Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Dotrzymasz nam kroku? — spytałem z niepokojem Ślepuna. Lepiej, żeby tak było, bo beze mnie nie macie żadnych szans wytropienie księcia. Zobaczyliśmy ślady jednego konia, które wiodły tam, skąd przyjechaliśmy. To Wawrzyn i Srokaty na Białasie. Ślady kopyt Białasa doprowadziły nas do miejsca, gdzie poprzedniego dnia wpadliśmy w zasadzkę. Zauważyłem, że Srokaty zabrał z drzewa swój łuk. Potem zawrócili do drogi. Ślady kopyt były bardzo głębokie, a zatem pojechali dalej razem. Pod drzewem widać było także inne ślady, nakładające się na głębokie odciski kopyt Białasa. To nie mogli być ścigający Rozumiejących wieśniacy. Nie dotarliby tak daleko, a poza tym śmierć przyjaciół i okropna pogoda powinny im odebrać ochotę do dalszego pościgu. Ten świeży trop wiódł z północnego zachodu. Po chwili zastanowienia wszystko stało się dla mnie jasne. — Łucznik nie miał konia, więc Srokaci kogoś po niego przysłali. Przynajmniej teraz mamy ślad, którym możemy jechać. Jednak Błazen nie podzielał mojego zadowolenia. 331 — O co chodzi? Uśmiechnął się krzywo. — Wyobrażałem sobie, jak byśmy się teraz czuli, gdybyś zeszłego wieczoru zabił tego chłopca, wymuszając z niego zeznania. Nie chciałem się nad tym zastanawiać. Ruszyliśmy ze Ślepunem przodem, a Błazen za nami. Konie były głodne. Mojakara skubała gdzie tylko mogła żółte liście wierzb i kępy suchej trawy, a ja jej tego nie zabraniałem. Gdybym ja mógł w ten sposób napełnić żołądek, sam zjadłbym garść liści. Widać było, że jeździec spieszył się, chcąc jak najszybciej zawiadomić pozostałych, że ich wartownik został pojmany. Trop biegł prosto jak strzała przez wzgórza i gęste zarośla. Niebawem w dębowym zagajniku znaleźliśmy ślady obozu. — Spędzili tu paskudną, mokrą noc — domyślił się Błazen, a ja skinąłem głową. Nadpalone kłody w ognisku zdradzały, że zostało zgaszone przez ulewę, i potem nikt go już ponownie nie rozpalił. Na namokniętej ziemi pozostał odcisk koca. Ten, kto tu spał, na pewno przemókł. Na ziemi pozostało mnóstwo śladów koni. Czyżby inni Srokaci oczekiwali tutaj na łucznika? — Gdybyśmy wczoraj po spotkaniu z łucznikiem pojechali dalej, dopadlibyśmy ich tutaj — powiedziałem z żalem. — Powinienem był to przewidzieć. Zostawili wartownika, a więc nie odjechali daleko, a łucznik nie miał konia. Teraz wydaje się to takie oczywiste. Do licha, Błaźnie, książę był wczoraj w zasięgu ręki. — Zatem jest i dzisiaj. Dobrze się stało, Rycerski. Dziś nikt nas nie spowalnia i możemy ich zaskoczyć. Obejrzałem tropy. Nic nie znalazłem co wskazywało na to, że Wawrzyn i łucznik przyjechali tutaj. Zatem jeździec wrócił sam, przywożąc wieść, że wartownik został schwytany. Prawdopodobnie odjechali stąd w pośpiechu, bez łucznika. Należy się spodziewać, że będą teraz bardzo czujni. — Nie oddadzą księcia bez walki — powiedziałem. — A książę może też stawiać opór. — Jaki więc mamy plan? — Zaskoczyć ich, zaatakować, zabrać księcia i jak najszybciej wrócić do Koziej Twierdzy, gdyż dopiero tam będziemy bezpieczni. — Mojakara jest szybka i wytrzymała, więc nie wahaj się zostawić mnie z tyłu, kiedy odbijesz księcia. I mnie. — Nie sądzę, żebym mógł tak postąpić — powiedziałem ostrożnie. Nie martw się, ja go obronię. Ścisnęło mnie w gardle. A kto obroni ciebie? 