Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- To jakaś pomyłka - zaprotestował Silk. - Jestem Radek z Boktoru, kupiec. Ani ja, ani moi przyjaciele nie zrobiliśmy nic złego. Czteropalcy żołnierz nie zwracał na niego uwagi. - Wstawać! - krzyknął. - Jeśli któreś z was spróbuje uciekać, zabijemy pozostałych. Silk powstał i nasadził czapkę na głowę. - Pożałuje pan tego, kapitanie - zagroził. - Mam w Tolnedrze potężnych przyjaciół. Żołnierz wzruszył ramionami. - Nie obchodzi mnie to. Wykonuję rozkazy hrabiego Dravora. Kazał was doprowadzić. - Dobrze. Zobaczmy tego hrabiego. Natychmiast wyjaśnimy tę sprawę i nie ma potrzeby, żebyście wymachiwali mieczami. Pójdziemy spokojnie. Nikt z nas nie zrobi niczego, co mogłoby was zirytować. Twarz żołnierza pociemniała w blasku pochodni. - Nie podoba mi się twój ton, kupcze. - Nie płacą ci za to, żeby ci się podobał mój ton, przyjacielu. Bierzesz pieniądze za doprowadzenie nas do hrabiego Dravora. Więc może ruszajmy. Im szybciej będziemy na miejscu, tym szybciej opowiem mu o twoim zachowaniu. - Sprowadźcie ich konie - rozkazał dowódca. Garion przesunął się do cioci Pol. - Możesz coś zrobić? - zapytał cicho. - Bez gadania! - huknął żołnierz, który go pilnował. Garion stał bezradnie, patrząc na ostrze miecza, celujące w jego pierś. Rozdział XIV Dom hrabiego Dravora był wielkim białym budynkiem stojącym pośrodku rozległego trawnika z przystrzyżonymi starannie żywopłotami i zadbanymi klombami po obu stronach. Jechali wolno po wysypanej białym żwirem alei, a księżyc, stojący teraz wprost nad głowami, ukazywał wyraźnie każdy szczegół. Żołnierze kazali im zsiąść z koni na dziedzińcu pomiędzy domem a klombem po zachodniej stronie. Potem poprowadzili ich do środka i dalej, długim korytarzem do ciężkich, lśniących drzwi. Hrabia Dravor okazał się chudym, nijakim mężczyzną z workami pod oczami. Siedział rozparty w fotelu na samym środku bogato umeblowanej komnaty. Na twarzy miał rozmarzony, senny niemal uśmiech. Jego bladoróżowa szata, dla podkreślenia pozycji społecznej wyszywana srebrem na brzegach i rękawach, była pognieciona i niezbyt czysta. - Kim są ci goście? - Mówił niewyraźnie, ledwie słyszalnym głosem. - Więźniowie, panie - wyjaśnił czteropalcy żołnierz. - Ci, których kazałeś aresztować. - Kazałem kogoś aresztować? - zdziwił się hrabia. - Cóż za zdumiewające polecenie z mojej strony. Mam nadzieję, przyjaciele, że nie naraziłem was na niewygody. - Byliśmy trochę zaskoczeni, nic więcej - uspokoił go Silk. - Ciekawe, czemu tak postąpiłem. - Hrabia zamyślił się. - Musiał być jakiś powód... nigdy nie robię niczego bez powodu. Co złego zrobiliście? - Nic nie zrobiliśmy, panie - zapewnił Silk. - Więc czemu kazałem was aresztować? To chyba jakaś pomyłka. - Też tak sądzimy, panie. - Cieszę się więc, że rzecz została wyjaśniona - odetchnął z ulgą hrabia. - Czy mogę zaprosić was na kolację? - Jedliśmy już, panie. - Och. - Twarz hrabiego wyrażała głębokie rozczarowanie. - Tak niewielu miewam gości. - Może twój rządca, Y'diss, pamięta przyczynę zatrzymania tych ludzi, panie - podpowiedział czteropalcy żołnierz. - Naturalnie. Czemu sam o tym nie pomyślałem? Y'diss pamięta o wszystkim. Poślijcie po niego zaraz. - Tak, panie. - Żołnierz skinął głową jednemu ze swoich ludzi. Hrabia Dravor bawił się z roztargnieniem połą swej szaty i nucił coś pod nosem. Po chwili otworzyły się drzwi i do komnaty wszedł człowiek w mieniącej się i bogato wyszywanej szacie. Miał twarz o grubych, zmysłowych rysach i wygoloną do skóry głowę. - Wołałeś mnie, panie? - zgrzytliwy głos brzmiał jak syk. - To ty, Y'diss! - zawołał z zachwytem hrabia. - To miło, że przyszedłeś. - Moim szczęściem jest służyć ci, panie. - Rządca skłonił się zgrabnie. - Zastanawiałem się właśnie, dlaczego prosiłem tych moich przyjaciół, by zatrzymali się tutaj - oświadczył hrabia. - Chyba zapomniałem. Nie pamiętasz przypadkiem? - Chodzi o drobiazg, panie - odparł Y'diss. - Bez trudu załatwię tę sprawę. Musisz odpocząć. Wiesz przecież, że nie wolno ci się przemęczać. Hrabia przesunął dłonią po twarzy. - Kiedy już o tym wspomniałeś, Y'diss, to istotnie, czuję się nieco wyczerpany. Zabawiaj moich gości, a