Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Tym razem najeźdźcy nie podbiją Krainy Dolin. Duru prychnął gniewnie, poirytowany jej słowami, gdyż wiedział, że mówi prawdę. Słyszał o pomrukującej ziemi i na własne oczy widział ognie i błyskawice wśród wzgórz. Woda w spokojnej dotąd zatoce burzyła się. Silna wichura uniemożliwiała Alizończykom wysadzenie reszty żołnierzy na brzeg. Grzbiety zwieńczone płetwami i kolcami wyłaniały się na powierzchnię morza, jakieś wielkie, nieznane stwory krążyły wokół statków. Mimo to czarnoksiężnik ciągnął arogancko: – Nadaj posłanie do swoich współplemieńców, rozkaż im, by nas przepuścili, gdyż w przeciwnym razie zginiesz razem z naszym drugim jeńcem. Zresztą wielu z nich polegnie, jeżeli nasze oddziały zawrócą, żeby uwolnić od oblężenia zamek Brettford. Ich krew spadnie na twoją głowę, chyba że każesz im się poddać. – Oni nie przyjmą takiego rozkazu – odparła na to Aislinn. – Zresztą, gdybym go nawet wydała, zasłużyłabym na śmierć. – Zastanawiam się, czy pozostaniesz taka arogancka, kiedy postanowię wydać na tortury – lub śmierć – twojego towarzysza. – Rób, co chcesz, ale rezultat może być inny, niż się spodziewasz – odparowała. W jej oczach pojawił się niebezpieczny błysk i Duru skrzywił się, jakby smagnięty niewidzialnym biczem. Aislinn nie zdradziła się ze swym zaskoczeniem, czarnoksiężnik więc pośpiesznie odwrócił się, próbując ukryć swoją reakcję pod pozorem zniecierpliwienia. – Chcemy tylko przejść przez wasze ziemie na północ – ciągnął, odzyskawszy panowanie nad sobą. – Może jednak moglibyśmy dojść do porozumienia. Bezpieczne przejście dla nas wszystkich do Wielkiego Pustkowia – a unikniecie rozlewu krwi. Sadzę, że mogłabyś nam to zagwarantować – nawet z nami nie współpracując. Postąpisz rozsądnie, zgadzając się zaprowadzić nas do tego, co pragniemy znaleźć. Wtedy nic złego nie stanie się tym, którzy są ci drodzy. – A potem, gdy już znajdziecie to, co jest ukryte? – Naturalnie uwolnimy ciebie i twojego towarzysza. Wszyscy, których schwytaliśmy w Brettfordzie, zostaliby uwolnieni – dodał wylewnie. – Tylko z powodu twoich niedorzecznych skrupułów tkwią jeszcze w zamkowych lochach. Aislinn odpowiedziała powoli, skupiwszy uwagę na ostrzeżeniu, które przekazał jej wewnętrzny głos. – Ludzie obsługujący machiny wojenne i statki nie są tacy jak my. Przybyli z daleka przez dziwną bramę. Szukają następnej, by sprowadzić więcej sobie podobnych do naszego świata. Czyż nie wiesz, że zabiją cię podobnie jak innych, gdy tylko załogi ich statków znajdą się na naszej ziemi? Oni są zupełnie obcy, a niesamowita broń czyni ich bardzo potężnymi. Nie pozwolą nam żyć w pokoju między sobą, choćbyśmy nawet tego chcieli. Duru roześmiał się szczekliwie. – Nie przestraszysz nas takimi przemowami. – Najmądrzej byłoby – wtrącił drugi czarownik, szarpiąc długą, siwą brodę – gdybyśmy udowodnili załogom statków naszą dobrą wolę, prowadząc ich bez przymusu do bramy na Wielkim Pustkowiu. A jeśli nie całkiem dobrowolnie, to przynajmniej zachowując pozory dobrowolności. – Nie pokażę wam tego miejsca – oświadczyła Aislinn. – Takie nieczyste stwory jak wy nie mogą się