Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Sprzedawca wyciągnął szkło powiększające. Obejrzał kość bardzo uważnie, obracając ją kilkakrotnie. Powiedział, że choć oryginalna, nie jest najlepszym okazem kości wróżebnej. Zaproponował cenę biletu pierwszej klasy do Pekinu. Następnie poszłam do sklepu z antykami dla turystów. Podobnie jak jubiler, sprzedawca badał kość przez specjalne szkło. Zawołał innego człowieka, żeby także się przyjrzał. Potem zaczai mi zadawać wiele pytań: "Gdzie pani to znalazła?... Co? Jak taka dziewczyna jak pani mogła sama znaleźć taki skarb?... Ach, jest pani wnuczką nastawiacza kości? Długo jest pani w Hongkongu?... Aha, czeka pani na wyjazd do Ameryki? Czy przypadkiem właściciel kości nie wyjechał do Ameryki wcześniej? Zabrała to pani komuś? W Hongkongu jest dziś wielu złodziei. Czy pani do nich należy? Proszę stąd iść, bo wezwę policję". Wyszłam ze sklepu zła i oburzona. Ale serce biło mi mocno, bo wiedziałam już, że trzymam w ręku rzecz wartą dużo pieniędzy. A jednak jak mogłam ją sprzedać? Należała do mojej matki, mojego dziadka. Łączyła mnie z nimi. Jak mogłam oddać ją komuś obcemu tylko po to, żeby porzucić swoją ojczyznę i groby przodków? Im dłużej o tym myślałam, tym silniejsza się czułam. Kai Jing miał rację. Taki miałam charakter. Ułożyłam sobie plan. Znajdę tańsze mieszkanie - tak, tańsze nawet od pokoiku w cuchnącym rybą domu - i pracę. Przez kilka miesięcy zaoszczędzę trochę pieniędzy i jeżeli wiza nadal nie nadejdzie, wrócę do Pekinu. Tam przynajmniej będę mogła dostać pracę w innej szkole z sierocińcem. Tam będę mogła czekać w spokoju i w towarzystwie przyjaciół. Jeśli GaoLing zdobędzie dla mnie wizę, wrócę do Hongkongu. Jeśli nie, cóż, zostanę i będę nauczycielką. Jeszcze tego dnia przeprowadziłam się do tańszego mieszkania, pokoju, który dzieliłam z dwiema kobietami. Jedna z nich chrapała, druga była chora. Spałyśmy na zmianę w jednym łóżku, chrapiąca rano, ja po południu, a chora po mnie. Jedna spała, a dwie wychodziły do miasta, szukając pracy, którą można wziąć do domu: reperowałyśmy buty, obszywały szale, wyplatały koszyki, wyszywały kołnierze, malowały miseczki, robiłyśmy wszystko, żeby zarobić parę dolarów. Tak żyłam przez miesiąc. Chora dziewczyna nie przestawała kaszleć, więc wyniosłam się ze wspólnego pokoju. - Szczęście, że nie dostała pani gruźlicy jak ta druga dziewczyna - powiedział mi później sprzedawca melonów. - Teraz obie kaszlą krwią. Gruźlica? - pomyślałam. Symulowałam tę chorobę, żeby uciec Japończykom. Czy teraz uda mi się uciec przed chorobą? Zamieszkałam z panią z Szanghaju, która kiedyś była bardzo, bardzo bogata. Dzieliłyśmy mały, duszny pokoik nad pralnią, w której gotowałyśmy bieliznę, zanurzając ją i wyciągając z kotłów długimi kijami. Kobieta krzyczała na mnie, kiedy ją ochlapywałam, nawet jeśli nie było w tym mojej winy. Jej mąż był ważnym oficerem w Kuomintangu. Jedna dziewczyna z pralni powiedziała mi, że zamknęli go w więzieniu za kolaborację z Japończykami w czasie wojny. - Skąd więc w niej tyle wyniosłości? - mówiła dziewczyna. - Przecież wszyscy patrzą na nią z góry. Wyniosła dama wymagała, abym w nocy nie wydawała żadnego dźwięku - nie wolno mi było kaszleć, kichać ani puszczać gazów. Musiałam chodzić bezszelestnie, udając, ze mam buty uszyte z obłoków. Często płakała, a potem żaliła się Bogini Miłosierdzia, jak straszną karą jest dla niej towarzystwo tej osoby, mając na myśli mnie. Powiedziałam sobie, trzeba zaczekać, może zmienisz o niej zdanie, tak jak o Siostrze Yu. Jednak zdania nie zmieniłam. Nie mogąc dłużej wytrzymać z tą okropną kobietą, z radością przeprowadziłam się do pewnej starszej damy, która była głucha. Za dodatkowe pieniądze pomagałam jej przez całą noc gotować orzeszki. Rano sprzedawałyśmy ludziom, którzy zjadali je na śniadanie z kleikiem ryżowym. Gorące popołudnie przesypiałyśmy. To było wygodne życie: orzeszki i spanie. Lecz pewnego dnia zjawiło się dwoje ludzi, twierdząc, że są krewnymi głuchej pani: "Przyjechaliśmy, weź nas do siebie". Staruszka nie wiedziała, kim są, więc wyjaśnili nieco zawiłe pokrewieństwo. Przyznała, że może istotnie są rodziną. Przed opuszczeniem jej domu przeliczyłam pieniądze i stwierdziłam, że mam na najtańszy bilet kolejowy do Pekinu. Znów poszłam na stację. I podobnie jak przedtem, dowiedziałam się, że wartość pieniędzy znowu