Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Jeszcze mniej poważano kler prawosławny, uważając go za chłopstwo, a cerkiew za świątynię plebejską. Ile w tym poczuciu wyższości wobec obrządku wschodniego było przekonania samej szlachty, a ile wpływu bogatego i dumnego Kościoła łacińskiego, trudno dociec. Stosunek przeciętnego szlachcica do mieszczanina też nie był w pełni jednoznaczny. Wiemy, że w zasadzie uważano mieszczan za gorszych, że ograniczano ich dostęp do kapituł katedralnych, z wyjątkiem kanoników z doktoratami. Chciałoby się przy tym przytoczyć słynną konstytucję z 1565 r., która zakazywała kupcom polskim wyjazdu z towarami za granicę, a zachęcała do przyjazdu obcych. Pomijając fakt, że konstytucji tej me realizowano, była ona nie tyle wyrazem dążeń ekonomicznych szlachty, co podstawową zasadą polityki handlowej wielkich miast uprzywilejowanych, które posiadały prawo składu, np. Gdańska, Krakowa, Poznania czy ^wowa. Prawo składu wymagało bowiem, aby obcy kupcy przybywali ^towarami do miasta, wystawiając je tam na sprzedaż, i zależnie od lejscowego prawa musieli je zbyć lub po określonym czasie mogli z nimi "^CSZTlP___ j pieniądzu z ' czna danina, składana przez parafian proboszczowi w naturze lub 29 jechać dalej. W każdym przypadku miejscowi kupcy mogli zakupić na korzystnych warunkach, a przybysza obarczyć dodatkowymi koszta i kłopotami. Do kwestii miast i owej konstytucji z 1565 r. powrócinw jeszcze w dalszej części pracy. Postanowienia tego rodzaju nie były niczym niezrozumiałym dla ówczesnych ludzi. Podobny zakaz, tym razem wyjazdu kupców polskich na Śląsk, wydał Zygmunt I, zmuszając tą decyzją do ^ustępstw Wrocław i wygrywając w ten sposób tzw. wojnę handlową ze Śląskiem. Na takiej podstawie, tj. bezwzględnego prawa składu, rósł w bogactwo Gdańsk, ku utrapieniu szlachty z jednej, a kupców holenderskich z drugiej strony. Jeżeli więc konstytucja z 1565 r. nam się nie podoba, to nie dlatego, że szlachta chciała zniszczyć polskie miasta, lecz z tego powodu, że jesteśmy głęboko przekonani o słuszności innych zasad gospodarowania i wszelkie odmienne od naszych uważamy za nieracjonalne i szkodliwe. Przedstawicieli miast nie dopuszczano do sejmu walnego. Należy jednak spytać, czy miasta same chciały się tam znaleźć, skoro na mocy przywileju koszyckiego (1374) ich zgoda na opodatkowanie nie była konieczna. Charakterystyczne stanowisko zajęły miasta pruskie z Gdańskiem na czele, gdy w 1569 r. zaproszono do uczestnictwa w sejmie Rzeczypospolitej członków tzw. sejmu Prus Królewskich. Senatorowie świeccy oraz dwaj biskupi pruscy bez oporu zasiedli w sejmie walnym, natomiast miasta pruskie odmówiły udziału. Nie oznaczało to braku zainteresowania dla spraw politycznych (gdyż przedstawiciele Gdańska zawsze uważnie obserwowali obrady sejmu), ale raczej niechęć do uzależnienia się od uchwał i decyzji pozostałych członków sejmu Rzeczypospolitej. Chciały też utrzymać znaczenie i rolę pruskiego sejmiku prowincjonalnego. Należy pamiętać, że ograniczeniu praw mieszczan na wsi (szczególnie nabywania dóbr ziemskich) --a konflikt interesów wieś-miasto istniał zawsze — towarzyszyło zmniejszenie uprawnień szlacheckich w obrębie miasta. Chodziło nie tylko o wykonywanie zawodu lub nabywanie praw i nieruchomości, ale również o podleganie albo sądowi miejskiemu, altx tylko szlacheckiemu w sprawach dotyczących przestępstw, dokonywanych w mieście. Takie różnice interesów i wybuchające konflikty nie musiały być jednak zbyt wielkie, sądząc po licznych siedzibach szlacheckich i magnackich w miastach lub na ich przedmieściach oraz małżeństwach mieszczans-ko-szlacheckich, o czym będzie mowa w dalszej części książki. ie najbardziej jednoznaczny wydaje się stosunek szlachty do r Podręczniki opisują tzw. wtórne poddaństwo, zapominając, że taństwa wcześniejszego w tej części Europy nikt nie zlikwidował, isywano się też szeroko o walce klasowej i o zbiegostwie