Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Czarna kłoda, na której siedzieli, utonęła w mroku, cienie nocy zagarniały coraz większe połacie piaszczystej kurajowskiej wydmy, porosłej gorzkim mleczem. 21S 23 Zimą szalała w Kurajówce grypa hongkong. Epidemia nie ominęła tego oddalonego od miast wybrzeża. Powiadają, że wiatr ją skądś przywiał. Radio przynosiło trwożne wieści, podano, że epidemia szerzy się w całej Europie, zwala ludzi z nóg w Rzymie i w Londynie, w Paryżu szpitale są również przepełnione, zamyka się szkoły, chorzy mrą tysiącami. Inna była w rozpaczy: nie ma jeszcze przeciw hong-kongowi skutecznej szczepionki. To tu, to tam wykrywa się wciąż nowe wirusy grypy. Zarazki, nie znane jeszcze wczoraj, dziś szerzą się szybko i z podstępną zagadkowością. I chociaż wirusolodzy całego świata łamią sobie głowę nad tym problemem, pracują nad jego rozwiązaniem całe instytuty, nie ustając w poszukiwaniach, jednak czegoś radykalnego i skutecznego nikt dotąd nie zaproponował. Trzeba więc zadawalać się starymi, powszechnie znanymi zaleceniami i naj- prostszymi środkami zaradczymi, które jeśli nawet przynoszą pewną poprawę, to jednak nie zabijają wirusa, który nadal hula we krwi, dopóki sam organizm go nie zwalczy. Inna'biegała na wezwania po domach, widziała, jak grypa kładzie do łóżek całe rodziny, oglądała niemowlęta całe rozpalone wysoką temperaturą. Dziećmi przejmowała się szczególnie, gdyż przechodzą one grypę, wirusową najciężej. Robiła zastrzyki, rozdawała tabletki, przestrzegając przy tym, żeby raczej unikać środków chemicznych, pić natomiast dużo gorącej herbaty lipowej z miodem. A tymczasem wirus kpił sobie z jej zabiegów, dopadając i powalając ciągle nowe ofiary... No i jeszcze dodatkowe kłopoty z tymi kurajowski-mi pacjentami: lekceważą jej zalecenia, zwłaszcza ci 220 barczyści, zahartowani mechanicy, którzy nie traktują choroby serio —- nieżyt, powiadają, zawsze był na świecie.., Miał taki mądrala dopiero wysoką temperaturę, a kiedy mu się tylko trochę polepszyło, od razu papierosa w zęby i do warsztatu. Kiedyś zjawił się w punkcie sanitarnym Czeredny-czenko, który przeszedł już grypę, złapaną gdzieś na jakiejś naradzie jako jeden z pierwszych. Chciał mieć dane o liczbie zachorowań w Kurajówce do dnia dzisiejszego oraz pytał, kiedy można się spodziewać spadku tej przeklętej epidemii. W trakcie rozmowy Sawa Danyłowicz nagle wstał i podszedł do Inny. — Masz coś za bardzo rozpalone policzki, medyczko — i dotknął dłonią jej czoła. — Ależ ty płoniesz! Innych pouczasz, a sama chcesz- chodzić z grypą? Nam nie potrzebne takie bohaterstwo... Jeszcze tego samego dnia Inne zastąpiła Warwara Pyłypowna, która też już odchorowała grypę razem z mężem, w sposób zsynchronizowany, jak powiedział. Inna musiała położyć się do łóżka. Leżała z wysoką gorączką, gdy koleżanka z poczty przyniosła jej list. Jej znajomy archeolog pisał aż z Czittahongu. („To ta wasza Bengalia, dziewczyny"). Służy tam w marynarce jako poborowy. Właśnie teraz oczyszcza farwater, cały zablokowany potopionymi statkami. Zadaniem naszych marynarzy, pisał, jest otwarcie dojścia do portu, tak zwanych tu Wrót Życia. Przydało mu się tutaj doświadczenie płetwonurka. Trzeba pracować w niewiarygodnie skomplikowanych i trudnych warunkach tropiku; a najgorsze jest to, że temperatury są tu bardzo wysokie, zaś w wodzie, gdzie się pracuje, jest zła widoczność, bo woda jest mętna, rzeki nanoszą wiele mułu. No i tak tu żyje, wykuwając światową solidarność... „pośród nadziei i życia", jak pisała kiedyś