Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Po plecach Aiah spływa zimna powódź. Nierównomierny ruch windy wywołuje w uchu środkowym uczucie trzepotania. - Czy niebezpieczeństwo grozi mi z twojej strony? - pyta. Na ustach Soryi bawi teraz zimny, cyniczny uśmieszek. - Czemuż miałabym zaprzątać sobie głowę niszczeniem ciebie? Już mówiłam, że nie żywię do ciebie żadnych wrogich uczuć. Nie obchodzi mnie, czy mi wierzysz czy nie. Ponadto - wzrusza ramio- nami - zachowuję swoją potęgę na rozprawę z wielkimi i na powięk- szanie własnego obszaru działania. Niszczenie ciebie byłoby godną pogardy wprawką, a ja nie chcę myśleć o sobie jak o człowieku ma- łym czy godnym pogardy. Przyznaj przynajmniej, panno Aiah, że mam nieco dumy. Rozbrzmiewają delikatne kuranty, dźwięk wisi przez chwilę w powietrzu. Winda staje, drzwi się otwierają. Sorya wyciąga dłoń, przekręca mosiężną gałkę, nie dopuszczając do zamknięcia drzwi, i zwraca się do Aiah, marszcząc lekko czoło, jakby rozważała jakiś drobny problem: - Chciałabym tylko zwrócić uwagę, że na ogół przyjaciele Con- stantina nie żyją zbyt długo. Ludzie nie obdarzeni własną wielkością nie przeżywają długo w pobliżu wielkich. Aiah zbiera siły, nie spuszcza oczu pod wzrokiem Soryi. Winda wydaje się teraz bardzo ciasna. - Mówiłaś mi już o tym - przypomina. - I wtedy miałaś dość rozsądku, by posłuchać mojej rady. Wzię- łaś od nas pieniądze, poszłaś swoją drogą. Ale teraz... - Sorya zno- wu wzrusza ramionami. - Jesteś na linii ognia. Nie mów tylko, że cię nie ostrzegano. - Na linii ognia? - dziwi się Aiah. - Walki już się skończyły. Sorya ma oczy wąskie jak szpareczki. - Walki nie kończą się nigdy - oznajmia. - Wszystkie rozejmy są tylko czasowe. Wszystkie wojny to ciągle jedna i ta sama wojna. Niekiedy robi się przerwy, by dostosować sprzęt. Wojna i polityka to dwie strony tego samego zjawiska, to znaczy konfliktów ludzkiej woli, dążenia do potęgi, wielkości, do powiększenia wpływów. Cała reszta, środki, za pomocą których jedno dążenie rzuca wyzwanie drugiemu - wojna czy pokój, prawo czy polityka - to tylko mecha- nizmy. - Zielone oczy kobiety migocą. - Naucz się tego, jeśli chcesz przeżyć. Aiah nabiera powietrza, odchrząkuje, by nie czuć smaku spalenizny. - Sądzisz, że będzie wojna? - Nastąpi konflikt. Nie mogę stwierdzić w jakiej formie. - Sorya przechyla głowę, wzrok ma nieobecny, zamyślony. - Zastanów się tylko: Constantin wie, czego chce, ale nowy rząd tego nie wie. Nic dziwnego, tyle w nim opcji politycznych. Triumwirat jest podzielony, nie mówi jednogłośnie i nie działa jednomyślnie. Nadal istnieje partia Keremathów, choć do jej kierowania zostało niewielu Keremathów. Armię caraąuijską uzupełniają najemnicy od dawna lojalni w stosun- ku do Constantina. To okazja... dla kogoś. - Sądzisz, że Constantin sam zagarnie władzę? -Tylko gdyby musiał, gdyby upadł triumwirat. Constantin jest cu- dzoziemcem i nie może zawładnąć nie swoją metropolią, chyba że... - Sorya odsłania w uśmiechu białe zęby. - Chyba że Metropolia go po- prosi, jeśli nie znajdzie innego akceptowalnego rozwiązania. - Jej wzrok znowu skupia się na Aiah. - Zbuduj więc wydział, znajdź