do niego zbliżać. To zakazane. – Nic nie jest zakazane, jeżeli ma się dość mocy – odparł Duru i dał znak swoim towarzyszom. – Udamy się do wielkiej sali. Zbliża się pora zaspokojenia mocy, które tam przebywają, siłami życiowymi jeszcze jednego człowieka. Przyprowadźcie staruchę, którą pojmaliśmy. Nie będzie to wielka strata dla nikogo. Zaprowadźcie tam też panią Aislinn, żeby przekonała się, jak daremne są jej protesty. Otaczająca Aislinn niewidzialna ściana zniknęła, kiedy padło jakieś nie znane jej słowo. Czarnoksiężnicy jak jeden mąż poruszyli swymi laskami z nie znanego Aislinn drzewa i córka pani Eireny poczuła się pchnięta do przodu. Nie znała natury siły, która ją więziła, i owładnęła nią bezradność. Duru otworzył drzwi do wielkiej sali i odszedł na bok, ruchem ręki nakazując pozostałym wejść do środka. Aislinn natychmiast zrozumiała, że znalazła się we władztwie mocy równie wielkiej jak jej własna. W przestronnej komnacie było prawie ciemno, gdyż przez wąskie okna docierało tu z zewnątrz niewiele światła. Wydzielające smrodliwy dym świece o nieprzyjemnej dla oka barwie paliły się na krańcach pięcioramiennej gwiazdy, którą narysowano na posadzce. Obrzuciła spojrzeniem salę w poszukiwaniu źródła emanacji zła, które uderzało w nią, badając, szukając słabych miejsc w jej zabezpieczeniach. Wrodzone zdolności jak tarcza chroniły ją przed wirującymi wokół niej dziwnymi głosami, które docierały z bezkształtnego środka pentagramu, gdzie zawisło coś falującego, ciemniejszego niż najgęstszy mrok. Trójka czarnoksiężników nabrała sił w pobliżu źródła ich mocy. Siwowłosi, siwobrodzi, o pomarszczonych obliczach gorzeli pragnieniem znalezienia największej z mocy. Aislinn poczuła, że ich myśli atakują jej umysł, starając się odkryć jej sekret. Sekret tego, co zostało ukryte na Wielkim Pustkowiu. Jeden z czarowników oddalił się i wrócił po chwili, brutalnie ciągnąc Merdice. – To nędzna ofiara – zauważył. – Na jej kościach prawie nie ma mięsa – w potocznym rozumieniu tego wyrazu. – Wielkiemu Głosowi nie chodzi o mięso – odpowiedział Duru, a jego oczy płonęły wewnętrznym żarem, gdy rozpalał ogień w przenośnym piecyku. – Pragnie on energii życiowej, którą posiadają wszystkie żywe istoty. Pożywia się w chwili, gdy któraś z nich jest zabijana. Wyjął długi, ostry nóż i ze wzrokiem wbitym w pentagram wymawiał słowa inwokacji. Aislinn próbowała dotknąć myślą umysłu Merdice, lecz ta skarciła ją: – Nie karm tego swoim strachem! – Ciemność zgęściła się, przybierając prawie możliwy do rozpoznania kształt. Na znak Duru podprowadzono Merdice. Aislinn odchyliła do tyłu głowę i używała mocy swego głosu: – Stójcie! Uwolnijcie tę kobietę! Planując to morderstwo, popełniacie wielki grzech! Potężne siły powstają przeciw wam w chwili, gdy to mówię. Jej głos spłaszczył i wygiął do tyłu płomienie świec, ale ich nie zgasił. Stojący w środku czarnoksiężnik zdołał jednak zrobić krok do przodu. Z jego zwiędłych ust wydobył się chrapliwy, przyprawiający o ból gardła głos, który nie był jego głosem: – Kim jesteś, ty, która rzucasz wyzwanie moim sługom? – Pozostanę dla ciebie bezimienna. Nie masz prawa tu przebywać