Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

.. Król prychnął gniewnie. — Zatem to odmowa! Bo nie sądzisz chyba, że nie rozumiem, coś chciał rzec! Zastanów się jednak, czy mądrze czynisz! Po co mówić o tym, co się jeszcze może spełnić? Jeśli nie teraz, to za rok, dwa, trzy?! W ten sposób ostrzeżesz uszy jak najmniej ku temu powołane i pogłębisz ku sobie nieufność, która, jak dobrze wiesz, tkwi stale na dnie Władysławowego serca! Witold uśmiechnął się lekko. — W ten sposób nie pogłębię nieufności, ale ją usunę! — Dobrze sobie to rozważ, bo to wcale nie takie pewne! Tylko o wierności do Jagiełły i o przysięgach mi nie mów, bo zgodę byłeś już gotów dać! — Tak sądzisz? — Witold obojętnie wzruszył ramionami. — Zbytnioś zatem zawierzył pozorom. — A jeśli nawet, to nie ma znaczenia! Ważne będzie, co ja powiem, gdyby zaczęło się o tym gadanie. A powiem, żeś zgodę już wyraził, tylko ten nieszczęsny pożar przekreślił zawarte między nami porozumienie, wywołując twoją nieufność! Witold ściągnął brwi, ale opanował wybuch gniewu. — Co będziesz mówił, to mi obojętne — odezwał się z wolna i spokojnie. — Nie po kłamliwe obietnice tu przybyłem, a szukać z tobą zgody i spokoju. Skoro zaś zrozumienia nie znalazłem, to cię na pożegnanie ostrzegę. Gadać możesz, co chcesz, ale jeśli przeciw nam ruszysz, to rozprawimy się najpierw z Zakonem, a potem z tobą! Teraz już spieszno mi w drogę, zostań zatem z Bogiem! Kniaź skinął dłonią ku swoim ludziom, a król Zygmunt już bez słowa poderwał wierzchowca i że ściągniętymi gniewem brwiami pognał ku oczekującemu nań orszakowi. Po wyjeździe Rudego Czarnemu nie pozostawało nic innego, jak oczekiwać cierpliwie na pojawienie się Kostura. Cierpliwość ta nie została jednak wystawiona na zbyt ciężką próbę, bo już następnego dnia wieczorem żebrak zjawił się w jego izbie. — Masz co nowego? — rzucił zamiast powitania Bert. —Wiesz, gdzie się ukryli? — Nie, panie. — Nie próbowałeś dowiedzieć się, tak jakżem to radził? Kostur podrapał się po skudłaczonej głowie. — Próbowałem. Ale coś mi się widzi, że nie była to dobra rada... — O czym ty gadasz?! — Wziąłem do siebie pacholika podług waszego życzenia. Sprytny był chłopak, ale co z tego? Przyszedł ten wysoki, żylasty. Dał polecenie i już go nie było, alem zdążył wskazać go chłopcu, który ruszył w ślad za nim. Ruszył i już nie powrócił. — Kiedy to było? — Wczorajszego popołudnia. Nie wiedziałem, że tacy są okrutni. Teraz sam widzę, co to za zbóje. Ale co z tego? Życia chłopcu przez to nie powrócę. — Może jeszcze się zjawi? Kostur machnął ręką. — Jak dotąd go nie ma, to już i nie będzie. — Ważne jest, czy wzięli go na spytki. A jeśli tak, to co mógł im wyznać? Chodzi mi teraz o twoją skórę. — Uprzedziłem go, co ma mówić, jeśliby go pojmali. — Co mianowicie? — Że posłał go nieznajomy z ulicy. Dałem mu opis waszej wielmożności. — Kostur uśmiechnął się. Czarny skinął głową, uśmiechając się również. — Dobrześ to obmyślił! Są tak zaślepieni złością na mnie, że usłyszawszy taki opis już nic innego nie powinni podejrzewać! — Nie przewidziałem jednak, że nie mogąc dostać was złość przeleją na chłopaka. — Nic już na to nie poradzimy. Istotnie, okrutni to ludzie! Nożem kogoś pchnąć to dla nich tyle, co innemu splunąć! Ale przyjdzie i na nich kara, bo gorsze jeszcze rzeczy mają na sumieniu niż to zabójstwo! Pora teraz, abyś rzekł, czego od ciebie chciał Lasota. — Polecił mi żebrać po oberżach i wypatrzeć, w której mieszkacie. — Mnie macie szukać? — Czarny uniósł do góry brwi, po czym roześmiał się. — A to dopiero! Zatem szukamy się nawzajem, tyle tylko, że oni prędzej swego dojdą, bo wskażesz, gdzie mogą mnie znaleźć. — Przykazujecie wyjawić? — zdziwił się żebrak. — Tak! Powiesz, żeś miał szczęście i trafiłeś na mnie już w drugiej oberży. Będzie z tego i ta korzyść, że nabiorą większego zaufania do ciebie. — Chyba wiecie, po co im potrzebna ta wiadomość? — Kostur był wyraźnie poruszony; — Pewnie, że wiem! Ale chcę zobaczyć, jak tym razem zabiorą się do mnie! Nie mogąc do nich dotrzeć, muszę ich zwabić ku sobie. — Wielce to niebezpieczna gra, panie. — Nie nowina to dla mnie, stary! Gdzie masz przekazać wiadomość? — Zgłosi się do mnie wysłannik, który poda hasło: „Peter chce wiedzieć". Czarny wyciągnął sakiewkę i wyjął parę monet. — Masz tu za fatygę! A na przyszłość nie zwlekaj do następnego dnia, ale przychodź zaraz. Wieści muszę mieć bez zwłoki! Po wyjściu żebraka upadł na posłanie i założywszy ręce pod głowę zapatrzył się w belkowanie sufitu. Teraz należało zachować najwyższą czujność. Wszystko stawało się ważne, najbłahsze zdarzenie mogło być sygnałem lub ostrzeżeniem. Czy na przykład zerkanie czarniutkiej, zgrabnej służebnej, coraz bardziej porozumiewawcze i natarczywe, było oznaką osobistego zainteresowania, czy też wykonywaniem poleconego zadania? Przynosiła mu co wieczór do izby dzban miodu, który chętnie popijał po wieczerzy. Pierwej robiła to bez słowa, teraz zaś z cichym chichotem i zaczepnymi półsłówkami