ďťż

Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Zadzwoniła do drzwi szeœć po drugiej. Otworzyłem sam, z przyjemnoœciš stwierdziłem, że od razu nieznacznie wcišgnęła nosem powietrze i w jej oczach pojawiło się zadowolenie. - Dzień dobry - wyminęła mnie zgrabnie i szybko dopadła fotela. - Rzeczywiœcie ma pan dla mnie te zdjęcia? Wróciłem do biurka i chwilę milczałem. Potem położyłem przed niš wyjętš z pancernej kasety szyfrowš kopertę. - Ponad trzysta zdjęć i szczegółowy raport. Nie daje to pani mężowi żadnych szans. - Chcę zerknšć - zażšdała. - Oczywiœcie - wsunšłem kopertę do kieszeni minikornpa, odwróciłem ekran w stronę klientki i podałem jej sterownik. Rzetelnie przejrzała całš dokumentację, choć już po kilku sekundach oczy jej rozbłysły i dostrzegłem w nich zapowiedŸ kilkucyfrowych alimentów. Wyłšczyła komp i zwróciła mi sterownik. - Kod? - rzuciła. - Koperta otwiera się na hasło: trzy tysišce trzysta osiemdziesišt. Łatwo zapamiętać. Tyle jest mi pani winna. Długš chwilę patrzyła mi w oczy, starajšc się bym zauważył, jak mnš gardzi. - Niech pan przekoduje na cztery tysišce - powiedziała wolno, - Nie mam pamięci do tak trudnych liczb - odchyliła się w fotelu i zadowolona założyła nogę na nogę. Kleistym spojrzeniem przejechałem po kończynach Ariadny Wood. Wyjšłem kopertę z kieszeni i posunšłem po blacie w jej stronę. - Niestety - powiedziałem. - To koperta jednorazowa. Nie do przekodowania. Nie będę jej marnował, kosztowała mnie czterdzieœci trzy centy. Proszę - wstałem i wskazałem jej klawiaturę minikompa. Dyskretnie usunšłem się do okna i poczekałem chwilę, aż Mrs Wood, jeszcze Mrs Wood, przeleje na moje konto wskazanš kwotę. Zrobiła to, trzaskajšc w klawisze ostentacyjnie głoœno. - Już - syknęła. Zanim odwróciłem się, była przy drzwiach. Obrzuciła mnie jeszcze pełnym politowania spojrzeniem i wyszła. Teraz, już dla własnej przyjemnoœci wypaliłem fajkę i wypiłem dwa razy po dwa łyczki whisky. Półleżšc w fotelu z rękami za głowš, zakotwiczyłem spojrzenie na suficie. Kilka minut minęło na jałowych rozmyœlaniach, potem przyszedł Claude. Zerknšł na ekran wcišż wyœwietlajšcy ostatniš operację i uwalił się w fotelu. - Wakacje - stwierdził i wsypał do ust garœć maicornu. Pozbierałem do teczki dokumentację, by czekała na następnych klientów. Z troskš spojrzałem na Claude’a. Czoło pokryła mi sieć zmarszczek. Kilka sekund zmarnowałem na poszukiwania w kieszeniach. - ZnajdŸ w Duluth Bonnie Le Fay i wyœlij jej ten wisiorek. - Rzuciłem mu złoty owal. - To znaczy, jeœli będzie w domu. - Może pojadę tam? - skrzywił się błazeńsko. - Na własny koszt, proszę bardzo. - Eee... - Masz dwa dni wolnego, tylko zostaw komputerowi namiar. Spływaj - wykonałem wierzchem dłoni znany od stuleci gest. Podniósł się i skierował do drzwi. W połowie drogi zastopował i zapytał przez ramię: - A jak tam nasza klientka? - Zadowolona. Szczególnie, że poznała się na mnie. - Nie znudził cię ten numer? - Dlaczego mam nie sprawić człowiekowi przyjemnoœci? Mnie to nic nie kosztuje. - A Yayo? - To samo, urlop. Zaraz do niego zadzwonię. - No to... - chwilę myœlał - ...chyba wszystko. Okręcił się na palcach stopy i wyszedł. Ziewnšłem. Z nudów kopnšłem odkurzacz i dziesięć minut obserwowałem, jak snuje się po pokoju. Partię szachów przerwałem po czterech ruchach. W biurze wytrzymałem do pištej. Wyszedłem wyładowujšc się trzaskiem drzwi. Poziom cieczy pozostawiony w butelce opadł o trzy palce, ale była to jedna z dwóch czy trzech rzeczy, które mnie nie martwiły - w domu też miałem co nieco. 4 Dwa następne dni spędziłem w podobny sposób, tyle że przejrzałem instrukcję obsługi odkurzacza i zmusiłem go, by wyszczotkował wykładzinę w szachownicę. Rozegrałem na niej kilka partii, w których partnerem był komp, a figury przesuwał odkurzacz. Dawno już nie zajmowałem się czymœ tak przyjemnym i pożytecznym. Trzeciego dnia, w pištek, odwiedził mnie Wood. Naszedł mnie sam Rem Wood! I jeszcze jakiœ gładko wygolony jegomoœć ze sterczšcym tyłkiem, czego nie była w stanie ukryć nawet szyta na miarę, przedłużona marynarka. Wskazałem Woodowi fotel. Ten z wystajšcym zadem usiadł skromnie pod œcianš. W teczce, którš położył na kolanach, mógł mieć tylko papiery albo jakiegoœ gnata. Wood chwilę przyglšdał mi się z uwagš. - Panie Owen - powiedział wolno. - Moja żona jest bardzo zadowolona z pana usług. Serdecznie poleca pana wszystkim znajomym