Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- Co ty tu robisz? Od razu rzuciło jej się w oczy, że jej znajomy z pociągu jest biały jak kreda i patrząc na nią staje się jeszcze bledszy! - To ty? - wycedził przez zęby. - Ty jesteś Maren Grandseter? Uśmiech zgasł na jej twarzy. - Tak - potwierdziła wystraszona. - Nic dziwnego, że zmieniłaś sobie imię i nazywasz się teraz Maya! - Nie rozumiem - bąknęła. Dlaczego Simon stał się nagle taki nieprzyjemny i dziwny? - Zniknęłaś z Mark. A ja ciebie szukałem i nie mogłem znaleźć. Przez dwa lata. - Czy byłbyś tak miły i mógł wyjaśnić, dlaczego jesteś na mnie taki zły? - spytała. - Jeszcze pytasz? - rzucił niskim, przytłumionym głosem, pochylając się ku niej. - Nie chcę urządzać tu żadnych scen, bo znam tu wszystkich, to moi dobrzy znajomi. Zapomnij o naszej dzisiejszej kolacji! Że też miałaś jeszcze czelność przyjąć moje zaproszenie! Wprost nie mogę uwierzyć! Możesz być spokojna: już ja postaram się o to, żeby zajęła się tobą policja. Będziesz musiała zadośćuczynić mi za te wszystkie ohydne pomówienia. - Simon! Co to ma znaczyć? - spytała ze łzami w oczach. - Na dodatek jeszcze niezła z ciebie aktorka! Ale pora już skończyć tę żałosną zabawę! Odwołasz wszystko i publicznie przeprosisz Gitte! Po tych słowach wyszedł. Maya stała jak sparaliżowana. Nie była zdolna się ruszyć. O co on ją obwiniał? Odniosła wrażenie, że wziął ją za tę dziewczynę, która... Nagle ogarnęła ją wściekłość. Nie, z taką niesprawiedliwością nie mogła się zgodzić. Gniew wzbierał w jej piersi niczym wulkan, był nie do opanowania. Z wypiekami na twarzy Maya wypadła z pokoju, trzasnęła drzwiami i w szaleńczym tempie zbiegła po schodach. Simon właśnie wsiadał do samochodu. W chwili gdy zamknął za sobą drzwiczki, Maya otworzyła gwałtownie drugie i bez chwili wahania rzuciła się na przednie siedzenie. - Może będziesz tak uprzejmy i wyjaśnisz mi - zażądała stanowczo. - Wynoś się! Wynoś się z mojego samochodu! - krzyknął. - Nie wysiądę, dopóki mi nie powiesz, o co chodzi. Miała policzki mokre od łez, ale nie przejmowała się tym. Nie pozwalając mu dojść do głosu, kontynuowała: - Mam wrażenie, że uważasz mnie za kobietę, która zniszczyła twoje małżeństwo. Skąd, u licha, przyszła ci do głowy tak idiotyczna myśl? Przecież ja cię nie znam. Nigdy nawet o tobie nie słyszałam. Simon widział, że Maya nie zamierza się poddać. Ale w nim także nadal wrzało. - Jeszcze na dodatek kłamiesz mi prosto w twarz. To przecież ty sama rozgłosiłaś po całym mieście, że musisz wyjechać z Mark, bo spodziewasz się dziecka. Ze mną. Maya nie mogła opanować oburzenia. - Po co? Czy ty masz po kolei w głowie? Simon uruchomił silnik. - Ludzie się gapią. Pojedziemy za miasto. - A moja praca? Przecież nie mogę tak po prostu... - Guzik mnie to obchodzi. Wreszcie powiem ci to wszystko, co paliło mnie przez tyle lat. To nie będą miłe słowa, o, nie. Simon nigdy dotąd nie jechał tak nieostrożnie i źle jak tym razem. Samochód wypadł zza rogu, otarł się o krawężnik, przeskoczył skrzyżowanie na czerwonym świetle i wyjechał poza miasto. Kierowca miał szczęście, że nie zauważyła go policja, przede wszystkim zaś, że nie doszło do wypadku. Znalazł jakąś wąską leśną drogę. Skręcił w nią i zatrzymał auto. - No, Maren Grandseter, teraz