Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Corfe osunął się na kolana, pozostając pod osłoną usypanych na drugim brzegu wałów. Dyszał ciężko. Czuł się tak, jakby ktoś zapalił ogień pod jego zbroją. Czarny metal wydawał się mu nieznośnie ciężki, choć podczas biegu w ogóle nie zauważał jego wagi. - Jeszcze parę sekund - odezwał się Baffarin. Nadal się uśmiechał, lecz na jego twarzy nie widziało się wesołości, a raczej śmiertelny grymas. Po czarnych skroniach spływały mu strużki potu. I nagle ładunki eksplodowały. Nie było huku, a jedynie błysk, potężne... wrażenie. Poczucie, że wydarzyło się coś wielkiego, czego umysł nie potrafi w pełni ogarnąć. Corfe poczuł, że wstrząs wysysa mu powietrze z płuc. Zamknął oczy i schował twarz w ramionach, lecz mimo to łoskot pomniejszych wybuchów dobiegał go z oddali, jak przez grubą szybę. Potem z nieba posypał się deszcz gruzu, odłamków drewna i innych, straszniejszych przedmiotów. Coś ciężkiego odbiło się od jego napierśnika. Coś innego uderzyło go w dłoń, którą osłaniał potylicę, tak mocno, że ogarnęło ją odrętwienie. Seria wstrząsów, szybkie gromy. Lejąca się z góry woda, jęki ludzi. Echa detonacji odbijające się od wzgórz, przeciągły łoskot, który w końcu ucichł. Corfe uniósł wzrok. Most zniknął. Cała okolica wyglądała teraz zupełnie inaczej. Ze wschodniego barbakanu, potężnej fortecy o wysokich murach, zostało bardzo niewiele, tylko kikuty i dymiące sterty kamieni pośród wielkich kraterów. Katakumby leżały otwarte pod gołym niebem. Migotały tam płomienie, czuło się woń prochu, krwi i poruszonej gleby - odór silniejszy i bardziej intensywny niż wszystko, z czym Corfe spotkał się do tej pory, nawet w Aekirze. - Święty Boże! - zawołał stojący obok niego Andruw. Stoki górujące nad barbakanem były czarne od ludzi. Niektórzy z nich żyli i kulili się ze strachu, inni byli martwi. Wyglądało to tak, jakby wszyscy jednocześnie ujrzeli wizję, być może zjawę swego proroka. Zabite słonie wyglądały jak szare, skalne wyniosłości, poza tymi, które były tak zmasakrowane, że wyglądały jak coś znacznie gorszego. Wydawało się, że całe pole bitwy zamarło w bezruchu pod wpływem szoku. - Założę się, że słyszeli ten huk aż w Torunnie - odezwał się Baffarin, nadal ściskający końcówkę wolnopalnego lontu w dłoni o zbielałych kostkach. - Założę się, że słyszeli to w pierdolonym Hebrionie - dorzucił stojący nieopodal żołnierz. Rozległy się odruchowe, pozbawione wesołości chichoty. Wszyscy byli zbyt wstrząśnięci. Corfe odkaszlnął ciężko i odzyskał głos, zaskoczony własnym spokojem. - Kogo tu mamy? Tove, Marsen, świetnie. Każcie ludziom zająć miejsca w okopach. Chcę, żeby mieli broń gotową do użytku. Ridal, zapychaj do cytadeli i złóż raport Martellusowi. Powiedz mu... powiedz mu, że wschodni barbakan i most wyleciały w powietrze... - Na wypadek gdyby tego nie zauważył - wtrącił ktoś. - I powiedz mu też, że mam... - Rozejrzał się wokół. Słodcy Święci w niebiosach! Tak niewielu? - Że mam do dyspozycji około dwustu ludzi. Ocalali z pierwszego oddziału Corfe’a pośpiesznie wykonali jego rozkazy. - Nad rzeką trwają walki - odezwał się ktoś, wstając i spoglądając na północ. Krótkotrwałą ciszę zmącił huk dział i trzask arkebuzów. - To ich walka. My mamy robotę tutaj - warknął Corfe. Potem usiadł pośpiesznie, wspierając się plecami o wał. Obawiał się, że miękkie jak wata nogi zdradzą go, załamując się pod nim. * Martellus widział kulminacyjny moment bitwy ze swego stanowiska obserwacyjnego na szczycie cytadeli. Nie dla niego wrzawa i chaos dowodzenia z przodu. Do tego dobry był John Mogen. Nie, on wolał trzymać się z tyłu i obserwować przebieg starcia, opierać swe decyzje na logice i napływających z każdą minutą meldunkach, przynoszonych przez brudnych, zbroczonych krwią kurierów. Wódz powinien kierować bitwą z daleka od krzyku i zamieszania. Co prawda, niektórzy potrafili dowodzić, walcząc niemal w pierwszym szeregu, ale tacy geniusze zdarzali się rzadko. Znowu przyszedł mu na myśl Mogen. Huk eksplozji poniósł się odległym echem, odbijającym się od jeszcze dalej położonych wzgórz. Pośrodku pola bitwy, gdzie jeszcze niedawno stał wschodni barbakan, ku niebu wzbił się ogromny obłok dymu. Szturm utracił tu swój impet, być może nawet się załamał. Młody Corfe świetnie się spisał
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Potem bardzo wymownie i z wielkim przejęciem się ostrzegał swoje owieczki, aby jako prostaczkowie, ubodzy niby owi ptakowie niebiescy, a zatem mili Bogu, nie słuchali...
- Niemiecki minister dodał, że Hitler zaczął powątpiewać w szczerość polskiej przyjaźni, i ostrzegł, że kanclerz „może dojść do wniosku, że Polska odrzuca wszystkie jego...
- Chodzi pani o to, co się działo w zeszłym tygodniu w biurze, kiedy lord Tirwitt zaatakował i ranił pana Devlina laską z wysuwanym ostrzem? - Tak...
- - Zrezygnowałem z okazywania oburzenia, uznałem, że najlepszą strategią będzie udawać, że się zgadzam, i mieć nadzieję, że pojawi się szansa, by ostrzec Mosalę...
- Król stanął kwaterą w Braclawiu, a wojsko na zimowe leże CV3 91 CV rozmieścił w pasie od Kijowa po Multany, dalsze działania bowiem musiał powstrzymać z powodu nowej zdrady...
- Respondent machał ręką w kierunku Rialto, z czego Monsinior może wnioskować o dalszym celu wyprawy nieznanych Szwedek (powstrzymam się od tego, bo nie należy to do moich i tak...
- - Jak przekazać im tę informację? - Podszywając się pod tę Heinrich i wysyłając im przez radio ostrzeże nie...
- Groźba albo może ostrzeżenie związane z przeszłością...
- Panu Osterodemu wydało się, iż ostrzegają go, by się nie zapuszczał dalej...
- Ale jakie to niezwykłe; po wejściu do parku cisza, opary, daleki szmer, rozradowane kaczki płynące powoli, kroczące niezdarnie brzuchate ptaki...