Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Zgadza się, wrażliwa - przyznał Scum. - Eee... A co to znaczy wrażliwa? - To znaczy, że... że wróży. - Fakt. Wygląda, jakby źle wróżyła. Crash zdusił wątpliwości. - Wychodzimy - rozkazał. - Pokażemy im, o co naprawdę chodzi w muzyce wykrokowej! *** Asfalt, Klif i Buog siedzieli w kącie garderoby. Nawet tutaj słyszeli ryk tłumu. - Dlaczego on nic nie mówi? - szepnął Asfalt. - Nie wiem - mruknął Buog. Buddy siedział wpatrzony w przestrzeń, tuląc w ramionach gitarę. Od czasu do czasu bardzo delikatnie stukał w pudło, w rytm myśli, jakie sączyły mu się przez głowę. - Czasami to mu się zdarza - wyjaśnił Klif. - Siedzi tak i gapi się na powietrze... - Hej, oni tam coś krzyczą - przerwał im Buog. - Posłuchajcie tylko! Ryk tłumu nabrał rytmu. - Brzmi to jak "wyk-rok, wyk-rok, wyk-rok" - stwierdził Klif. Drzwi otworzyły się gwałtownie, a do garderoby na wpół wbiegł, na wpół wpadł Dibbler. - Musicie wyjść na scenę! - krzyknął. - Natychmiast! - Myślałem, że chłopcy z Sanitariatu... - zaczął Buog. - Nawet nie pytaj! - rzekł Dibbler. - Chodźcie! Inaczej rozniosą lokal! Asfalt podniósł kamienie. - Gotów - powiedział. - Nie - rzekł nagle Buddy. - Co jest? - zdziwił się Dibbler. - Nerwy? - Nie. Muzyka powinna być za darmo. Tak jak powietrze i niebo. Buog odwrócił głowę. W głosie Buddy'ego pobrzmiewała delikatna sugestia rezonansu. - Pewnie, pewnie, zawsze to mówiłem - zgodził się Dibbler. - Gildia... Buddy wyprostował nogi i wstał. - Przypuszczam, że ludzie musieli płacić, żeby się tu dostać. Prawda? - zapytał. Buog zerknął na pozostałych. Nikt chyba tego nie zauważył, ale słowa Buddy'ego pobrzękiwały, dźwięczały jak struny. - Ach, to... Oczywiście. Trzeba pokryć wydatki. Są wasze honoraria... i podłoga się zużywa... ogrzewanie i oświetlenie... amortyzacja... Ryk rozlegał się coraz głośniej. Pojawiła się w nim dodatkowa składowa tupania. Dibbler przełknął ślinę. Jego twarz przybrała wyraz człowieka, który gotów jest ponieść najwyższą ofiarę. - Mógłbym... może zapłacić wam więcej... może dolara... - wykrztusił, a każde słowo, musiało walczyć, by wydostać się z twierdzy jego umysłu. - Jeśli teraz wejdziemy na scenę, to chce, żebyśmy wystąpili jeszcze raz - oświadczył Buddy. Buog podejrzliwie przyglądał się gitarze. - Co? Żaden problem. Szybko załatwię... - zaczął Dibbler. - Za darmo. - Za darmo? - Słowa przemknęły się poza zęby Dibblera, nim zdążył zamknąć usta. Zmobilizował się błyskawicznie. - Nie chcecie zapłaty? Oczywiście, jeśli to... Buddy nie poruszył się nawet. - Chodzi mi o to, że my nie dostajemy pieniędzy, a ludzie nie muszą płacić za to, że słuchają. Tylu ludzi, ile to tylko możliwe. - Za darmo? -Tak! - A gdzie tu miejsce na zysk? Pusta butelka po piwie zadygotała na stoliku i roztrzaskała się o podłogę. Troll zajrzał przez drzwi - a przynajmniej jego część zajrzała. Nie mógłby wejść do środka, nie wyrywając przy tym futryny, ale nie wyglądał, jakby miał się przed tym zawahać. - Pan Chryzopraz mówić: Co się dzieje? - warknął groźnie. - Ehm... - Pan Chryzopraz nie lubić czekać. - Wiem, już... - On być smutny, kiedy czekać... - No dobrze! - wrzasnął Dibbler. - Za darmo! Ale gardło sobie tym podrzynam. Zdajecie sobie sprawę? Buddy zagrał jakiś akord. Zdawało się, że muzyka pozostawia za sobą w powietrzu drobne iskierki. - Idziemy - rzucił cicho. - Znam to miasto - mamrotał do siebie Dibbler, kiedy Grupa z Wykrokiem ruszyła na wibrującą scenę. - Wystarczy powiedzieć, że coś jest za darmo, a zlecą się ich tysiące... Będą chcieli coś zjeść, odezwał się głos w jego głowie. Aż brzęk-nął. Będą chcieli się