Greczynka Teodora... A to, co kiedyś powiedział lunie tam, na 221 fortecy, jest nadal żywe i aktualne; chce, żeby ona 0 tym wiedziała. Kochał ją i kocha nadal — i nie zamierza tego dłużej ukrywać, krzyczy o tym ze swego skafandra na wszystkie mętne wody tropików! Dla Inny był to głos jakby z nierealnego świata. Gdzieś jakby za siódmą górą pozostała już ta Owidiuszowa forteca, i drżąca ścieżka księżycowa na morzu, 1 ten archeolog z jego gorącymi wyznaniami... Tutaj deszcz ze śniegiem lub śnieg z deszczem, a on męczy się w tropikalnych upałach w tym cudacznym kostiumie płetwonurka, przedzierając się w mętnej wodzie między obcymi potopionymi statkami. Przed jej oczami przepływa odrealniony świat, który powleka się grypową żółtością i coraz bardziej mętnieje, i ona sama też jakby się zanurzała w jakiejś gęstej, zamykającej się nad nią wodzie tropików. Czasami, gdy zmorzy ją na chwilę półsen, przywiduje się jej gad podobny do jaszczurki. Mała jaszczurka, na pół przezroczysta, aż widać wnętrzności. Brontozaur w miniaturze. Siedzi gdzieś na szafie i patrzy stamtąd, jak ona się męczy w gorączce. Jaszczurka jest tak samo zagadkowa jak ta, która pojawiała się Wierze Konstanty-nownie w namiocie Czerwonego Krzyża. I też nie wiadomo, czy jadowita czy nie i jak się zachowa, i też jest w niej coś ludzkiego... A potem sama już jest tam, skąd ta jaszczurka i skąd ten niespodziewany list... Rozdaje jakimś ludziom koce z Czerwonego Krzyża i zgęszczone słodzone mleko, wręcza małym Bengalczykom jakieś tabletki, a nad jej głową chmura moskitów; i jest tak piekielnie gorąco, że z trudem oddycha się pod moski-tierą. Parno, zbiera się na nudności, cały świat pożółkł, przez taflę mętnej wody dobiega czyjś ledwie słyszalny głos... ., Przez cały czas choroby pomiędzy momenty przytomności z deszczem za oknem wdzierał się często ten nierealny i daleki, tropikalny Czittahong, i zamglony obraz człowieka, dalekiego i wiernego,, który chodzi w skafandrze po dnie pośród rekinów i obserwuje obrośnięte, na pół zamulone statki... Podczas epidemii Czerednyczence przybyło sporo nowych kłopotów. Pola pozostają pod stałym nadzorem, sam przewodniczący lustruje je niemal codziennie i" napędza agronomów i brygadzistów, by również śledzili stan oziminy. Robiło się różne pomiary, stawiało diagnozy, wyznaczało obszary wymagające nawożenia w pierwszej kolejności. Kurajówka śledziła w napięciu podawane przez radio prognozy pogody. Gdy radio zapowiadało wzrost zachmurzenia w ciągu dnia z opadami deszczu i śniegu, przyjmowano to jako prezent, w księgowości poprawiały się humory, a z gabinetu Czerednyczenki dolatywał śmiech
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Student zamyślił się na kilka chwil...
- — Wynalazek kosztuje, co nie? — rzucił zadziornie tamtym, co bynajmniej nie oznaczało pytania...
- Te potężne wieżyce mają jak najszybciej wznieść się nad Barceloną...
- Lecz umysł miał bystry, energię niewiarogodną, czujność ogromną...
- A dalej: renesans tomizmu, zainteresowanie francuskimi "gwałtownikami" ubiegłego pokolenia, niemiecka ucieczka w katolicką ekspiację, angielscy konwertyci i...
- Do dalszego prowadzenia przygotowań były potrzebne o wiele większe sumy, niż można by zdobyć podczas parafialnych akcji dobroczynnych...
- Przyłączył się do oklasków...
- Kiedy skinął ręką, Garion zauważył, że brakuje mu palca u prawej dłoni...
- - Jeśli tylko okaże się, że lepiej przysłużysz się Ca- ro tam niż tu, natychmiast dam ci znać...
- Jak ci minB dzieD? zapytaBa, co zreszt z dziwn pewno[ci przeczuwaB