Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Drogi Doktorze Karlson! Pisz do Pana w sprawie mego m|a, który doznaB urazu krgosBupa wskutek upadku z do[ du|ej wysoko[ci. On nie potrafi z tym ty, bo jest wyjtkowo niezale|nym czBowiekiem. SByszaBam, |e prowadzi Pan klinik, w której uczy Pan swoich pacjentów chodzi. ChciaBabym, aby mój m| równie| si tego nauczyB- To bardzo dumny czBowiek, nieBatwo si z nim porozumie. Ale mo|e ja zapoznam si z Pana metod i pomog mu tak, |eby o tym nie wiedziaB. W ten sposób mo|e udaBoby mi si jako[ ocali jego dum i nasze szcz[cie. Mieszkamy na farmie w Alameda, zaledwie par godzin jazdy od San Francisco. Wida sam Pan Bóg sprawiB, |e dzieli nas taka niewielka odlegBo[. Mam nadziej, |e zgodzi si Pan mnie przyj. Niecierpliwie oczekuj na odpowiedz. Adelaide A. Creed Bleeding Hearts, Kalifornia Doktor Karlson skoDczyB czyta i schowaB kopert do kieszeni. - Ona nie wie, |e wziBem ze sob ten list - powiedziaB, patrzc Montanie prosto w oczy. - ChciaBa, |ebym pana zbadaB i oceniB, czy moja metoda zda w takim przypadku egzamin. Nie |yczyBa sobie jednak, |ebym rozbudzaB w panu pBonn nadziej. WstaB, zaBo|yB rce za plecy i zaczB przechadza si po pokoju. - Wie pan - cignB po chwili - sdz, |e ka|dy m|czyzna oddaBby wszystko, by mie za |on tak kobiet. Od chwili, gdy zgodziBem si jej pomóc, uczyBa si wszystkiego z wikszym zaciciem ni| chorzy starajcy si odzyska wBadz w nogach. PragnBa paDskiego wyzdrowienia bardziej ni| czegokolwiek na 305 JlLL BARNETT [wiecie. Kiedy jej powiedziaBem, |e prawdziwy szcz[ciarz z pana, zaczBa si [mia. StwierdziBa tylko, |e pana kocha. Montana wpatrywaB si w poplamion [cian. CzuB si jak ndzny robak godny potpienia. Nie [miaB spojrze temu czBowiekowi prosto w oczy. BaB si rozbudza w sobie nadziej. WiedziaB, |e nie pogodzi si z kolejn klsk. W |oBdku miaB wzeB, przymknB powieki i zobaczyB roz[wietlon ksi|ycem twarz Addie. - Co mam robi? - spytaB, spogldajc niepewnie na lekarza. - Najpierw pana zbadam, a pózniej porozmawiamy. Montana zerwaB koBdr ze swych bezu|ytecznych nóg. PowdrowaB spojrzeniem do muskularnych ud, których nie mógB napr|y. Nic nie czuB, nie mógB wykona |adnego ruchu, nie istniaB jako m|czyzna. WydawaBo mu si, |e jego ciaBo od pasa w dóB nale|y do zupeBnie kogo[ innego. Po dBugiej chwili milczenia zerknB na barczystego lekarza. - Do dzieBa, panie doktorze - powiedziaB