Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- Używając do tego elektrowyświetlacza? - Oczywiście. - Nigdy nie myślałeś, żeby zrobić sobie wakacje? - Wakacje? - Amaryl wpatrywał się w Dors jak sowa, mrugając. - Tak. Z pewnością słyszałeś to słowo i wiesz, co oznacza. - Ale dlaczego miałbym sobie robić wakacje? - Bo wydaje mi się, że jesteś okropnie zmęczony. - Czasem jestem nieco zmęczony, ale nie chcę zostawiać pracy. - Czy teraz czujesz się bardziej zmęczony niż kiedyś? - Trochę. Starzeję się, Dors. - Masz zaledwie czterdzieści dziewięć lat. - Co nie zmienia faktu, że się starzeję. - Nie mówmy już o tym. Lepiej powiedz mi, Yugo, choćby żeby zmienić temat, jak Hari radzi sobie z pracą. Towarzyszysz mu od tak dawna, że chyba nikt nie zna go lepiej niż ty. Pewnie nawet ja nie znam go tak dobrze, przynajmniej jeśli chodzi o pracę. - Hari radzi sobie doskonale. Nie widzę w nim żadnych zmian. Wciąż jest tu najbardziej błyskotliwą osobą. Wiek wcale go nie zmienił... w każdym razie nie tak bardzo. - Miło mi to słyszeć. Obawiam się, że on nie myśli o sobie tak pozytywnie. Niezbyt dobrze znosi upływ czasu. Z trudem nakłoniliśmy go do świętowania ostatnich urodzin. A tak nawiasem mówiąc, byłeś na uroczystości? Nie widziałam cię. - Uczestniczyłem w części, ale jak sama wiesz, nie czuję się dobrze na takich przyjęciach. - Myślisz, że siły Hariego już się wyczerpują? Nie mówię o jego sprawności umysłowej. Pytam o jego fizyczne możliwości. Uważasz, że jest coraz bardziej zmęczony? Zbyt zmęczony, by unieść ciężar swych obowiązków? Amaryl wyglądał na zdumionego. - Coś takiego nigdy nie przyszło mi do głowy. Nie mogę go sobie wyobrazić zmęczonego. - A jednak tak może być. Sądzę, że od czasu do czasu myśli o tym, by zrezygnować ze stanowiska i przekazać obowiązki komuś młodszemu. Amaryl usiadł wygodnie w fotelu i odłożył pióro świetlne, którym bawił się od chwili, gdy weszła Dors. - Co takiego?! To śmieszne! Niemożliwe! - Jesteś pewien? - Całkowicie. Na pewno nie podjąłby takiej decyzji bez przedyskutowania jej ze mną. A nie zrobił tego. - Bądź rozsądny, Yugo. Hari jest wyczerpany. Usiłuje tego nie okazywać, ale tak jest. Co się stanie, jeśli rzeczywiście postanowi przejść na emeryturę? Co się stanie z Projektem? I co się stanie z psychohistorią? Amaryl zmrużył oczy. - Czy ty żartujesz, Dors? - Nie. Staram się jedynie spojrzeć w przyszłość. - Jeśli Hari przejdzie na emeryturę, to zapewne obejmę jego stanowisko. Prowadziliśmy badania na rzecz Projektu, zanim jeszcze ktokolwiek do nas dołączył. On i ja. Nikt inny. Poza nim nikt nie zna Projektu tak jak ja. Jestem zdumiony, słysząc, że nie przyjmujesz mojej sukcesji za pewnik. - Ani ja, ani nikt inny nie wątpi, że powinieneś zostać jego następcą, ale czy chcesz nim zostać? Może wiesz wszystko o psychohistorii, ale czy chcesz rzucić się w wir polityki złożoności wielkiego Projektu, jeśli będziesz musiał porzucić swoją pracę? Hariego najbardziej osłabiało ciągłe pilnowanie, by wszystko szło gładko. Czy możesz przejąć i tę część tej pracy? - Tak, mogę, ale nie chcę o tym rozmawiać. Posłuchaj, Dors. Czy przyszłaś tu, by powiedzieć mi, że Hari zamierza się mnie pozbyć? - Ależ skąd! Jak mogłeś nawet pomyśleć coś takiego o Harim! Czy kiedykolwiek widziałeś, by zawiódł przyjaciela? - No, dobrze. Dajmy temu spokój. Przepraszam cię, Dors, ale muszę wracać do pracy. - Odwrócił się gwałtownie i znów pochylił nad biurkiem. - Oczywiście. Nie chciałam ci zabrać tyle czasu. Dors wyszła niezbyt zadowolona. 23 - Daj spokój, mamo - rzucił Raych. - Jestem sam. Wysłałem Manellę i Wandę na spacer. Dors weszła, spojrzała na prawo i lewo z przyzwyczajenia i usiadła na najbliższym krześle. Przez chwilę po prostu siedziała; a wyglądała tak, jakby na jej barkach spoczywał ciężar całego Imperium. Raych odczekał chwilę, a potem powiedział: - Do tej pory nie miałem okazji zapytać cię o tę szaloną wyprawę na tereny pałacowe. Nie każdy facet ma matkę, która potrafi zrobić coś takiego. - Nie będziemy o tym rozmawiać, Raych. - W takim razie powiedz mi... Nie jesteś osobą, z której twarzy łatwo cokolwiek wyczytać, ale teraz wyglądasz na przygnębioną. O co chodzi? - Czuję się, jak to ująłeś, przygnębiona. Prawdę mówiąc, jestem w złym nastroju, bo moje myśli zaprzątają bardzo poważne sprawy, a nie ma sensu rozmawiać o tym z twoim ojcem. Jest najcudowniejszym człowiekiem na świecie, ale czasem trudno z nim wytrzymać. Nie sądzę, by interesowały go moje zmartwienia. Uważa, że to tylko moje irracjonalne obawy o jego życie, i lekceważy moją troskę o jego bezpieczeństwo. - Daj spokój, mamo. Rzeczywiście niepotrzebnie martwisz się o bezpieczeństwo taty. Jeśli masz jakieś obawy, to prawdopodobnie są bezzasadne. - Dziękuję ci. Mówisz dokładnie to, co ojciec, jakbyś chciał, żebym była jeszcze bardziej sfrustrowana. - Więc zwierz mi się, mamo. Powiedz mi, co cię dręczy. Zacznij od początku. - Wszystko zaczęło się od snu Wandy. - Od snu Wandy! Mamo! Może lepiej przestań teraz, zanim zaczniesz na dobre. Wiem, że tata nie chciałby cię słuchać, gdybyś zaczęła w ten sposób. Naprawdę, przestań. Małe dziecko miało sen, a ty przywiązujesz do tego ogromną wagę. To śmieszne