Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- Śmieszne - powiedziała Fay. - Jechaliśmy taki kawał drogi, żeby popatrzeć, jak karmi się jagnięta. Ciekawe, dlaczego karmią je z butelek. Pewnie im się wydaje, że tak jest bardziej słodko. Poszli dalej, gdy dziewczynkom znudziła się już zjeżdżalnia. Znalazły studnię życzeń i zaczęły się przy niej wygłupiać. Prawie wcale nie zwracały uwagi na matkę i Nata. - Ciekawe, który to ten zamek głupiego króla - powiedziała Fay. Nic nie odpowiedział. - Męczące to wszystko - odezwała się znów. - Masz pewnie dosyć na dzisiaj. Dotarli do bufetu. Kupili dziewczynkom sok pomarańczowy i hot dogi. Kawałek dalej spostrzegli okienko kasy i budynek stacji kolejki wąskotorowej. Wąski tor przecinał wesołe miasteczko, ginąc wśród rosnących za ogrodzeniem drzew. Ten tor widzieli już przedtem z samochodu, a potem chcieli dojść wzdłuż niego do głównej bramy, tyle tylko, że brama była po drugiej stronie i musieli obejść cały teren. Kiedy błąkali się w poszukiwaniu wejścia, Fay powiedziała do niego: - Ale z ciebie niefartowny gość. - Kto to taki? - domagały się odpowiedzi dziewczynki. - Niefartowny to taki, co podchodzi do kasy na stadionie w chwili, kiedy właśnie sprzedano ostatnie zwykłe miejsce na trybunach, a nie ma przy sobie dość pieniędzy na lożę - wyjaśniła Fay. - To właśnie ktoś taki jak ja - powiedział. - Widzicie, Nat zaparkował po drugiej stronie wesołego miasteczka i musimy teraz pójść naokoło. Gdybym to ja prowadziła samochód, zatrzymalibyśmy się tuż przed bramą. No, ale niefartowny gość ma zawsze pecha. Pakuje się w niego instynktownie. Tak, pomyślał wtedy. To prawda, taki właśnie jestem. Pech sprawia, że pakuję się w sytuacje, które zupełnie mi nie odpowiadają, i nie pozwala mi się uwolnić. Trzyma mnie za kark. I nie jestem w stanie sam się wyplątać. - Też mi los, żenić się z facetem bez fartu - dodała Fay. - Chociaż teraz może to się jakoś wyrówna. Stał z Fay i dziewczynkami w kolejce po bilety na wąskotorówkę. Bolały go nogi i zastanawiał się, czy wytrzyma to stanie w kolejce, a potem czekanie, aż pociąg wróci po pasażerów. Pociąg był gdzieś na terenie wesołego miasteczka i nie było go widać. Cała chmara dzieciaków, już z biletami, czekała niecierpliwie na peronie po drugiej stronie kasy. - To potrwa przynajmniej pół godziny - powiedział do Fay. - Warto w ogóle czekać? - To główna atrakcja - odparła. - Przecież widziałeś, że wszystkie dzieci jeżdżą tą kolejką, więc Bonnie i Elsie też muszą. Czekał. Po dłuższym czasie dotarł wreszcie do okienka i kupił dla wszystkich bilety. Potem przepchali się na peron. Pociąg właśnie przyjechał i wysypywali się z niego pasażerowie - dzieci i ich rodzice; konduktor wskazywał drogę. Nowa grupa ruszyła biegiem w stronę wagonów i zaczęła wsiadać. Wagoniki były małe i miały dziwne kształty. Głowy pasażerów w czasie jazdy trzęsły się, co wyglądało, jakby mały pociąg był pełen zgrzybiałych starców. - W pewnym sensie zawiodłam się na tym wesołym miasteczku - powiedziała Fay. - Wydaje mi się, że za mało tu atrakcji. Dzieciom nie wolno wchodzić do tych malutkich domków, mogą sobie tylko popatrzeć. Przecież to nie muzeum. Był tak zmęczony i apatyczny, że nic jej nie odpowiedział. Nie czuł już związku między sobą a otaczającym go zgiełkiem, ruchem, dziecięcą wrzawą. Przez peron szedł konduktor i zbierał bilety. Głośno liczył pasażerów. Zatrzymał się przy Nathanie. - Trzydzieści trzy - powiedział. Potem wziął bilet Elsie. - Państwo są razem? - zapytał Nathana. - Tak - odrzekła Fay. - Mam nadzieję, że uda mi się was razem ulokować - powiedział, odbierając bilety od Fay, Bonnie i Nathana. - Ile osób wchodzi do pociągu? - spytała Fay. - To zależy, ilu jest dorosłych - odparł konduktor. - Dzieci można upychać bez końca. Z dorosłymi jest inaczej. - Odszedł z biletami w ręku. - Pewnie pojedziemy - powiedziała Fay. - Zabrał nasze bilety. Ich bilety były ostatnie. Za nimi pięcioosobowa rodzina martwiła się głośno, że nie może jechać. Nie wsiądą, pomyślał Nat. Będą musieli poczekać. Patrzył bezmyślnie na stojący za bufetem przysadzisty domek, który zbudowała trzecia świnka. Kiedy pociąg przyjechał, przeszedł razem z Fay, dziewczynkami i całą grupą przez bramę i znalazł się na peronie. Wagony opustoszały i nowi pasażerowie zaczęli się gramolić do środka. Konduktor zamykał drzwi. Rodzinę z biletami zatrzymano przy bramie. - Nie - powiedział pracownik wesołego miasteczka. - Z biletami nie mogą państwo wsiąść. Idiotyzm, pomyślał Nathan, patrząc, jak mały chłopiec, od którego nie odebrano biletu, stoi z nadzieją w oczach obok pociągu, trzymając kartonik w uniesionej nad głową rączce. Jak masz bilet, nie wolno ci wsiąść