Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Mężczyźni poderwali się ze snu i wyszli rozprostować kości w chłodnym powietrzu poranka. - Tutaj panów zostawię, senor - oznajmił kierowca Mustafie. - Dołączycie do mężczyzny z brązowego forda explorera. Vaya con Dios, amigos - pożegnał się. Z Bogiem, przyjaciele. Facet od forda okazał się wysokim mężczyzną w kowbojskim kapeluszu. Wyglądał niechlujnie. Wąsy też mógłby sobie przyciąć. - Buenos dias, jestem Pedro. Zabiorę was dalej. Moim samochodem jedzie czterech, tak? - Zgadza się - potaknął Mustafa. - W furgonetce są butelki z wodą. Może chcecie też coś zjeść? Kupcie coś sobie w sklepie - machnął ręką w kierunku budynku. Mustafa skorzystał z jego rady, inni też. Po dziesięciu minutach wszyscy wsiedli do wozów i wyruszyli. Jechali na zachód, głównie drogą numer 2. Natychmiast się rozdzielili, żeby nie tworzyć "formacji". Cztery terenówki, wszystkie produkcji amerykańskiej, wszystkie pokryte grubą warstwą kurzu i błota, żeby nie wyglądały na nowe. Słońce za nimi wspięło się nad horyzont i samochody rzucały cień na ziemię koloru khaki. Pedro nagadał się już chyba na parkingu. Teraz bekał tylko od czasu do czasu i odpalał jednego papierosa od drugiego. Radio miał nastawione na lokalną stację. Nucił do wtóru hiszpańskiej muzyki. Arabowie siedzieli w milczeniu. - Cześć, Tony - przywitał się Jack. Tony siedział już przy swoim komputerze. - Sie masz - odparł Wills. - Coś nowego? - Od wczoraj nic, ale Langley znów się zastanawia, czy nie obstawić naszego drogiego Fa'ada. - Naprawdę chcą to zrobić? - Wiem tyle co ty. Szef placówki w Bahrajnie stwierdził, że trzeba mu do tego więcej personelu. Pewnie teraz łamią sobie nad tym głowę mięczaki z Langley. - Mój tata mawiał, że rządem tak naprawdę rządzą księgowi i prawnicy. I miał sporo racji. Chociaż Bóg jeden wie, gdzie tu miejsce dla Eda Kealty'ego. - Co o nim sądzi twój tata? - Nie znosi sukinsyna. Co prawda nie wypowiada się publicznie o nowej władzy. Uważa, że nie powinno się tego robić. Ale powiedz tylko coś o nim przy obiedzie... a przyniesiesz wino do domu... na koszuli. Zabawne. Tata nienawidzi polityki i stara się zachować zimną krew, ale tego faceta wyraźnie nie lubi. Siedzi jednak cicho, nie gada o tym z reporterami. Według Mike'a Brennana Secret Service też nie lubi gościa. A przecież oni muszą go lubić! - Za profesjonalizm trzeba płacić - stwierdził Wills. Jack włączył komputer. Przyjrzał się nocnej wymianie informacji między Langley i Fort Meade. Przewaga ilości nad jakością. O, jego nowy znajomy, Uda... - Nasz kumpel Sali był z kimś wczoraj na lunchu - oznajmił. - A z kim? - zainteresował się Wills. - Angole nie wiedzą. Wygląda na mieszkańca Bliskiego Wschodu, jakieś dwadzieścia osiem lat, krótka bródka okalająca szczękę, wąsik... Mówili po arabsku. Niestety, poza zasięgiem. - Gdzie byli? - W pubie na Tower Hill, Pod Wisielcem Wypatroszonym i Poćwiartowanym. Tuż przy dzielnicy bogaczy. Uda pił wodę. Jego kumpel piwo. Zamówili lunch oracza. Siedzieli w boksie, więc trudno było ich podsłuchać. - A więc zależało im na prywatności. Co niekoniecznie czyni z nich przestępców. Angole śledzą tego nowego? - Nie. Pewnie przydzielili tylko jeden ogon Udzie? - Pewnie tak - zgodził się Wills. - Piszą tu, że mają zdjęcie tego gościa. Ale nie dołączono go do raportu. - Prawdopodobnie zrobił je ktoś z MI-5 prowadzący obserwację. Jakiś żółtodziób. Nie uważają Udy za bardzo ważnego, nie na tyle, żeby poddać go pełnej inwigilacji. Brakuje ludzi. Coś jeszcze? - Kilka transakcji walutowych wczoraj po południu. Wyglądają zwyczajnie - ocenił Jack, przeglądając zapisy. Szukam jakiejś nieszkodliwej drobnostki, strofował się. Jednak te nieszkodliwe drobnostki zazwyczaj okazywały się właśnie... drobne i nieszkodliwe. Uda każdego dnia manipulował większymi i mniejszymi pieniędzmi. Zajmował się zabezpieczaniem majątku, więc rzadko spekulował, kiedy przeprowadzał transakcje na rynku nieruchomości. Londyn - w ogóle cała Wielka Brytania - to dobre miejsce do zabezpieczania funduszy. Ceny nieruchomości dość wysokie, ale stabilne. Nie idą zanadto w górę, ale też nie lecą na pysk. Zatem tatuś Udy pozwala synalkowi popływać, ale nie puszcza go na głęboką wodę. Jaką swobodę finansową ma Uda? Skoro płaci dziwkom gotówką i drogimi torebkami, musi mieć własne źródło dochodów