na zewnatrz. Ciemniej niż w grobowcu. Cichutko, ruchem węża nurkującego w bagiennym jeziorku, wyśliznęła się z księgarni. Z nerwami napiętymi do ostatnich granic nasłuchiwała złowieszczych odgłosów Przy końcu alejki, między rzędem sklepów a parkingiem, rozciągał się szeroki trawnik, na którym rosło kilka pojedynczych sosen. Jej niebieskie volvo stało zaparkowane samotnie w pobliżu gęstego krzewu wisterii. Boże, ileż dałaby teraz za trochę wielkomiejskiego ruchu i gwaru. Wszystkie sklepy i parking zamykano na noc, a od domów dzieliło ją pole golfowe. Po lewej, o kilkaset jardów od niej. znajdowały się apartamenty; w niektórych oknach migotały przyjażnie światła. Czy ktoś usłyszałby jej wołanie o pomoc? Bez sensu, skoro i tak nikt nawet nie zdążyłby dobiec. Ulubiona technika mordercy polegała na szybkim ciosie w głowę, wobec czego należało raczej nie alarmować go. Gdyby tylko zdołała dostać się do samochodu... Zaczęła się skradać od palmy do krzewu azaliowego, potem do kolejnej palmy, wreszcie dotarła do głębokiego cienia tuż przy samochodzie. W tym momencie potknęła się i upadła wprost na rozciągnięte ciało. Nie potrzebowała światła, by wiedzieć, że to jest ciało. Po prostu czuła to. W pierwszym odruchu paniki pomyślała, że to Max. Ale przecież Max nie mógł już, wrócić. Mimo przerażenia przesunęła rękami po nieruchomym kształcie, aż natrafiła na bijący puls na szyi. Na męskiej szyi. Znajomy zapach wody kolońskiej. Boże, to przecież Bud. Widocznie Saulter wysłał go tutaj, by miał na nią oko, i morderca musiał go zauważyć. Przeszukała kieszenie munduru. Kluczyki, zapalniczka. Zapaliła ją, osłaniając płomyk dłonią. Tak, to był Bud, z plamą krwi na skroni. Kaburę miał pustą. Kuląc się przy ziemi, Annie przemknęła koło nieprzytomnego policjanta, dopadła samochodu, szrpnaeła za klamkę, wskoczyła do środka i zatrzasnęła drzwi, blokując je dodatkowo. Przekręciła kluczyk w stacyjce. Żadnej reakcji. Przerwana linia telefoniczna, Bud nieprzytomny, uszkodzony samochód. Była niczym mysy, w pułapce. Odgłos zatrzaskiwanych drzwi był zupełnie jednoznaczny. Teraz morderca mógł ją dokładnie zlokalizować. Minuty mijały, ale nic się nie działo. Położyła ręce na kierownicy, W porządku, mordercy zależy na filmie... O Boże... Annie odblokowała drzwi, wyskoczyła z samochodu i zaczęła biec w stronę księgarni, potem zatrzymała się gwałtownie i ruchem pełnym rozpaczy zakryłą twarz rękami. Jak mogła być taka głupia? Przecież to nie ona stanowiła teraz cel. Morderca polował na Maxa. Po jej nieudanym wystąpieniu od razu stało się jasne, w jakim celu Max udał się na ląd. Morderca myślał szybko, a reagował jeszcze szybciej. Prom przybije do brzegu lada moment, a morderca będzie na przystani, gotowy do ataku. Samochód uszkodzony, Bud nieprzytomny, telefon zepsuty. Musi zawiadomić Saultera. Zanim dotrze do któregoś z apartamentów, przekona właściciela, by wpuścił ją do środka i pozwolił skorzystać z telefonu, zanim połączy się z Saulterem i wytłumaczy mu wszystko, dla Maxa będzie już za późno. Za późno na zawsze. Popatrzyła na fosforyzującą tarczę zegarka. Za pięć dziewiąta. Pozostało jej pięć minut. Zaczęła biec w stronę apartamentów. Rower, musi ukraść rower. Na Broward's Rock nikt nie zamykał rowerów na noc. W pobliżu krzewów, gdzie leżał Bud, dostrzegła błysk metalu. Rozgarnęła gałęzie wisterii, następnie błyskawicznym ruchem wyszarpnęła z kieszeni Buda kluczyki. Uruchamiając motocykl, pomyślała przelotnie o wuju i o wycieczkach na motorach, jakie odbywali we dwoje, i mocniej nacisnęła gaz. Gdyby tej nocy znaleźli się świadkowie jej szaleńczej jazdy, z pewnością stałaby się częścią wyspiarskiej legendy: "A teraz posłuchaj, dziecko, opowieści o tamtej nocy, kiedy przejeżdżała tędy Annie Laurance"