Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Berthier i adwokat Godeschal uwa¿ali testament sporz¹dzony przez dwóch rejentów w obecnoœci dwóch œwiadków za niez³omny, zw³aszcza w tej jasnej formie, w jakiej rejent Hanne¹uin go u³o¿y³. Zdaniem uczciwego Godeschala, w razie gdyby obecny doradca zdo³a³ oszukaæ Schmuckego, zawsze w koñcu ktoœ go oœwieci, choæby któryœ z owych adwokatów, którzy chc¹c siê odznaczyæ puszczaj¹ siê na szlachetnoœæ. Obaj prawnicy ¿egnaj¹c siê z prezydentow¹ radzili mieæ siê na bacznoœci przed Fraisierem, co do którego oczywiœcie zebrali informacje. W tej chwili Fraisier, wróciwszy z aktu przyk³adania pieczêci, redagowa³ skargê w gabinecie prezydenta, gdzie pani de Marville posadzi³a go za rad¹ dwóch prawników. Ci, uwa¿aj¹c sprawê za zbyt brudn¹, aby prezydent s¹du — jak mówili — móg³ w niej maczaæ palce, chcieli wyraziæ pani de Marville sw¹ opiniê bez udzia³u Fraisiera. — I có¿, proszê pani, gdzie s¹ ci panowie? — zapyta³ by³y adwokat z Mantes. —. Poszli!... Radz¹ mi, abym zaniecha³a sprawy! — odpar³a pani de Marville. — Zaniechaæ! — rzek³ Fraisier z powœci¹gan¹ wœciek³oœci¹. — Niech pani pos³ucha... I odczyta³ nastêpuj¹cy akt: Na ¿¹danie (opuszczam formu³y wstêpne)... Zwa¿ywszy, ¿e do r¹k fana prezydenta trybuna³u pierwszej instancji z³o¿ono testament przyjêty przez pp. Hanne¹uin i Crottat, rejentów w Pary¿u, dzia³aj¹cych w obecnoœci œwiadków, imæpanów Bmnnera i Schwaba, cudzoziemców zamieszka³ych w Pary¿u, którym to testamentem nieboszczyk Pons rozporz¹dzi³ swoim mieniem ze szkod¹ powoda, swego naturalnego i prawego spadkobiercy, na rzecz imæ pana Schmucke, Niemca; Zwa¿ywszy, ¿e powód podejmuje siê dowieœæ, i¿ testament jest dzie³em niecnego wymuszenia oraz owocem zabiegów potêpionych prawem; ¿e wybitne osoby zaœwiadcz¹, i¿ zamiarem testatora by³o zostawiæ swój maj¹tek pannie Cecylii, córce powoda, pana de Marville, i ¿e testament, którego uniewa¿nienia powód siê domaga, zosta³ wy³udzony od testatora, gdy ten by³ w stanie zupe³nej niepoczytal- . noœci; Zwa¿ywszy, ¿e irnæ Schmucke, celem uzyskania generalnego zapisu, trzyma³ testatora w odosobnieniu, nie dopuszcza³ rodziny do ³o¿a chorego i ¿e, osi¹gn¹wszy to, dopuœci³ siê aktów jawnej niewdziêcznoœci, które przejê³y zgorszeniem ca³y dom i s¹siedztwo, zebrane tam przypadkowo celem oddania ostatniej pos³ugi odŸwiernemu domu, gdzie zmar³ testator; Zwa¿ywszy, ¿e fakty jeszcze donioœlejsze, na które powód szuka dowodów, bêd¹ przedstawione pp. sêdziom trybuna³u; Ja, podpisany woŸny, etc, etc, w imieniu powoda pozwa³em imæ Schmucke go, aby stawi³ siê przed pp. sêdziami Pierwszej Izby trybuna³u, dla us³yszenia, i¿ testament przyjêty przez pp. Hanne¹uin i Crottat, jako bêd¹cy dzie³em oczywistego wy³udzenia, bêdzie uwa¿any za niewa¿ny i nieby³y, nadto w imieniu tego¿ powoda zaprotestowa³em przeciw charakterowi i prawom generalnego spadkobiercy, jakie uzurpowa³ sobie imæ Schmucke, z uwagi, i¿ powód sprzeciwia siê (jak w istocie sprzeciwia siê swoim podaniem datowanym