Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

— Nie wierz mu, Anno — wtrąciłem spiesznie. — Ma już żonę w Genui i drugą w Kaffie oraz przyjaciółki we wszystkich portach Grecji. — Jaka wspaniała broda — szepnęła Anna muskając koniuszkami palców farbowaną henną brodę Giustinianiego, tak jakby nie mogła oprzeć się tej pokusie. Nalała wina do pucharu, upiła łyk i podała puchar Giustinianiemu patrząc mu nieprzerwanie w oczy z zapraszającym uśmiechem. Czułem się chory z wściekłości i zranionej dumy. — Jeśli jestem tu zbyteczny, mogę wyjść na podwórze — powiedziałem sztywno. — Zdaje mi się, że z muru słychać coraz większy zgiełk. Anna rzuciła mi spojrzenie i mrugnęła przy tym niewypowiedzianie szelmowsko, tak że serce mi stopniało i zrozumiałem, iż żartuje tylko i droczy się z Giustinianim, żeby zdobyć jego przychylność. Uspokoiłem się i odpowiedziałem uśmiechem. Rozmawiała dalej w żartobliwym tonie, a ja nie mogłem się na nią napatrzeć. Widząc, jak łatwo go oczarowała, zapłonąłem namiętnością. Zjedliśmy razem posiłek, a potem Giustiniani podniósł się niechętnie, żeby odejść, ale zanim to zrobił, spojrzał na mnie i wielkodusznym gestem zdjął ciężki łańcuch protostratora z emaliowanym napierśnikiem. — Niech to będzie mój prezent ślubny dla ciebie — powiedział i zawiesił łańcuch Annie na szyi, muskając przy tym lubieżnie wargami jej nagie ramiona. — Moi ludzie nazywają mnie niezwyciężonym. Wobec ciebie uznaję się za pokonanego i zdaję na twoją łaskę i niełaskę. Ten łańcuch i ten napierśnik otworzą ci wszystkie bramy, których nie mogą przełamać ani działa, ani miecz. Wiedziałem, że stać go na ten gest, gdyż był człowiekiem próżnym i zaopatrzył się w mnóstwo różnych łańcuchów, które zmieniał od czasu do czasu wedle upodobania. Ale nie poszła mi w smak jego uwaga, że Anna jest mile widziana w jego kwaterze, gdy tylko zechce. Anna natomiast podziękowała mu zachwycona, obejmując go za szyję, i pocałowała w oba policzki musnąwszy nawet jego grube wargi. Giustiniani wzruszył się własną szlachetnością, otarł łzę z kącika oczu i powiedział: — Chętnie dałbym twemu mężowi laskę protostratora, a sam został u ciebie. Ale ponieważ to nie jest możliwe, daję mu przepustkę na tę noc i będę także w przyszłości patrzył przez palce, jeśli nie znajdę go na posterunku, byleby tylko nie działo się to podczas boju. Są pokusy, którym mężczyzna może się oprzeć. Ale twój mąż nie byłby mężczyzną, gdyby mógł się oprzeć takiej pokusie jak ty. Towarzyszyłem mu dwornie do drzwi, ale on zauważywszy moją niecierpliwość zwlekał z odejściem tylko po to, by mnie drażnić, i gadał bez końca, mimo że już nie rozumiałem ani słowa z tego, co mówił. Gdy wreszcie wsiadł na swego wierzchowca, wbiegłem na schody i chwyciłem Annę w ramiona i całowałem ją i pieściłem tak gwałtownie, iż moja miłość bardziej podobna była do gniewu. Rozgrzała się, rozpaliła, śmiała się i uśmiechała w moich ramionach, piękniejsza niż kiedykolwiek. W łożu też chciała zatrzymać łańcuch i napierśnik Giustinianiego jako zwycięskie trofeum i nie oddała mi go, choć usiłowałem odebrać jej siłą. Potem leżała nieruchomo i patrzyła w pułap mrocznym spojrzeniem, którego nie poznawałem i nie rozumiałem. — O czym myślisz, ukochana? — zapytałem. Poruszyła lekko głową. — Żyję, jestem! — odparła. — Nic innego. Zmęczony, pusty, chłodny patrzyłem na jej zachwycającą piękność, wspominając mężczyzn, których trupy wbite zostały na pale na brzegu Pery, i Turków, którzy wisieli na murze portowym z poczerniałymi twarzami i wyciągniętymi szyjami. W dali, w nocy grzmiały działa. Gwiazdy patrzyły niewzruszenie na ziemię. Anna oddychała lekko u mego boku z mrokiem w spojrzeniu. I z każdym jej oddechem kajdany czasu i miejsca wbijały mi się coraz głębiej w ciało. 1 maja 1453 Nasza sytuacja zaczyna być rozpaczliwa. Wojska sułtana budują w najlepsze most na wielkich pontonach w poprzek Złotego Rogu do brzegu w Perze. Dotychczas oddziały na wzgórzach Pery zmuszone były utrzymywać łączność z siłą główną okrężnymi drogami wokół zatoki. Most broniony jest przez potężne zakotwiczone tratwy z działami, które przeszkadzają naszym okrętom w zakłócaniu budowy. A gdy tylko stanie gotowy, galery sułtańskie będą mogły pójść do ataku na nasz mur portowy pod osłoną pływających dział. Ogień z dział i szturmy tureckie na prowizoryczne szańce wzniesione w wyłomach kosztują codziennie wiele strat. Obrona coraz bardziej słabnie, a do obozu sułtana płyną co dzień nowe rzesze ochotników z Azji. Wino jest na ukończeniu w mieście, a ceny środków żywności na wolnym rynku wzrosły już ponad miarę dostępną dla ubogich. Dlatego cesarz kazał dziś zająć wszystek chleb, ażeby rozdzielać go sprawiedliwie