Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

I zadymione kawiarnie wprost uginały się od ciężkiej wagi duchowych mocarzy, a od żaru ich ważkich słów aż szyby okrywały się potem. W lecie też, a nie w zimie, organizowano tu najciekawsze imprezy intelektualne i „rendezvousy śmietankowe", a więc różne zjazdy, konferencje, cykle wykładów, odczytów itp. To nadawało jakiś głębszy sens i cel pobytowi w Zakopanem, który niejednemu przypadł akurat na czas trwania dwutygodniowego deszczyku. A i plotkarstwo tych sezonów było nieco wyższego gatunku, jako że wałkowano tu sprawy wprawdzie nieraz nader błahe, ale dotyczące jednostek wybitnych i powszechnie znanych. A że jednocześnie w urzędach municypalnych Zakopanego wałkowano lokalne sprawy, czy to personalne, czy ogólne i społeczne, niektóre na przestrzeni kilku pokoleń (jak np. plan regulacji Zakopanego), więc zdezaktualizowaną już szumną nazwę letniej stolicy Polski zaczęto zastępować lepiej ilustrującym ten klimat wysokogórny mianem stolnicy podtatrzańskiej. Wobec takiego stanu rzeczy rozgłos na terenie Zakopanego mógł stanowić przedmiot marzeń chyba tylko dla tych, którzy niczym — ani złym, ani dobrym — nie zasłużyli sobie na to, aby się nimi interesowano. Dla doświadczonych zaś w tym względzie lub przewidujących przedstawiał się ten hyr zakopiański jako wielkie ryzyko; coś w rodzaju wyjścia na scenę dublującego niespodzianie aktora, nieświadomego dokonanej na nim w pośpiechu charakteryzacji i dyktowanej mu przez suflera roli. Kto zaś raz wpadł w oko publiczności Zakopanego, ten się już nie mógł wyplątać z narzuconej na niego sieci niemiłosiernego wścibstwa i opartego na nieprawdopodobnych wymysłach komentatorstwa jego spraw osobistych. A teraz rzućmy na tło tej największej polskiej stacji sportowo-klima-tycznej niezwykłą sylwetkę Stanisława Ignacego Witkiewicza-juniora, którego nie dająca się z żadną inną porównać popularność przypada na okres rozwydrzonego w używaniu życia międzywojnia. Cóż za bajeczna sensacja dla stałych i czasowych mieszkańców tej uroczej siedziby pod Giewontem! Przede wszystkim — syn znakomitego twórcy stylu w budownictwie zakopiańskim i autora bezcennej książki Na przełączy, którego długa fałdzista peleryna, przemykająca po ulicach i peryferiach Zakopanego, żyła jeszcze w pamięci niedobitków przełomo- 321 21 — St. I. Witkiewicz 21* wej epoki dwóch stuleci. Następnie — utalentowany malarz, pisarz, krytyk i myśliciel w jednej osobie, głośny m. in. ze swej ciężkiej do strawienia powieści Nienasycenie i z trudnej do wystawienia sztuki Metafizyka dwugłowego cielęcia. Ponadto — znany ogółowi z wykonywanych bez liku portretów o zgoła odrębnym stylu, którymi uwiecznił niemal połowę inteligencji Zakopanego. Dalej — mężczyzna w tak zwanym wieku męskim, nie żonaty, wielce przystojny, stanowiący nie byle jaką atrakcję dla urlopowanych żon, wielokrotnych rozwódek i dziewic, o liberalnych poglądach obyczajowych. A wreszcie — oryginał, jakiego świat nie widział! W sposobie bycia, myślenia, wypowiadania się i odnoszenia do ludzi, w trybie życia, skłonnościach i we wszystkim tym, co składa się na silną indywidualność człowieka. Cokolwiek od niego pochodziło •— portret, książka, styl, określenie, poglądy, reakcja na różne zjawiska — było zgoła inne, swoiste, do gruntu wypłukane z obcych wpływów i z dziedziczonych sugestii, dalekie od szablonu i banalności. Wszystko było jakieś bezpośrednie, bezkompromisowe, przesycone jego płodną myślą twórczą, która z niego emanowała niepohamowanie i nieprzewidzianie, rozsadzając wszelkie nasuwające mu się z konieczności ramy wypowiedzi. Swobody tych wypowiedzi nie myślał ograniczać ani w publicznie wygłaszanej prelekcji, ani w treści czy przedmowie książki, ani we władaniu pędzlem i kredką. Wszystkimi środkami bez ogródek wydobywał na światło ludzkie śmiesznostki, ułomności i brzydoty; piętnował obłudę współczesnych obyczajów, obnażał zamaskowane oblicza rozpustników, degeneratów i hiperegoistów. Przewracał utarte pojęcia towarzyskie, rozwalał ciasne ramy sceny teatralnej, wyłączał powieść z przyjętych form literackich, sztuce odmawiał dalszych możliwości rozwoju. Mimo to wszystko Witkacy cieszył się sympatią zarówno w środowiskach intelektualnych, jak i wśród przeciętnej publiczności. Dowodzi tego chociażby to nadane mu przezwisko, skracające jego miano w sposób nie tyle złośliwy, co raczej pieszczotliwy. Słowo „Witkacy" posiadało jakąś magiczną siłę i elektryzowało całą publiczność kawiarni, w której się pojawił. Toteż przestawanie w jego towarzystwie, wejście do grona jego bliższych znajomych, a bodaj przespacerowanie się u jego boku po Kru-pówkach było przedmiotem gorących pragnień zarówno każdej przeciętnej kobiety, jak i wielu osób o szerszych zainteresowaniach. Na tę popularność Witkacego- składał się nie tylko ów splot niepospolitych talentów, szczególnych rysów charakteru, upodobań i przyzwyczajeń. Wyniosła go na widownię Zakopanego i stworzyła dookoła niego atmosferę niezwykłości przede wszystkim jego silna indywidualność i złożoność psychiki, która kazała oczekiwać od niego w każdej sytuacji czegoś zgoła nieprzewidzianego; i to zarówno od jego dzieł, jak i od zachowania 322 się wobec ludzi. Jego absolutna niezależność wewnętrzna przejawiała się w bezwzględnej szczerości oraz zupełnej niezdolności do towarzyskiej obłudy i do konwencjonalizmu. Objawy tych cech przybierały nieraz formy nieuprzejmości i wywoływały nawet u jego rozmówców lekką tremę. Mało kto domyślał się, że pod tą pozorną nieuprzejmością kryła się jego własna nieśmiałość; lęk przed zetknięciem się z nowymi ludźmi; a także i chęć odgrodzenia się zawczasu od ich natarczywości, która w jakikolwiek sposób mogłaby wywrzeć na niego nacisk psychiczny