wyjaśnisz mi parę rzeczy! ROZDZIAŁ V Wszystko nagle stało się takie trudne. Simon był zupełnie obcy i lodowato zimny. - Zdaje się, że oboje jesteśmy jednakowo zdenerwowani - powiedziała opanowana mimo wszystko Maya. - Po prostu nie rozumiem, o czym ty mówisz; przysięgam, że zanim spotkałam cię w pociągu, nigdy o tobie nie słyszałam. Wprawdzie kiedy twój przyjaciel Sten Modin wymienił nazwisko Dalen, przypomniałam je sobie, ale tylko dlatego, że byliście dobrze znaną i szanowaną rodziną w mieście. - Masz rację, byliśmy - przyznał zgryźliwie. - Dopóki ty nie zaczęłaś swojej oszczerczej kampanii. - Bardzo cię proszę, przestań - przerwała mu. - Jestem całkowicie niewinna. - Czyżby? No to czyje dziecko wtedy urodziłaś? Kim był ten mężczyzna, który nie chciał przyznać się do ojcostwa? A może myślałaś, że z nazwiskiem Dalen dziecko zajdzie znacznie wyżej? Czy też byłaś zazdrosna o Gitte i chciałaś jej zaszkodzić? Jeśli tak, to ci się udało. Maya nie mogła znieść tych zarzutów. - Nigdy nie urodziłam żadnego dziecka. - Usunęłaś je? Odwróciła się gwałtownie w jego stronę, w jej oczach była furia. - Jeśli chcesz znać prawdę, to jestem jeszcze dziewicą. - Czyli chciałaś pochwalić się swoim koleżankom, że ty też już spałaś z mężczyzną. Ale dlaczego wybrałaś akurat mnie? - Jesteś tak odrażający i podły, że nie wiem, jak mogłeś wydawać mi się w pociągu sympatyczny. - Maya, ku swej rozpaczy, znowu wybuchła płaczem. - Ja po prostu tego nie pojmuję. Czuję się tak, jakbym dostała obuchem w głowę. Przyjść do mnie do pracy i oskarżyć mnie o coś tak ohydnego! Przecież ja cię nie znam. Nawet nie wiedziałam, że ktoś taki jak ty istnieje. Jakże bym więc miała... - Ale wyjechałaś z Mark. Bo spodziewałaś się dziecka, jak mówiłaś. Maya próbowała się uspokoić. - Wyjechałam z Mark dlatego, że mój ojciec nas opuścił i matka nie chciała tu dłużej mieszkać. Sprzedała dom na Kyrkudden i obie przeniosłyśmy się do Oslo. Nigdy, powtarzam: nigdy w swoim życiu nie twierdziłam, że spodziewam się dziecka. W jakim celu mówiłabym coś takiego? Żeby popsuć sobie opinię? - Widocznie miałaś jakieś powody. Najpierw usłyszałem od kolegów z pracy, że zrobiłem podobno jakiś mały „skok w bok”. Myślałem, że po prostu żartują sobie ze mnie. Ale niedługo to samo zaczęto opowiadać w mieście, a ja spotykałem się z wyraźnymi przejawami pogardy, aż wreszcie odsądzono mnie od czci i wiary. No i wreszcie wyjaśniło się, skąd to wszystko. Oto dziewczyna o nazwisku Maren Grandseter wyznała swym przyjaciółkom, że musi wyjechać z miasta, ponieważ... sama wiesz najlepiej, z jakiego powodu. Winny byłem podobno ja. Tymczasem od mojego ślubu minęły wtedy zaledwie dwa miesiące, dokonywałem więc nadludzkich wysiłków, żeby te plotki nie dotarły do Gitte. Ale nie udało się. Żona dowiedziała się wszystkiego od życzliwej przyjaciółki. Biedna Gitte, zaufała mi całkowicie. Wcześniej przeżyła trudny okres i dlatego była bardzo wrażliwa na wszelką krytykę i przejawy nieżyczliwości. Nie miała zbyt mocnych nerwów, ale dzięki małżeństwu ze mną zaczynała powoli dochodzić do siebie i niedługo stanęłaby mocno na nogach. I wtedy spotkał ją taki cios. Powiedziała, że mi wierzy, lecz po jej oczach poznałem, że czuje się śmiertelnie zraniona. No i pewnego dnia po prostu zniknęła