Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Aby ją wyhamować, wystarczyło dać „małą wstecz”, ale przy zablokowanym sterze w pozycji „prawo na burtę” statek, zamiast pójść w pożądanym kierunku do tyłu, mógł się ustawić w całkiem nieprzewidzianym położeniu. W dodatku całkowite zahamowanie ruchu oznaczało bezwład kadłuba, a więc wiatr, prąd w awanporcie i fala mogły spowodować, że znaleźliby się w sytuacji bezwolnego korka. Prócz tego ruchu statku kapitan zauważył, że na kadłub działa jeszcze jedna poważna siła: wiatr. Teraz, gdy już dziób skręcił ku falochronowi, burta ustawiła się niemal prostopadle do kierunku wiatru. Powierzchnia, na którą szedł jego napór, była więc duża. Mogło to spowodować powolne przesuwanie się statku w głąb awanportu, tam, gdzie znajdował się drugi, poprzeczny falochron, teraz jeszcze słabo widoczny, ale niezbyt daleki. Znajdowały się tam zwały betonu, kamienie, potężne, palczaste gwiazdobloki podobne do tych, jakie podczas wojny tworzyły zapory przeciwczołgowe. Ułożono je przed samym falochronem, by w razie większego sztormu, wpychającego masy wody do awanportu, chroniły falochron, a przez to i cały wewnętrzny, znajdujący się za nim, właściwy basen portowy. Nie można było dopuścić do tego, by statek znalazł się zbyt blisko tego falochronu. Kapitan zdawał sobie sprawę z sytuacji, ale ogarniając wzrokiem otoczenie z wysokości pokładu pelengowego uważał, że w tej chwili nic jeszcze statkowi nie zagraża. Jednak pośpiech był wskazany. Spojrzał więc na ludzi i popędził ich: – Prędzej, czego się tak guzdrzecie? – Już, panie kapitanie – odpowiedział bosman, odrzucając na bok sztywny pokrowiec. – Gotowe. – No, to jazda! Kapitan podszedł i w czwórkę ujęli koło sterowe. Nacisnęli na nie chcąc obrócić w lewo. Nie poddało się. – Razem, silniej! – rozkazał kapitan. Zdwoili wysiłek. Bezskutecznie. – No, jeszcze raz. Raaazem! Koło ani drgnęło. Stało twardo w jednej pozycji, obojętne na ich wysiłki. – Nie idzie... – jęknął sternik. – Ster zaklinowany na amen – stwierdził bosman. Te uwagi zirytowały kapitana. Odsunął się od koła, krzyknął gniewnie: – Zostawcie to w cholerę! I bez niepotrzebnego gadania! Poradzimy sobie inaczej. – Zbiegł na dół i znalazł się na mostku. Zobaczył tu starszego mechanika. Spytał gniewnie: – Co tu robisz? – Przyszedłem zobaczyć co się dzieje – spokojnie odparł mechanik. – Daliście do maszyny „stop”, więc wyjrzałem... Co jest? – Gówno! – krzyknął kapitan tracąc panowanie nad sobą. Obecni w sterówce poodwracali głowy speszeni. Tylko starszy mechanik nie zareagował, jakby grubiańskie słowo nie odnosiło się do niego. Wprawnym pstryknięciem wyrzucił daleko za burtę niedopałek cygara, kiwnął głową i powiedział: 57 – Zimno tu, drzwi pootwierane, przeciąg jak cholera. Pójdę do maszynowni, tam cieplej. – Dobrze zrobisz – odburknął kapitan niezadowolony z siebie za ten wybuch. – Powiedz tam, że wszystko w porządku, nic złego się nie dzieje. Jesteśmy już w porcie, nie ma co panikować... – A kto panikuje? – pogodnie odparł mechanik i, nie wdając się już w dalszą dyskusję, zniknął z mostku. 8 Wyszedł na skrzydło mostku i oparł się łokciami o nadburcie. Potrzebował chwili spokoju. Był zły na siebie za ten wybuch i czuł się głupio, że tak potraktował starszego mechanika, w dodatku w obecności innych członków załogi. Nie czas jednak było teraz rozmyślać o incydencie na mostku. Musiał skupić uwagę na statku i jego zachowaniu. „Prosna” znajdowała się teraz w awanporcie. Nadal sunęła siłą inercji ku falochronowi, a wiatr północno-wschodni pchał ją ukośnie, od strony rufy, coraz bardziej odwracając w poprzek. Już obecnie dziób nie celował w stronę przejścia w głębi do właściwego portu. Teraz konieczny był manewr. Jak to zrobić, kiedy ster nie działa? Było jasne, że sami, o własnych siłach, nie zdołają tego dokonać. Z prawej strony otworzyły się drzwi i z radiostacji wyszedł radio. Obandażowana głowa wyraźnie odcinała się na tle mroku. Jego pojawienie się skierowało myśl kapitana na nowe tory. – Ster zupełnie zaklinowany... – ni to stwierdził, ni zapytał radio. – Nic nam nie pomogą domysły – kapitan wzruszył lekceważąco ramionami. – Stało się i nie ma co gadać bez potrzeby. Niech pan lepiej połączy mnie z portem. – Ale panie kapitanie, jesteśmy już w środku, mogę tylko morsem – odparł radio. – Dobrze, chodźmy. Niech pan się spróbuje połączyć z kapitanatem portu. Obaj weszli do radiostacji i radio od razu zasiadł na swoim miejscu. Włączył aparaturę i zaraz szybko i sprawnie zaczął wystukiwać swoje sygnały. Odpowiedziały mu piskliwe dźwięki. Trwało to dobrą chwilę, w końcu radio odłożył słuchawki. – I co? – pytał kapitan. – W kapitanacie pytali co się dzieje. Już widzieli, że coś z nami nie w porządku, bo ustawiliśmy się krzywo w awanporcie. – Dobra – niecierpliwie przerwał kapitan. – Co powiedzieli? – Kapitana portu już zawiadomili i zaraz będzie na miejscu. – A co z naszym przedstawicielem? – Poszukują go. – W porządku. Jak można z nimi rozmawiać normalnie, na fonii? – Jesteśmy, w porcie... przepisy – niepewnie tłumaczył radio. Kapitan przerwał mu znowu. – Wiem, znam przepisy. Ale sytuacja jest niecodzienna, muszę z nimi rozmawiać normalnie, bez pośrednika. Zrób pan coś... Nim radio odpowiedział, odezwał się głośnik. Sygnały Morse'a trajkotały równo, radio odpowiadał i wkrótce odwrócił się do stojącego za jego plecami kapitana. – Jest kapitan portu. – Chcę z nim mówić bezpośrednio – upierał się kapitan. – Łącz pan. – Tak – radio skinął głową. – Mówiłem o tym kapitanowi portu. Odpowiedział, że w porcie stoi drugi nasz statek. Możemy się z nim połączyć na falach ultrakrótkich. To „Dunaj”, taki sam statek, jak nasz. – Wiem, i co? – Przez ukaefkę można rozmawiać bezpośrednio, na fonii