Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
.. — Ukry³ pan ksi¹¿kê, by póŸniej po ni¹ wróciæ. Rozumiem pañsk¹ taktykê. Ale to siê nie uda. Sylwester nie zostawi pana samego. Nie bêdzie mo¿na pl¹drowaæ po magazynie. Pytam po raz ostatni... Skrzypnê³y drzwi, widocznie wraca³ magazynier. Panna Klara zareagowa³a zaskakuj¹co, gdy¿ us³yszawszy oddalone jeszcze kroki, uwiesi³a siê kurczowo ramienia zdumionego Bronisia. — Panie Janku! Mimo szarpaniny nie uda³o siê uwolniæ ramienia, delikatne r¹czki trzyma³y z si³¹ stalowych kleszczy. Co za sytuacja! Sylwester nie czeka na powtórne wezwanie i Broniœ tu¿ przy twarzy widzi nabieg³e krwi¹ oczy magazyniera. — Och, jak dobrze, ¿e pan wróci³! — panna Klara nareszcie otwiera zaciœniête palce i odsuwa siê przezornie. — Skorzysta³, ¿e jestem sama i... obrazi³ mnie. Uwolniony puszcza w ruch piêœci, ale czuje ju¿ s³ony smak krwi sp³ywaj¹cej z przeciêtej wargi. Sylwester zaatakowa³ o sekundê wczeœniej. Wielka drabina skrzypi niebezpiecznie, potr¹cana przez walcz¹cych. — Nauczê ciê rozumu, ty paniczyku — charczy Sylwester. Przeciwnicy kot³uj¹ siê w w¹skim przejœciu miêdzy rega³ami. Broniœ wali na oœlep w coœ miêkkiego, garœci¹ chwyta w³osy magazyniera i uderza jego g³ow¹ o zwarte szeregi ksi¹¿ek. Napastnik s³abnie, potyka siê, Broniœ prawie wynosi go na otwart¹ przestrzeñ i sadza przy stole. Obaj wygl¹daj¹ przera¿aj¹co. Panny Micha³owskiej nie ma ju¿ w magazynie. Sylwester opar³ g³owê na rêkach, ciê¿ko dyszy. Broniœ przekonawszy siê, ¿e przeciwnikowi nie sta³o siê nic powa- 121 ¿nego, zdejmuje zakrwawiony kitel i przemyka siê do pobliskiej umywalni, w korytarzu. Najgorzej wygl¹da rozciêta warga, gdy¿ nie przestaje krwawiæ. Chusteczka nie nadaje siê do u¿ytku. Doprowadziwszy siê jako tako do porz¹dku, ze zwiniêtym kitlem pod pach¹, postanawia dotrzeæ do k¹ta za szafami. Ma nadziejê, ¿e w sali nie zastanie nikogo, przecie¿ delegat wiedeñskiej Biblioteki Narodowej mia³ wyg³osiæ niezwykle ciekawy referat. Niestety, na progu natyka siê na pani¹ Aureliê. — W imiê Ojca i Syna, panie Bronisiu, co siê sta³o? — Skaleczy³em siê trochê... — A gdzie¿ pan by³? — W magazynie... — Czy ktoœ pana pobi³? — Mnie? Nie... Po prostu tam tak ciasno, wie pani, potkn¹³em siê o drabinê. — Ma pan rozciêt¹ wargê. — Byæ mo¿e... — Ale¿ tak, zaraz zrobiê opatrunek. Mamy przecie¿ apteczkê. — Dziêkujê pani. — Chyba spad³ pan z tej drabiny? — A tak... Istotnie... Ale doprawdy, to g³upstwo... — Twarz ma pan posiniaczon¹. — Nie zauwa¿y³em, to ta drabina... — Panie Bronisiu, pan coœ przede mn¹ ukrywa. — Zarêczam pani, ¿e... By³em na szczycie drabiny... i schodzi³em... i tak jakoœ niezrêcznie... zsun¹³em siê z kilku szczebli. Chyba najlepiej bêdzie, jak pójdê do domu... Inaczej wszystkich wystraszê... — I ja tak myœlê. Tylko zalepiê tê wargê. Jak¿e siê pan poka¿e na ulicy? Zupe³nie jak z karczemnej bójki. I to w Bibliotece Narodowej! 122 12 — Nad lewym okiem pewnie wyskoczy guz — martwi³ siê Broniœ, gdy wyk¹pany i otulony grubym p³aszczem k¹pielowym ogl¹da³ w lustrze nad toaletk¹ ciotki Zuzanny zniszczenia, spowodowane w jego fizjonomii piêœci¹ magazyniera. — Nie wygl¹dasz zbyt interesuj¹co — przyzna³a ciotka, patrz¹c krytycznie na zalepion¹ plastrem wargê oraz na siniec, ciemniej¹cy na lewej szczêce bratanka. — Ju¿ siê zreszt¹ zd¹¿y³am przyzwyczaiæ do twej nowej twarzy. Przyznajê, ¿e z pocz¹tku... — O tak — westchn¹³ — ja te¿ siê chyba przyzwyczajê. Nie wiem tylko, jak w Bibliotece... — Siniec przejdzie przez wszystkie fazy kolorów: od b³êkitu poprzez granat, zielonkawy, ¿ó³ty... — Ciocia zamiast mnie pocieszaæ... Koszula te¿ pewnie na nic... — Upierze siê. Gorzej z krawatem. Broniœ pog³aska³ pieszczotliwie ma³y tomik, który po oczyszczeniu okaza³ siê arcydzie³em