spadła, a ceny biletów wzrosły prawie dwukrotnie. Przypominałam owada, który biegnie po ścianie w górę, uciekając przed wodą, której poziom podnosi się jeszcze szybciej. Tym razem musiałam obmyślić lepszy plan odmiany własnej sytuacji, mojego siąing. Po angielsku i chińsku to słowo brzmi prawie tak samo. Na rogu każdej ulicy było słychać głosy ludzi przybyłych z wielu różnych miejsc, którzy mówili: "Moja sytuacja wygląda tak. A tak mogę poprawić swoją sytuację". Zdałam sobie sprawę, że przyjechałam do miejsca, w którym wszyscy wierzą, że mogą zmienić swoją sytuację, odmienić los, nie będąc skazanym na wciąż te same warunki życia. Istniało wiele sposobów takiej zmiany. Człowiek musiał tylko być sprytny, chciwy albo mieć koneksje. Naturalnie, sprytu mi nie brakowało, a gdybym była chciwa, sprzedałabym kość wróżebną. Jednak znów postanowiłam tego nie robić. Przecież nie cierpiałam nędzy i nie straciłam szacunku dla rodziny. Jeśli idzie o koneksje, to po śmierci panny Grutoff została mi tylko GaoLing. A z GaoLing nie mogłam mieć pożytku. Nie wiedziała, jak sobie radzić. Gdybym to ja pierwsza pojechała do Ameryki, wykorzystałabym całą siłę mojego charakteru, by zdobyć wizę w ciągu najwyżej kilku tygodni. I nie miałabym takich kłopotów, jakie nękały mnie teraz tylko dlatego, że GaoLing nie wiedziała, co robić. Na tym polegał problem: GaoLing była silna, ale nie zawsze potrafiła spożytkować te siły we właściwy sposób. Wciąż była rozpieszczoną ulubienicą Matki. W sierocińcu przez te wszystkie lata również miała lekkie życie. Pomagałam jej, tak samo jak Siostra Yu, więc GaoLing nigdy sama nie musiała myśleć. Jeśli zmieniał się kierunek nurtu rzeki, nie przyszłoby jej do głowy płynąć pod prąd. Wiedziała, jak osiągnąć cel, ale tylko wtedy, gdy ktoś jej pomógł. Do rana następnego dnia ułożyłam nowy plan. Za moje skromne pieniądze kupiłam biały fartuszek oraz spodnie z majie. Brytyjczycy przepadali za takimi służącymi - skromnymi, gustownie ubranymi i czystymi. Tak znalazłam pracę u angielskiej damy i jej wiekowej matki. Panie nosiły nazwisko Flowers. Miały dom w Yictoria Peak. Był mniejszy od innych budynków w okolicy, bardziej przypominał domek letniskowy. Do frontowych drzwi prowadziła wąska i kręta dróżka, obsadzona paprociami. Obie angielskie damy zajmowały górę, a ja zamieszkałam w pokoiku w suterenie. Panna Patsy, córka, miała siedemdziesiąt lat i urodziła się w Hongkongu. Jej matka musiała mieć co najmniej dziewięćdziesiąt i nosiła imię Ina. Mąż pani Iny zarobił dużo pieniędzy na wożeniu towarów z Indii i Chin do Anglii
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Dzieci tych czasów (a właśnie są teraz) nie będą miały nikogo, by zarządzał ich dobrami i przechował w spiżarniach pożywienie, i będą nękane na targu kupna i sprzedaży...
- Drugim czynnikiem, sprzyjajcym transfor- 40 Timothy Garton Ash w eseju Niech |yje Rutbenia! opisuje spotkanie z zakarpackimi dziaBaczami, d|cymi do oderwania si od Ukrainy w imi Bczno[ci z Zachodem, co kontrastuje z mizeri otaczajcego ich [wiata, wszechwBadz mafii i powszechno[ci korupcji
- Julia, której chciało się świetnie wystąpić w stolicy, potrafiła także dowieść mężowi, iż wypadało im koniecznie sprzedać część majątku w Sandomierskiem, na którą trafił...
- Uderzenie komety w Ziemię wywołuje różne skutki uboczne, między innymi może w wielkim stopniu naruszyć równowagę klimatyczną; naruszenie równowagi wywołuje...
- Wnętrze było przepiękne: ściany z błękitnego i różowego marmuru; sklepienie, którego trzy kopuły ozdabiały jaskrawe malowidła serafinów; bogate freski; cudownie...
- W jednym z takich obszarów Hearn odkrył pewną osobliwość, którą natychmiast określił jako „tuman kurzu" - Tuman kurzu - zwrócił się do Martindale'a, wskazując...
- Pierwszym celem była obrona chłopów, a drugim celem Szewczenki było dążenie do ukazania duszy chłopskiej w jej całej krasie i niewinności...
- Takie postępowanie jest absolutnie konieczne, aby nie trafiło do sprzedaży mięso z włośniami (trychinami), czyli od zwierząt zakaźnie chorych...
- W każdym z tych wczesnych utworów scenicznych, tworząc wyobraźniowe muzeum dla swojej galerii portretów osobliwych okazów społecznych, Witkacy wiąże postać ze środowiskiem...
- Wreszcie wyzbierałam z trawnika zeschłe liście i małe czerwone jabłka - i postanowiłam pojechać na rowerze do sklepiku, po świeży chleb...