dzisiejsz¹ dat¹ i dorêczonym panu Prezydentowi) objêciu spadku w posiadanie rzeczonego Schmucke-go. Temu¿ dorêczy³em kopiê pozwu, którego koszta wynosz¹... — Znam Schmuckego, pani prezydentowo: gdy przeczyta ten pasztet, zgodzi siê na uk³ady. Poradzi siê pana Tabareau, Tabareau powie mu, aby przyj¹³ nasze propozycje! Czy da pani tysi¹c talarów do¿ywocia? — Oczywiœcie, rada bym ju¿ p³aciæ pierwsz¹ ratê! — Do trzech dni bêdzie zrobione... Pozew ten spadnie nañ w pierwszej chwili boleœci, bo on ¿a³uje Ponsa, biedaczysko. Wzi¹³ tê stratê bardzo serio. — Czy pozew mo¿e byæ cofniêty? — Oczywiœcie, pani, zawsze mo¿na siê zrzec skargi. — W takim razie — rzek³a pani Camusot — niech pan dzia³a!... Próbujmy! Tak, kupno, które mi pan narai³, warte jest tego! Przygotowa³am ju¿ zreszt¹ dymisjê Vitela, ale musi pan zap³aciæ Vitelowi szeœædziesi¹t tysiêcy z likwidacji po Ponsie... zatem, widzi pan, ¿e trzeba zwyciê¿yæ... — Ma pani jego dymisjê? — Tak; Vitel zaufa³ panu de Marville... — Pani prezydentowo, uwolni³em ju¿ pani¹ od szeœædziesiêciu tysiêcy franków, które liczy³em, ¿e trzeba bêdzie daæ ohydnej odŸwiernej, tej Cibot. Ale obstajê wci¹¿ przy dystrybucji dla pani Sauvage i przy nominacji mego przyjaciela Poulain na prymariusza Zak³adu dla Ociemnia³ych. — Rozumie siê, wszystko ju¿ u³o¿one. — ¥ wiêc, rzecz za³atwiona. Wszyscy s¹ w tej sprawie za pañstwem, nawet dyrektor Gaudissart, u którego by³em wczoraj i który przyrzek³ mi zmia¿d¿yæ Topinarda, gdyby nam próbowa³ bruŸdziæ. — Och, wiem, Gaudissart jest ca³kowicie oddany Popinotom! Fraisier wyszed³. Nieszczêœciem, nie spotka³ Gaudissarta i fatalny pozew wys³ano natychmiast. Wszyscy ludzie chciwi zrozumiej¹ — zarówno jak ludzie uczciwi potêpi¹ — radoœæ prezydentowej, skoro w dwadzieœcia minut po Fraisierze Gaudissart przyszed³ jej opowiedzieæ sw¹ rozmowê z biednym Schmucke. Prezydentowa pochwali³a wszystko, wdziêczna dyrektorowi teatru, ¿e usun¹³ wszystkie skrupu³y sw¹ uwag¹, jej zdaniem, pe³n¹ s³usznoœci. — Pani prezydentowo — rzek³ Gaudissart — id¹c tutaj myœla³em w³aœnie, ¿e ten nieborak nie wiedzia³by, co pocz¹æ ze swym maj¹tkiem. To cz³owiek patriarchalnej prostoty! Ot, uczciwe Niemczysko, takie, ¿e tylko go wypchaæ i wstawiæ pod klosz jak woskowego Jezuska!... Do tego stopnia, i¿, moim zdaniem, ju¿ z tymi dwoma tysi¹cami piêæset franków nie bêdzie wiedzia³, co pocz¹æ; wepchnie go pani w rozpustê... — To bardzo szlachetna myœl — rzek³a prezydentowa — aby zapewniæ los temu staruszkowi, który tak op³akuje naszego kuzyna. Co do mnie, bolejê nad drobnym, nieporozumieniem, które nas poró¿ni³o z Ponsem; gdyby siê by³ zjawi³, wszystko bylibyœmy mu odpuœcili. Niech pan sobie wyobrazi, mojemu mê¿owi brakuje go. Pan de Marville by³ w rozpaczy, ¿e go,nie zawiadomiono o œmierci; dla niego rodzina to œwiêtoœæ, by³by poszed³ na eksportacjê, do koœcio³a, na cmentarz, ja sama by³abym posz³a na mszê... — A wiêc, ³askawa pani prezydentowo — rzek³ Gaudissart — niech pani ka¿e przygotowaæ akt; o czwartej przyjdê z Niemcem..