Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Mężczyźni czym prędzej spełnili jego rozkaz i jestem pewien, że podobnie jak ja zastanawiali się, co jeszcze może zrobić egzorcysta. Gdy znowu otoczyliśmy kołem dybuka, starzec wszedł do środka, utkwił wzrok w Renie i ryknął jak lew: - Powstań, o Panie! Niech Twoi wrogowie zostaną roz- proszeni i pobici... Ja, Gershon ben Jakow, zrywam każdą nić, która wiąże cię z ciałem tej kobiety. Umilkł, po czym krzyknął jeszcze głośniej: - Zostałeś wyklęty przez Boga Wszechmogącego! Dając jeszcze raz znak rogom, powiedział: - T'rua. Kierowani ślepym przerażeniem, wydobyliśmy z rogów dźwięk, który wywołał wrażenie kompletnego chaosu. Chociaż brakowało nam tchu, Gershon ponaglał nas, byśmy nie prze- stawali. Ciało mojej siostry było miotane tak gwałtownymi drgawkami, że niemal unosiła się w powietrzu. Potem nagle osunęła się na krzesło bez czucia. Rebe Gershon pomachał na nas, żebyśmy przestali. Ojciec pierwszy podszedł do Reny. Uniósł jej twarz. - Reno, moja mała dziewczynko, dobrze się czujesz? Uniosła lekko powieki, lecz się nie odezwała. - Powiedz coś do mnie, moje dziecko - błagał. Nadal milczała, nie potrafiła skoncentrować wzroku. Ktoś poklepał mnie lekko po ramieniu. Odwróciłem się. Był to Beller. - Podejdź do niej - szepnął. Skinąłem głową i postąpiłem dwa kroki w jej stronę. Jakimś cudem chyba mnie poznała. - Danny - wymamrotała. - Gdzie ja jestem? Co się dzieje? - Wszystko w porządku - próbowałem ją uspokoić.- Twój mąż jest tutaj... Dałem znak Abramowi. Zbliżył się, pochylił nad żoną i ob- Jął ją. Szames Izaak zapalił ponownie światła, a pomocnik rebego Gershona zebrał nasze pogaszone świece. Na jego polecenie mężczyźni zdjęli białe szaty, wracając do swych ziemskich ubrań. Beller znowu zbadał puls Reny i pożyczywszy małą latarkę od doktora Cohena, zajrzał jej w głąb oka. Podniósł się, naj- wyraźniej zadowolony. - Zaprowadźcie ją do łóżka, niech wypoczywa jak naj- dłużej. Upewnię się, że ktoś ze szpitala przyjdzie ją obejrzeć. Spodziewałem się, że ojciec zaprotestuje, ale on nie powie- dział nic. Ku memu zdumieniu, sam został pacjentem Bellera. - Czy mogę z panem porozmawiać przez chwilę, rabinie Luria? - spytał profesor. Ojciec tylko skinął głową i odeszli razem na stronę. Roz- mawiali ze sobą szeptem, nie słyszałem ani słowa. Potem skło- nili się sobie nawzajem i ojciec wrócił do pozostałych osób. Abram tulił Renę do siebie. Byłem wzruszony jego przywią- zaniem. - Jak widzicie - powiedział ojciec do wszystkich - Pan Wszechświata wysłuchał naszych modlitw. Dziękuję, rebe Ger- shonie... i wszystkim. - Po czym dodał z zaskakującą surowoś- cią: - Nakazuję wam jednak zachować absolutne milczenie na temat tego, co tu dzisiaj widzieliście i słyszeliście. Podczas drogi powrotnej zebrałem się na odwagę i spytałem Bellera: - O czym rozmawialiście z ojcem? - O jego pierwszej żonie, Chawie, o tym, jak umarła. - Prawdę mówiąc, nic o tym nie wiem. Nigdy nie pisnął słowa na ten temat. - To, co mi powiedział, wystarczyło, by złożyć wszystkie fragmenty łamigłówki. Domyślałem się prawidłowo, że umarła z powodu toksemii. - Co to takiego? - To jedna z wielkich tajemnic, jeśli idzie o choroby zwią- zane z ciążą. Szczególny rodzaj zatrucia krwi. Jeśli wyjmie się dziecko, mija natychmiast i matka wraca do zdrowia. Oczywiś- cie, jeśli dziecko jest wcześniakiem... - Westchnął, po czym mówił dalej: - Przypuszczam, że przypadek Chawy był trudny i lekarz głupio próbował uratować zarówno matkę, jak i dziec- ko - i stracił oboje. Jestem pewien, że decyzja o tym, czy działać, czy nie, nie leżała w gestii twego ojca. On jednak wciąż czuje się winny... - Z jakiego powodu? - Pragnął mieć syna, Danny - odpowiedział Beller.- Czuje się odpowiedzialny za śmierć Chawy i myśli, że utrata dziecka była karą, którą musiał ponieść. Przez kilka minut jechaliśmy w milczeniu. Potem Beller rzekł niespodziewanie: - Jestem zdziwiony