pla- zmę. To zwiększy potęgę Constantina i możliwości działania. W mózgu Aiah krążą niespokojne myśli, lecz nie znajdują ujścia. Sorya ma rozbawioną minę. Niedbałym ruchem ramion odpycha się od ściany windy i wychodzi do halki na zewnątrz. Aiah idzie za nią. Boazeria jest tu wymyślnie rzeźbiona w piękne owoce i kwiaty. Prze- chodzą przez dwoje zabezpieczonych pasami z brązu, hermetycz- nych drzwi, które automatycznie otwierają się i zamykają. - Jesteśmy teraz w Skrzydle Żurawia - mówi Sorya. - Mieszkali tu niektórzy z młodszych Keremathów ze swymi lojalistami i klien- tami. Teraz wszyscy zostali wyrzuceni lub wysłani do Klosza. - Się- ga do kieszeni płaszcza, wyjmuje klucz na srebrnym łańcuchu. Wkłada w zamek, pchnięciem otwiera drzwi. - Twój apartament - mówi. - Przyjemnej tercji snu. - Dziękuję - odpowiada Aiah. Sorya upuszcza klucz w jej dłoń, ironicznie uchyla czapki, udając portiera, i odchodzi, stawiając długie kroki. Aiah patrzy przez chwilę w głąb ciemnego pomieszczenia, potem sięga do wyłącznika. Pod palcami czuje chłodny metal. Przekręca gałkę, zapalają się światła. Pokój jaśnieje, cały w polerowanym drewnie, połyskującym me- talu i miękkich, przepysznych tkaninach. Gdy Aiah wchodzi, jej sto- py zapadają się w puszysty dywan. Pokój jest trzykrotnie większy od mieszkania, które dzieliła w Jaspeerz Gilem. Zdziwienie łaskocze ją po nerwach. To ma być jej mieszkanie? Tylko dla niej? Odkłada torbę i zamyka drzwi: poruszają się cicho na mosiężnych zawiasach, wystarczy pchnąć palcem. Aiah z zachwytem ogląda apartament - lśniąca kuchnia, luksusowy salon, bar z kryształowymi karafkami, lodówka zjedzeniem, w szafkach zapasy; na tarasie kwit- nące drzewa owocowe. Końcami palców gładzi wypolerowaną po- wierzchnię drewnianych stołów i zastanawia się, czy kiedykolwiek przywyknie do tego, że wokół niej jest aż tyle drewna. Miała miej- sce rewolucja, całkowite przestawienie układów władzy, ale tego po- koju nic nie naruszyło. Wszędzie są gniazdka plazmowe, dostępne jak gniazdka elek- tryczne. Aiah sprawdza konsolę komunikacyjną, nagiownik ze słu- chawkami z kosztownej kości słoniowej i błyszczące srebrne klawi- sze. Jednak urządzenie nie działa. Nachodzi ją refleksja, że nie wszystko może być tu doskonałe. Otwiera drzwi do sypialni... ...i zakrywa usta, by zdławić krzyk. Zatrzaskuje drzwi, zatacza się w fali mdłości, kręci jej się w gło- wie. Opada na fotel. Miękka skóra przyjmuje ją łagodnie. Poprzedni lokator apartamentu umarł w łóżku i nie była to pięk- na śmierć. Zabili go plazmowi magowie. Prześcieradła i materac pokrywa skorupa zaschłej krwi, są nią poplamione ściany, podłoga, nawet su- fit. Ciało usunięto, lecz nie posprzątano bałaganu. To Sorya, myśli Aiah. Sorya wybrała dla mnie ten pokój. Wszystkie rozejmy są tylko czasowe. Te słowa odbijają się echem w jej mózgu. Aiah podrywa się z fotela, podchodzi do drzwi, kładzie dłoń na brązowej klamce. Zastanawia się, dokąd właściwie ma pójść. Na zewnątrz w halki, pod pięknymi rzeźbionymi winogronami znajduje kilka godzin odpoczynku. Śpi na dywanie, z żakietem pod głową. Cześć, ptaszynko! Aiah podnosi wzrok - z góry patrzy na nią Charduq Pustel- nik