Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Przez ostatnie dziesięć lat wysłała im osobiście tylko jeden meldunek. W dodatku jej nauczyciel, jedyny człowiek, który mógłby rozpoznać jej styl nadawania Morsem, zginął na Flamborough Head. Moglibyśmy nadać, że spotkała Winterbothama przy okazji treffu i odkryła, że jest podwójnym agentem, udało jej się jednak uciec i teraz wysyła ostrzeżenie. Niemcy po winni się nabrać. - Rozstrzelają go - stwierdził Churchill. -1 nigdy się nie dowiemy, co mógłby nam powiedzieć na temat Abwehry. - Ale przynajmniej nie zdradzi sekretu operacji, panie premierze. Tak byłoby najbezpieczniej. Churchill się zamyślił. - Dobrze, panie Taylor. Proszę uprzedzić Niemców. Premier odwrócił się i wrócił do sali gabinetowej. Trzej mężczyźni odprowadzili go wzrokiem. Rozdział 20 Poczdam Lipiec 1943 W jeżdżali do Poczdamu, leżącego kilkanaście kilometrów na południowy wschód od Berlina. 194 Dochodziła dziesiąta wieczorem, ale słońce jeszcze nie zaszło i w jego blasku Winterbotham mógł podziwiać panoramę sennego miasteczka: majestatyczne domy z cegły, wysadzane drzewami aleje, bujne ogrody, lazurowe wody jeziora Griebnitz, wyzierające czasem spoza zabudowań. Poczdam najwyraźniej nie ucierpiał wskutek wojny, Winterbotham nie zauważył ani jednego śladu wybuchu bomby, ale zaraz przypomniał sobie, że pewnie właśnie dlatego go tu przywieźli. Rozsądnym wydawało się założenie, iż reszta kraju jest w nieco gorszym stanie, lecz i tak spokojna, sielankowa okolica napawała go... niepokojem. Znudzony wyglądaniem przez okno przeniósł wzrok na siedzącego obok niego młodego Niemca. Nazywał się Beck i z ledwie widocznym uśmiechem obserwował mijane domy. Mógł mieć dwadzieścia kilka lat i przedstawiał sobą ideał aryjskiej urody - tak perfekcyjny, że Rudolf Schroeder wyglądałby przy nim całkiem zwyczajnie. Beck miał mocno zarysowaną szczękę, ostre jak brzytwa kości policzkowe, krótkie blond włosy i lodowate, błękitne oczy. Był dobrze zbudowany, muskularny, szeroki w barach i szczupły w talii. Po angielsku mówił bez śladu obcego akcentu. - Herr Beck - odezwał się Winterbotham. Uśmiechnięty Beck odwrócił się od okna. - Nie chcę wyjść na niewdzięcznika... Doceniam, ile wysiłku koszto wało was zorganizowanie tego spotkania, ale chciałbym jak najszybciej zo baczyć żonę. - Niech mi pan wierzy, profesorze, zobaczy ją pan, gdy tylko znajdzie się w Poczdamie. - A gdzie jest teraz? - Już tu jedzie. Za pozwoleniem, profesorze... Ośmielę się zwrócić pań ską uwagę na pałac, który właśnie widać po lewej. Olbrzymie gmaszysko łączyło w sobie bez ładu i składu elementy kilku stylów architektonicznych: zdobione stiukami ściany, kamienne portale, orientalne kominy, fasadę w stylu Tudorów... Rozległy, wypielęgnowany trawnik opadał aż do jeziora. Samochód wjechał na podjazd. - Oto pałac Cecilienhof, profesorze. Znajduje się w nim sto siedem dziesiąt sześć pokojów. Zbudowano go w 1917 roku, tuż przed zakończe niem pierwszej wojny światowej. Mam nadzieję, że jego historia pana inte resuje? Wiem, że ma pan solidne wykształcenie. Winterbotham milczał. - Jako naszemu gościowi oddamy panu do dyspozycji jedną ze wspa niałych sypialni Cecilienhof, rozmowy będziemy zaś prowadzić w głównej sali konferencyjnej. Nasze dowództwo naczelne naprawdę wysoko pana ceni, 195 profesorze, skoro oddają panu do dyspozycji tak wspaniały pałac. Z początku będzie się pan spotykał tylko ze mną, chociaż nie wykluczam, że i inni goście będą panem zainteresowani - może admirał Canaris, może nawet sam Fuhrer. W każdym razie podczas pobytu w Niemczech Cecilienhof będzie pańskim domem. - Jak pan sądzi, ile ten pobyt potrwa? Beck się roześmiał. - Wszystko zależy od tego, ile ma pan do powiedzenia, ale z pewnością nie krócej niż tydzień. Nie dłużej zaś niż dwa czy trzy tygodnie. Tak w każ dym razie sądzę. - A potem zostaniemy wraz z żoną odesłani do Anglii? - O szczegółach będziemy jeszcze musieli porozmawiać