napić. Będą chcieli kupić koszulki Grupy z Wykrokiem. Wargi Dibblera bardzo powoli rozciągnęły się w uśmiechu. - Darmowy festiwal - stwierdził. - Oczywiście! To nasz obywatelski obowiązek. Muzyka powinna być za darmo. A kiełbaski w bułce będą po dolarze, musztarda dodatkowo. Może po dolar pięćdziesiąt. A i tak gardło sobie przy tym podrzynam. *** Za kulisami krzyki publiczności tworzyły lity mur dźwięku. - Dużo ich tam - stwierdził Buog. - Jeszcze nigdy w życiu nie grałem dla tylu naraz. Asfalt układał na scenie kamienie Klifa. Dostał burzliwe oklaski i sporo gwizdów. Buog zerknął na Buddy'ego. Chłopak ani na chwilę nie wypuścił z rąk gitary. Krasnoludy nie mają skłonności do głębokich przemyśleń, ale Buog uświadomił sobie nagłe, że chciałby się znaleźć daleko stąd, najlepiej w jaskini. - Powodzenia, chłopaki - odezwał się cichy głos za jego plecami. Jimbo bandażował Crashowi rękę. - Eee... Dzięki - odpowiedział Klif. - Co ci się stało? - Czymś w nas rzucili - wyjaśnił Crash. - Czym? - Chyba Noddym. Widoczny fragment twarzy Crasha rozpromienił się nagle w szerokim i strasznym uśmiechu. - Ale dokonaliśmy tego! Zagraliśmy im muzykę z wykrokiem! A ten kawałek, kiedy Jimbo roztrzaskał gitarę... Uwielbiali to! - Roztrzaskał gitarę? - Tak - potwierdził Jimbo z dumą prawdziwego artysty. - O Scuma. Buddy zamknął oczy. Klif miał wrażenie, że widzi otaczające go bardzo delikatne lśnienie, jakby rzadką mgiełkę. Unosiły się w niej maleńkie punkciki światła. Czasami Buddy wydawał się bardzo elfi. Ze sceny zszedł Asfalt. - Wszystko gotowe. Spojrzeli na Buddy'ego. Stał nieruchomo z zamkniętymi oczami, jakby zasnął na stojąco. - Czyli... Wychodzimy tam, prawda? - upewnił się Buog. - Tak, wychodzimy - powtórzył Klif. - Zgadza się, Buddy? Powieki Buddy'ego uniosły się nagle. - Zróbmy krok - szepnął. Klif sądził dotąd, że jest głośno, ale kiedy wyszedł na scenę, hałas uderzył go niczym maczuga. Buog chwycił róg. Klif usiadł i uniósł młotki. Buddy stanął na środku i - ku zdumieniu Klifa - znieruchomiał, wpatrzony we własne stopy. Oklaski zaczęły przycichać. Aż wreszcie umilkły zupełnie. Wielką salę wypełniła cisza setek ludzi równocześnie wstrzymujących oddech. Buddy poruszył palcami. Zagrał trzy proste akordy. Uniósł głowę. - Witaj, Ankh-Morpork! Klif poczuł, że muzyka wzbiera w nim, że pcha go do tunelu ognia, iskier i podniecenia. Uderzył młotkami. I zabrzmiała muzyka z wykrokiem. *** G.S.P
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Wreszcie między życiem małżeńskim a aktywnością publiczną Pliniusz ustanawia nie tyle wspólną zasadę, która łączy zarządzanie domem i władzę nad innymi, ile złożoną grę...
- (1809-1852), pisarz rosyjski, 149, 158, 164, 195, 258, 359, 366 Gold Henryk, muzyk, kompozytor, dyrygent, 151 Golde Kazimierz, publicysta, 90, 92, 99, 100 Golombeck,...
- A jako narody nas otaczające, będąc w nieprzerwanej spółce z nami interesów publicznych, jacy są Niemcy, Szwedowie, Muzułmani, Węgrzy, Brandenburczycy, Moskale, Wołosza,...
- 32* Stąd RJN publicznie zapowiadała polityczną walkę z Rosją i PPR...
- Był co najmniej tak wrażliwy na punkcie swej komety, jak Ben-Zouf na punkcie Montmartre’u...
- Większość roślinności porastającej dywany jest wrażliwa na światło i być może służy im za oczy...
- Mój racjonalizm i wymaganie koniecznie faktów, bym coś uznał za prawdę, też ma tę samą naturę...
- Ci z tyBu klczeli albo stali, aby zobaczy, co dzieje si na stacji
- Co się mogło stać? 64 Delius powoli się odpręża...
- Epigram zawarty w Antologii Planudesa, zatytułowany Eis Erffta arotriSnta (Do orzącego Erosa) i przypisany M" jest może dziełem innego poety...