francuskiej sztuki introligatorskiej z pierwszej po³owy dziewiêtnastego wieku. — Nie mamy „Aleksandra trzeciego, króla Macedonii" — zauwa¿y³. — To tylko ogniwo. Panna Klara doprowadzi³a ciê do w³aœciwego celu. A tu pewnie kryje siê nowa rewelacja. — Czytajmy. Czy ciocia gotowa? — Gotowa. Ksi¹¿eczka wysz³a anonimowo w Poitiers, we Francji, w 1824 roku, a tytu³, w t³umaczeniu polskim, brzmia³ mniej wiêcej tak: „Zwyciêskie wyprawy Aleksandra Wielkiego". Dziad M¹czyñski wykorzysta³ szeroki margines wewnêtrz- 123 ny, by opatrzyæ go zapiskami, przeznaczonymi jak zwykle dla syna. Drogi Zygmusiu — pisa³ — nie ma gorszej niedoli, jak wœród kochaj¹cych i oddanych nam serc nieœæ samotnie ciê¿ar niepewnoœci i podejrzenia. Jesteœ ju¿ doros³ym mê¿czyzn¹ i móg³byœ mnie zrozumieæ, a ja dozna³bym ulgi, odkrywaj¹c przed tob¹ serce. Niestety, nie wolno mi zaznaæ tej pociechy. Nie mam bowiem pewnoœci. Dziœ dokonano zamachu na moje ¿ycie. Nie pierwszy to raz; otwar³y mi siê jednak oczy na pewne fakty, które dot¹d przypisywa³em przypadkowi. Wszystko opisa³em, byœ w razie mojej œmierci mia³ siê na bacznoœci. Opis tych wypadków znajdziesz w moich papierach, w du¿ej, ¿ó³tej kopercie, zalakowanej i przypieczêtowanej moim herbem, a zaadresowanej do ciebie. Kopiê tego dokumentu przekazujê ksi¹¿kom. Bêdziesz wiedzia³, gdzie jej szukaæ, jeœli trafisz do niniejszego dzie³ka. Przywiedzie ciê Aleksander Wielki, mój imiennik. Ukry³em j¹ tu na wypadek, gdyby pismo moje z jakiegokolwiek powodu nie dotar³o do twoich r¹k. B¹dŸ ostro¿ny, Zygmusiu, komuœ zale¿y tak bardzo na odnalezieniu pewnego papieru, ¿e nie zawaha siê przed niczym. Powtarzam jednak, s¹ to moje przypuszczenia. Dlatego nie œmiem wtajemniczaæ ciê we wszystkie myœli. Czasem wydaje mi siê, ¿e niepotrzebnie wyjawi³em ci istnienie skarbu, mo¿e to skomplikuje twoje ¿ycie, obudzi chciwoœæ... Co prawda znaj¹c ciê dobrze, tak jak ja ciê znam, mogê byæ spokojny, tym niemniej nigdy nie wiadomo, co uczyni z cz³owieka perspektywa wielkiego bogactwa. Chodzi bowiem o wielkie bogactwo, mój synu, a dla zdobycia o wiele mniejszej fortuny pope³niano zbrodnie. Dlatego znik³ mój spokój i drêcz¹ obawy. Wierzê jednak w ciebie. Mo¿e ty, a nie ja, mia³eœ racjê? Bóg to jeden wie i nie nam teraz o tym s¹dziæ. W ka¿dym razie przedsiêwzi¹³em odpowiednie œrodki ostro¿noœci, gdy¿ nie chcia³bym zgin¹æ jak szczur w pu³apce, z nieznanej rêki, przypuszczaj¹c najgorsze..
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Ale innym razem, o humor s³oñca zapytana, cale inaczej odpowiada: »Têskne dziœ s³oñce – mówi – takie têskne i smêtne, ¿e choæ pod ziemiê wleŸæ!« I twarz jej w³asna cer¹...
- Co wiêcej, by³a to prawdziwa twarz Klaudii, brzydka, nalana, z zezowatymi oczyma, a jednak w jakiœ niepojêty sposób malarka potrafi³a oddaæ zarówno jej prostodusznoœæ,...
- Ja, gdy bêdê móg³, przyjdê, gdy bêdzie potrzeba, ale do mojego domu… Blada twarz starej jeszcze z wyrazem bólu, wymówki, niemego jêku podnios³a siê ku synowi, dr¿¹ca...
- Kiedy umy³a twarz, zmy³a strupy i nie by³a ju¿ ani trochê spalona, krowa natomiast by³a pusta...
- W pewnej chwili na s³onecznej kuli pojawi³a siê twarz, ale nikt akurat nie patrzy³ w tê stronê", wiêc oby³o siê bez zak³óceñ...
- Oni wiedzieli ju¿, ¿e œmieræ wisi nad ka¿dym z nich i znali lepsze miejsca, w których chcieliby spojrzeæ jej w twarz...
- – Mnie nie pamiêta? Lekarz przesun¹³ posêpne spojrzenie z twarzy Enid, Branta i Alana na twarz Kinga...
- Twarz Marii, m³oda, promieniej¹ca, piêkna, bez jednej zmarszczki, jej szyja prosta jak kolumna...
- Us³ysza³em, jak wyszepta³: — Czy widzia³ pan jego twarz, komandorze? Myœla³em, ¿e zamierza pana uderzyæ...
- Sta³ sztywno wyprostowany, a jego twarz nieoczekiwanie przybra³a zdezorientowany wyraz...