chłopów, nie jrninając, że skuteczne zbiegostwo, tj. chłopa z rodziną, inwentarzem, °ami itd.,' organizował zwykle inny szlachcic, który ściągał chłopa do Nie zwracano wreszcie uwagi, że młodzież wiejska pracowała i chłopów, i na folwarkach, i we wsi, i poza nią, i nikt nie mógł, a nawet chyba nie chciał ograniczyć jej ruchliwości. Wreszcie wychwalano niektórych pisarzy, jak np. Reja, Frycza-Modrzewskiego czy Skargę, za to, że brali w obronę chłopa i tym się jakoby wyróżniali spośród gnębiącej i eksploatującej chłopów szlachty. Tymczasem dokumenty prawne, umowy dzierżawne, dotyczące najmu wsi i folwarku, zawierają zwykle zastrzeżenia na temat ochrony chłopów, utrzymywania na stałym poziomie świadczeń, szczególnie pańszczyzny, i niewyrządzania im krzywd. Te warunki zaś, w przypadku ich niedotrzymania, prowadziły do procesu, z jednej strony w obronie krzywdzonego chłopa, z drugiej interesów pana, którego powodzenie gospodarcze zależało od aktywności chłopa, jego zasobności, zaradności i chęci do pracy. Również w imię dobrze rozumianych własnych interesów szlachta chroniła chłopa zarówno przed eksploatacją ze strony Kościoła (m.in. spory o dziesięcinę), jak też państwa, bardzo ostrożnie uchwalając na sejmie podatki, które przecież chłop musiał płacić. Warto przypomnieć, że zasadnicza reforma podatkowa, uchwalona na sejmie 1562-1563, która podnosiła podatek z łanu kmiecego z 12 na 20 gr, obniżała udział w nim icniędzy chłopskich, ponieważ tylko 10 gr kmieć miał dawać z własnej żeni, a drugie 10 gr potrącać sobie z dziesięciny. W rezultacie można , że w ówczesnych warunkach polskich najcenniejsza stawała się obocza, którą dysponował chłop, nie zaś ziemia, której spore rezerwy istniały. Dlatego racjonalny stosunek do chłopa polegał nie na go z ziemi, jak to bywało na Zachodzie, lecz na zatrzymywaniu siebf ?CaniU d° ucieczki' a nawet na zachęcaniu i ściąganiu chłopa do zego lub dalszego sąsiada, jeżeli to tylko było możliwe. Nikt ślący spośród szlachty nie mógł sobie pozwolić na rabunkowe stosunku do chłopa, na jego bezmyślną eksploatację, na ziemskie ' b° l° 8°dziło we własne> żywotne interesy właściciela Można powiedzieć, że funkcjonowała wówczas wyraźna 31 wspólnota interesów pana i chłopa i ona decydowała o większ -szlacheckich decyzji
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Powiadaj przecie: nie dla bryndzy bryndza, nie dla weBny weBna, ani pienidz nie dla pienidza"
- — No, aleja przecież żyję, Genowefciu! — Chwała Bogu, chwała Bogu, kwiatuszku ty mój — zaszlochała Genowefcia...
- Dodajmy, że przeciętny Polak nie pracuje 300 dni w roku i nie zarabia rubla dziennie z powodu mniejszych sił; dodajmy, że Anglik, żyjąc o 20 lat dłużej, więcej widzi, więcej...
- — Jakim sposobem zdążył od ciebie w osiem minut pod kino Stolica? — Wcale nie zdążył! Jeżeli nie miał pod ręką samochodu… — Samochodem też by nie zdążył...
- - Chciałabym nawet, żeby ktoś tu wszedł w tej chwili i żeby ta cała komedia wreszcie się skończyła! Coś przecież musiałoby się stać, gdyby mnie tu znalazł! - Na miłość boską...
- VIII Wśród mnóstwa znajomości, jakie miał Witkiewicz, znajomości zresztą * przyjaźni zmiennych, ruchomych i płynnych, wśród natłoku i kotłowiska ludzi, którzy...
- Nie przestawał powtarzać: — To nadzwyczaj przykre, takie historie nie powinny się zdarzać, wie pan przecie, że nienawidzę tego, i doprowadzi pan do tego, że więcej moja noga...
- Pieniacz! Mój trzydziestosześcioletni syn Tomek wybałuszył wzrok czytając o moim pieniactwie i parsknął: — Tato, przecież jedyny proces, jaki ty miałeś w życiu, to...
- Nie wiadomo skąd do Boskiego dotarło wsparcie; zajęty nowymi wojownikami Folko nie widział, kiedy i jak udało się garbusowi przeciąć grube drzewce broni Henny, ale ten wcale...
- Pytacie, dlaczego ta trzecia i ostatnia bajka nie jest o moim trzecim dziecku, o OleDce? No a jak|e mo|e by o niej? Przecie| ona, biedactwo, nie ma jeszcze ani jednego zba