Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Dlatego szybko nas skrzyknięto, żebyśmy wołali z gromadą innych. Prawdę mówiąc, sam krzyczałem: „Wypuścić Barabasza!" Barabasz był niewinny w po równaniu z Jezusem. Nie zrobił nic złego, on tylko ukatrupił Rzymianina. — Nie rozumiem cię — powiedziałem. — Musisz być bardzo zły> skoro się tym chełpisz. Gdybyś w niego uwierzył, może zdołałby uzdrowić i ciebie? Ślepiec zwrócił ku mnie puste oczodoły i zuchwale wyszczerzył resztki zębów. A ty coś za jeden, że tak gadasz? Na pewno jesteś trefny, skalany— skowytał. — Lepiej byś mnie prowadził za laskę, żebym nie musiał cię dotykać. Bóg Izraela jednym tchnieniem spaliłby cię «a popiół, gdybym cię przeklął. Skoro jesteś zwolennikiem Jezusa, t° niech cię żywcem zje robactwo. TAJEMNICA KRÓLESTWA Syczał na mnie z nienawiścią, aż czułem jego cuchnący oddech, • dnocześnie kurczowo się wczepił w mój płaszcz, tak że nie mogłem !ję od niego uwolnić. ; Patrzcie go, jaki mądry! — szydził, wskazując palcem swoje 7odoły- — Bóg nie może zwrócić mi raz wyrwanych oczu. Zresztą cale nie chcę odzyskać wzroku, co by mi przyszło z oglądania świata?! Uwolniłbym się, gdybym go uderzył, ale nie mógłbym nań nodnieść ręki. Choćbym nie wiem jak chciał, nie mógłbym. Uspokój się, moje ty niewiniątko — powiedziałem. — Brama iest blisko, doprowadzę cię, tylko uważaj, żebym cię nie skalał. — Gdybym był silniejszy... — westchnął. — Pokażę ci coś, cudzoziemcze. Nagle niespodziewanie chwycił mnie od tyłu za gardło, a kościste kolano wbił w plecy. Czułem, jak drugą ręką po omacku szuka sakiewki z pieniędzmi. Gdyby rzeczywiście był silniejszy, mógłbym się znaleźć w niebezpieczeństwie, bo żadnej pomocy nie mogłem się spodziewać. Z łatwością jednak uwolniłem się z jego ohydnych rąk. — Dałem ci nauczkę, cudzoziemcze — powiedział dysząc. — Ucz się! Nigdy nie spełniaj bez namysłu próśb nieznajomych, spotkanych na pustej drodze i nie odprowadzaj żebraków! Gdybym był silniejszy, tobym cię obezwładnił i przywołał na pomoc kamratów. Straciłbyś ten piękny płaszcz i sakiewkę. A gdybym był złośliwy, kciukami wgniótł- bym twoje ślepia, żebyś nie mógł mnie rozpoznać i wydać. Tak, tak! A gdybyś był Rzymianinem, z radością bym cię zatłukł. — Dzięki za ostrzeżenie! — zadrwiłem. — Dlaczego sądzisz, że nie jestem Rzymianinem? — Żaden Rzymianin nie zechciałby mnie prowadzić. Od Rzymia nina nie można oczekiwać miłosierdzia. Dostałbym kopniaka albo biczem po gębie. Oni tylko budują drogi i wodociągi i pilnują miar 1 wag. A ty niewiele wiesz o podłości tego świata. Dochodziliśmy już do zbiorników wody w pobliżu bramy. Spytałem: Znasz tego sparaliżowanego, o którym opowiadałeś? Czy na-Prawdę jest zły na uzdrowiciela? ~~ Ja go nie znam — przyznał ślepy. — Powtórzyłem, co słysza- ein. Ale czemu Jezus uzdrowił tylko jego? Czemu nie uzdrowił nas Wszystkich? Czemu jeden dostąpił miłosierdzia, a drugi do końca życia usi być kaleką? Przyznaj, że mamy swoje powody, aby mówić źle 0 uzdrowicielu. ~~ A słyszałeś, że ten Jezus wstał z grobu trzeciego dnia? Króle 113 MIKA WALTARI — Babskie gadanie — zasyczał, krztusząc się ukrywanym e chem. — Ty w to wierzysz? — W jego śmiechu równocześnie dawał0 się wyczuć skryty