Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

-To było morderstwo, nie samobójstwo. Zadzierzgnięcie. Ford uniósł głowę. - Profesor Novak... - Został uduszony sznurem, doktorze, który następnie zawiązano na belce, dla pozoru. W jego komputerze była nawet notka: „Czas z tym skończyć". Sam pan wie, jak wyglądają takie listy. - Jezu. Jezu Chryste. - Ford napił się łapczywie wody. Zachlapał sobie koszulę. - Doktorze, proszę powiedzieć, skąd pan zna profesora Novaka? - spytał ponownie Ruddock. - Poznali śmy się na konferencji kilka tygodni temu. Był zainteresowany moim wystąpieniem. - Spotkał się pan z nim od tamtej pory? Może go pan odwiedził? -To po prostu... Ford nie był w stanie pojąć sensu kolejnej, szokującej informacji. Usiłował sobie przypomnieć najdrobniejsze szczegóły rozmowy z Novakiem, wszystko, czego dowiedział się o nim od Helen. Czuł gonitwę myśli, jednak nie potrafił ogarnąć znaczenia tego, co mu powiedziano. Śmierć Novaka musiała być przypadkiem -jakiś wariat włamał się do jego domu i... Ale po co w takim razie pozorowano by samobójstwo? - Doktorze? -Hej! Ford odwrócił się w stronę Dorseya, który krzyknął na niego jak na jakiegoś łobuza. Zwilżył sobie twarz wodą i sięgnął po ścierkę do rąk. - Przepraszam - powiedział. - Przykro mi. Ledwie znałem tego człowieka... Prawdę powiedziawszy, miałem się z nim dzisiaj spotkać. - Po co? - spytał z kolei Ruddock, zza stołu. - W jakim celu miał się pan z nim spotkać? Ford zmarszczył brwi, wyczuwając, że policjanci traktują go jako podejrzanego. - Chodziło o... sprawy zawodowe. Trudno mi tak od razu wyjaśnić, zresztą nie sądzę, żeby to panów mogło zainteresować. - Oczekujemy tylko niewielkiej pomocy, doktorze - powiedział Ruddock przybierając z wprawą budzący respekt chłodny, metaliczny ton. Opuścił powieki tak, że z jego oczu znikły refleksy świetnie. Ford utkwił wzrok w żółtej ścierce. - W Willowbrook... Nie wiem, czy panowie znają... - Przypadek Denny'ego? Policjanta, któremu uciął pan nogę? - zapytał dla odmiany Dorsey. - Nie - odparł Ford ledwie dosłyszalnym głosem i poczuł, że się rumieni. -Miałem na myśli coś zupełnie innego. 158 - A co, panie doktorze? Ford popatrzył na swoje odbicie w okularach Dorseya. Miał dość natarczywości policjantów. -Transfer plazmidów i transpozony. - Ciekawe. - Dorsey uśmiechnął się i zdjął okulary, nie wyglądał jednak przez to ani odrobinę przyjaźniej. - O co w tym chodzi? - O mikrobiologię. Gałąź medycyny. Jestem lekarzem, jeśli panowie tego nie wiedzą - odparł Ford. Ruddock rzucił swojemu koledze krótkie, pełne irytacji spojrzenie i przejął zadawanie pytań. - Tuż przed śmiercią profesor Novak chciał poprawić zabezpieczenie swojego domu. Może wie pan, dlaczego? - powiedział. - Oczywiście, że nie - odparł Ford. - Ledwie go znałem. Rozmawialiśmy o biologii. Nigdy nie byłem u niego w domu. Ruddock coś zanotował. - Dla pełnej jasności: niech pan nam powie, doktorze, gdzie pan spędził wczorajszy wieczór? Wyglądało na to, że Ford istotnie jest podejrzany. - Byłem w szpitalu Willowbrook. Czuwałem przy córce, jest bardzo chora. Przesiedziałem tam ostatnie trzy dni. - Aha, w szpitalu. - Ruddock pokiwał głową, czyniąc kolejną notatkę. - Zrozumiałem. - Zamknął notes i powoli wstał zza stołu. - Możemy to łatwo sprawdzić - powiedział Dorsey. - Na razie chcielibyśmy uzyskać pańskie odciski palców, gdyby trzeba było wyeliminować je spośród tych, które znaleźliśmy w domu Novaka. - Już mówiłem, że nigdy tam nie byłem - powtórzył Ford. Dorsey zacisnął usta, tak że przybrały haczykowaty kształt - miały oznaczać zapewne cyniczną minę, godną doświadczonego policjanta. Przez długą chwilę przypatrywał się Fordowi matowymi oczami. - Zgadza się. Już pan to mówił - powiedział. "X Tie rozumiem, Marcus. Są pewni, że to nie samobójstwo? Naprawdę tak po-1N wiedzieli? Ford otworzył drzwi lodówki i zapatrzył się w jej wnętrze, próbując przypomnieć sobie, czego szukał, starając się skoncentrować na tym, jaką następną czynność powinien wykonać. Raz po raz wydzwaniał do Helen, ale przez całe popołudnie była na różnych spotkaniach. Nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Usiłował pojąć, co się działo, zrozumieć, dlaczego za każdym razem, gdy myślał, że już nie może być gorzej, było tak. Nie potrafił pogodzić się z tym, że każda szansa ratunku znikała, zanim zdążył z niej skorzystać. Czuł się osaczony, zdławiony. Roz- 159 paczliwie pragnął usłyszeć, że nie jest sam. Prawdę mówiąc, po prostu potrzebował Helen. Gdy wreszcie przyjechała, sprawiała wrażenie równie wyczerpanej jak on. Wciąż była ubrana w kostium do pracy. Poczuł wyrzuty sumienia, że oburzał się na nią za wizyty w Willowbrook. Starała się przecież j edynie pomóc mu, wesprzeć w potrzebie. Skoro przyjechała do niego raz jeszcze, mógł się przynajmniej zdobyć na to, żeby poczęstować ją czymś do picia. - Próbowano upozorować samobójstwo. Tak mi powiedzieli. Ale to na pewno morderstwo. Uduszenie przez zadzierzgnięcie. Helen instynktownie przyłożyła dłoń do gardła. - Zażądali moich odcisków palców i tak dalej. Naprawdę sądzę, że ci cwaniacy szykują mi rolę podejrzanego. - Zażądali od ciebie odcisków palców na miejscu? Tak po prostu? - zapytała. - Nie. Chcieli, żebym pojechał z nimi aż do Commerce. Uznałem, że skoro zależy im na moich odciskach, mogą kogoś przysłać. Stwierdzili, że tak zrobią. Chyba nie byłem dla nich miły. Helen usiadła na kanapie. Wiadomość o śmierci Novaka wstrząsnęła nią bardziej, niż Ford podejrzewał. Przecież ledwie go znała, spotkała go tylko raz. Ford pomyślał jednak, że może jako chirurg patrzył na to z zawodowym skrzywieniem. W jego pracy kontakty z ludźmi u kresu życia były czymś codziennym. Poza tym o wiele bardziej martwił się o Sunny. - Czy... Czy jeszcze coś powiedzieli? - zapytała Helen. - To było włamanie? Skradziono coś? - Nie pytałem, ale nie sądzę. Który złodziej ładowałby się w takie kłopoty? Po co? Przez chwilę obydwoje milczeli. Ford miał nadzieję, że Helen coś odpowie, że rzuci jakąś ideę. Wiedziała, kim jest Novak. Być może jego śmierć miała głębsze znaczenie