ja trochę odpocznę. - Oczywiście, panie. - Y'diss skłonił się znowu. Hrabia ułożył się wygodniej w fotelu i zasnął niemal natychmiast. - Jest delikatnego zdrowia - zauważył z fałszywym uśmiechem Y'diss. - Ostatnio rzadko kiedy opuszcza ten fotel. Odejdźmy stąd, by mu nie przeszkadzać. - Jestem prostym drasańskim kupcem, wasza eminencjo - zaczął Silk. - A ci ludzie to moje sługi, prócz tej oto mej siostry. Jesteśmy zdumieni... Y'diss wybuchnął śmiechem. - Czemu upierasz się przy tej absurdalnej bajce, książę Kheldarze? Wiem, kim jesteś. Znam was wszystkich i znam cel waszej misji. - Czego chcesz od nas, Nyissaninie? - spytał ostro pan Wilk. - Służę mej pani, Wiecznej Salmissrze. - Czy Wężowa Kobieta stała się narzędziem w rękach Grolimów? - odezwała się ciocia Pol. - Czy raczej kłoni głowę przed wolą Zedara? - Moja królowa przed nikim nie kłoni głowy, Polgaro - rzucił wzgardliwie Y'diss. - Doprawdy? - Uniosła brew. - Więc to ciekawe, że jej sługa tańczy do melodii Grolimów. - Nic mnie nie łączy z Grolimami. Przeczesują całą Tolnedrę, ale to ja was znalazłem. - Znaleźć to nie to samo, co zatrzymać, Y'dissie - zauważył cicho Wilk. - Może jednak nam powiesz, o co tu chodzi? - Powiem ci tyle, na ile mam ochotę, Belgaracie. - Sądzę, że dość już tego, ojcze - zirytowała się ciocia Pol. - Nie mamy czasu na nyissańskie zagadki. - Uważaj, Polgaro - ostrzegł Y'diss. - Znam twoją moc. Spróbuj choćby podnieść rękę, a żołnierze zabiją twoich przyjaciół. Garion poczuł, że ktoś chwyta go mocno z tyłu i przyciska do gardła ostrze miecza. Oczy cioci Pol błysnęły gniewnie. - Kroczysz po niebezpiecznym gruncie! - Chyba nie warto wymieniać gróźb - stwierdził pan Wilk. - Rozumiem zatem, że nie zamierzasz wydać nas Grolimom? - Nie obchodzą mnie Grolimowie - burknął Y'diss. - Moja królowa poleciła, by przekazać was w jej ręce, do Sthiss Tor. - Dlaczego Salmissra interesuje się tą sprawą? - zdziwił się Wilk. - Przecież to jej nie dotyczy. - Sama wam to wyjaśni, gdy już będziecie w Sthiss Tor
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- W chwili kiedy krewny, przybyBy na widzenie z wizniem, znajdzie si ju| w siedzibie Trzeciego OddziaBu, sprawujcego piecz nad danym obozem, musi podpisa zobowizanie, |e po powrocie do miejsca zamieszkania nie zdradzi si ani jednym sBowem z tym, co przez druty nawet dojrzaB po tamtej stronie wolno[ci; podobne zobowizanie podpisuje wizieD wezwany na widzenie, zarczajc tym razem ju| pod grozb najwy|szych mier nakazanija (a| do kary [mierci wBcznie) |e nie bdzie w rozmowie poruszaB tematów zwizanych z warunkami |ycia jego i innych wizniów w obozie
- Cień nadziei pojawił się na krótką chwilę w biurze komendy policji przy Avenue Foch 1, kiedy jeden z pobliskich mieszkańców przyszedł tam, w kilka dni po napadzie, z...
- Tego dnia wszelako, kiedy w związku z przybyciem poselstwa węgierskiego i spodziewanym przyjęciem tronu Węgier przez Władysława zjechali się do Krakowa niemal wszyscy...
- Kiedy jednak z biegiem lat stan rzeczy się coraz bardziej (ustalał, żywioły miejskie zaczynały stawać w coraz wyraźniejszej opozycji do senatu i prezesa Wodzickiego...
- Ale to prawda, że pani d'Ai- 171 glemont ma szczęście oglądać córkę kiedy się ubiera lub przv obiedzie, o ile przypadkowo droga Moina je obiad ze swą droga matką...
- Kiedy poranne słońce zaświeciło przez żaluzje i go obudziło, czuł się tak wymęczony, jakby wlókł się kilometrami przez zmrożony i bezlitosny teren...
- Nie wiadomo skąd do Boskiego dotarło wsparcie; zajęty nowymi wojownikami Folko nie widział, kiedy i jak udało się garbusowi przeciąć grube drzewce broni Henny, ale ten wcale...
- Do przyjęcia zachodnioeuropejskiego systemu konstytucyjnego i parlamentarnego Turcja jeszcze nie dojrzała, toteż kiedy konstytucja nie spełniła swego zadania...
- Lidka |aliBa si prawie z pBaczem, |e nie chc jej za ojca" przyj do komsomoBu i nie ma prawa uczszcza po szkole na gry i zabawy sportowe, ale za dwa lata kiedy wróci papieDka", wszystko si odmieni
- Kiedy przyklepaliśmy łopatami ziemię na wierzchu grobu, włożyliśmy okaz do płóciennego worka i wyruszyliśmy w powrotną drogę do starego domu Chapmana, za Meadow Mili...