332 Ale nie dojdzie do tego, obiecałem sobie w duchu, nie zostawię żadnego z nich. Pojechaliśmy dalej, po dobrze widocznych na wilgotnej ziemi śladach. Srokaci pogodzili się ze stratą łucznika i odjechali, tak samo jak wtedy, kiedy zostawili jednego ze swoich w wiosce, żeby zatrzymał pościg. Ta determinacja świadczyła o tym, że książę jest dla nich bardzo cenny. Będą walczyć o niego na śmierć i życie. Może nawet będą woleli go zabić, niż oddać. Fakt, że tak niewiele wiedzieliśmy o ich motywach, zmuszał nas do bezwzględnego działania. Porzuciłem więc myśl o podjęciu próby negocjacji. Podejrzewam, że przywitaliby nas tak samo, jak ich łucznik. Teraz, kiedy mieliśmy tak wyraźny trop, zziajany wilk trochę nas opóźniał. W pewnej chwili sam zdał sobie z tego sprawę i usiadł na ścieżce. Zatrzymałem Mojąkarą, a Błazen Węgielka. Co się stało, mój bracie? Jedźcie beze mnie. To łowy dla szybkich i zręcznych. Mam jechać bez moich oczu i uszu? I bez mózgu, niestety. Ruszaj, braciszku, i zachowaj swoje pochlebstwa dla kogoś, kto w nie u wierzy. Może dla kota. — Wstał i pomimo zmęczenia z łatwością wtopił się w pobliskie zarośla. Błazen spojrzał na mnie z niepokojem. — Pojedziemy bez niego — powiedziałem cicho i popędziłem Mojąkarą. Po jakimś czasie trop przed nami stał się bardziej wyraźny. Zatrzymaliśmy się przy strumieniu, żeby napoić konie i napełnić bukłaki. Rosły tam późne jeżyny, kwaśne i twarde, ale mimo to jedliśmy je garściami, zadowoleni, że wreszcie możemy coś gryźć i przełykać. Gdy tylko konie ugasiły pragnienie, pojechaliśmy dalej. — Naliczyłem ich sześciu — zauważył Błazen. Skinąłem głową. — Co najmniej. Nad wodą były także kocie ślady. Dwa koty, różnej wielkości. — Czy powinniśmy się spodziewać przynajmniej jednego groźnego wojownika? Wzruszyłem ramionami. — Sądzę, że możemy spodziewać się wszystkiego. Również więcej niż sześciu przeciwników. Oni jadą do jakiejś kryjówki, Błaźnie. Może do osady Pradawnej Krwi albo do warowni Srokatych. Być może już nas obserwują. Spojrzałem w niebo. Nie zauważyłem żadnych ptaków, które przyglądałyby się nam z nadmiernym zainteresowaniem, co wcale nie oznaczało, że nikt nas nie śledzi. Nie tylko przelatujący ptak, ale równie dobrze ukryty w krzakach lis mógł być szpiegiem tych, których ścigaliśmy. — Od jak dawna je miałeś? — zapytał Błazen. — Te sny o księciu? — Nie chciałem go zwodzić. — Och, od jakiegoś czasu. — Jeszcze zanim przyśniło ci się, że jest w Wietrznym? 333 Odparłem niechętnie: — Wcześniej też miewałem dziwne sny, ale nie zdawałem sobie sprawy, że dzielę je z księciem. — Nie mówiłeś mi o nich. Tylko o tym, że śniłeś o Sikorce, Brusie i Pokrzywie. — Po chwili dodał: — Jednak Cierń powiedział mi o swoich podejrzeniach. — Naprawdę? Nie podobało mi się, że Cierń i Błazen rozmawiali o mnie za moimi plecami
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Przez tłum ludzi i koni nie można było jak należy zajechać i ojciec mój był na to markotny, mówiąc: – Już nam, widzę, trza dojść pieszo do ganku, jakbyśmy przyjechali za służbą...
- Uderzenie komety w Ziemię wywołuje różne skutki uboczne, między innymi może w wielkim stopniu naruszyć równowagę klimatyczną; naruszenie równowagi wywołuje...
- Ziemia, rudawa jak sproszkowany tytoń, tłumiła stąpanie koni, które końcem podków potrącały leżące na ziemi szyszki...
- Jakaś kobieta w średnim wieku nawoływała przez głośniki dzieci, żeby koniecznie przyszły popatrzeć...
- Postawiono tam namioty dla poselstwa i wojskowej starszyzny, ławy dla delegatów i płoty do wiązania koni...
- Trudno było, w rzeczy samej, orzec, gdzie między Pałacem z wszystkimi jego piętrami i tarasami o kamiennych licach podziało się samo wzgórze...
- Dy Joal, który zdążał do ibrańskiej granicy sam i w wielkim pośpiechu, zebrał ich w mieście leżącym u stóp tych gór, gdzie zarabiali na marny żywot, raz eskortując...
- Nic jednak nie można było już zrobić, pozostawało umocnić pozycje na ogołoconych z liści wzgórzach, dokąd doprowadziły nas trzy miesiące ciężkich zmagań...
- - Jeden z jego najlepszych koni go potrzebuje...
- Mówią o pohańbionych mężatkach i pannach, o samobójstwach i krwi niewinnych przelanej u stóp feldmarszałka WOJNA OBNIŻA ILOŚĆ MAŁŻEŃSTW I NARODZIN Z prochu, człecze,...