żal i jawne szyderstwo. — Wiadomo, że uczniowie wykradli ciało z grobu, żeby lud oszukiwać aż do końca! Bóg gdzieś tam jest i niech sobie będzie. Ale tu, na ziemi, nie ma innej władzy, tylk0 pieniądz i pięść. Gorączkowo macał laską po poboczu drogi, aż natrafił na kamień który podniósł i podetkał mi pod nos, krzycząc: — To jest kamień! Wierzysz, że zmieni się w chleb? Tak samo nie może się zmienić świat! To jest świat nienawiści, zbrodni i rozpusty, chciwości i zemsty. Bóg Izraela też jest Bogiem zemsty. Rzymian czeka zły koniec, ale to nie będzie zasługa Galilejczyka! Duszę ogarnął mi dziwny chłód, kończyny zdrętwiały. — Jezusie Nazarejski — mówiłem cicho — jeśli byłeś i jesteś królem żydowskim, jeśli jesteś w swoim królestwie, a twoje królestwo aż tu się rozciąga i trwa, zamień ten kamień w chleb, a uwierzę w ciebie. Ślepiec wsunął laskę pod pachę i miętosił kamień. Nagle bryłka ugięła się pod jego palcami. Z niedowierzaniem zdmuchnął z niej pyl i podniósł do nosa, żeby powąchać. Z jeszcze większym niedowierzaniem odskrobał palcem kawałek, wsadził do ust, pogryzł i przełknął. — Ależ to nie kamień, to ser! — zawołał, ganiąc swoją głupotę. Ja też odskrobałem kawałek bryłki i spróbowałem. To był naprawdę kawałek wyschniętego, mocno odciśniętego sera! Z pewnością wypadł z chłopskiego kosza, pokrył się kurzem drogi i na pierwszy rzut oka nie można go było od kamienia odróżnić. — Jesteś magiem? — spytał podejrzliwie ślepiec, żując kawałek sera. — Zamieniłeś kamień w ser przywołując imię Nazarejczyka. — Ser czy chleb, wszystko jedno, i to, i to jest pożywieniem. Skoro Jezus potrafi zamienić kamień w ser na wezwanie swego imienia, to ty powinieneś uwierzyć w jego zmartwychwstanie. Ale już w chwili, gdy to mówiłem, zacząłem w duchu wątplC i zastanawiać się, czy podświadomie nie zauważyłem odmienności tego pozornie zwykłego kamienia, który ślepiec po omacku znalazł na drodze. Byłby to dziwny przypadek, ale przecież zdarzają się jeszcze dziwniejsze. Ślepiec okazał się człowiekiem praktycznym. Szybko wepchnął ser do torby, jakby się bał, że mu go wyrwę, i zaczął obstukiwać laską in°e kamienie przydrożne. Potem rzucił się na kolana i podnosił je. Me kamienie, choć tak samo okrągłe jak ser, były kamieniami i kamieniał*11 być nie przestały, rychło więc dał temu spokój. TAJEMNICA KRÓLESTWA Wyszliśmy z doliny Cedronu na drogę wiodącą ku bramie i wkro-vliśmy w głęboki cień miasta. Za nami zachodzące słońce czerwieniło yty gór. Rozglądałem się wokoło w obawie przed przywidzeniami, wreszcie głośno poprosiłem: __ Jezusie, synu Boży, zmiłuj się nade mną niedowiarkiem! Nagle padł na mnie oślepiający błysk światła. Ogarnęło mnie czucie merzeczywistości, przez chwilę, podobnie jak w czasie snu domu Łazarza, prawdziwszej niż realność ziemi i kamienia. Ślepiec niczego nie zauważył, tylko prosił ze skargą w głosie: Nie wzywaj tego człowieka, nie wzywaj jego imienia, jeśli on rzeczywiście zmartwychwstał. Jego krew przecież padła i na mnie. Światło zniknęło tak samo nagle, jak się zjawiło. Oślepiony wzniosłem rękę, pragnąc zatrzymać to błogie uczucie. Ale już z powrotem padł na mnie posępny cień murów i odczuwając ciężar własnego ciała wróciłem na ziemski padół