Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Nie musisz robić jej krzywdy, ona ci nie zrobi nic złe- go. Dlaczego miałabyś pragnąć wyrządzić jej krzywdę? Dlatego, że jest inna niż ty? Przyprowadziłam ją tutaj, żebyś zobaczyła, że nie jest potworem, straszydłem ani też przykładem działania ewolucji czy pierwszym pokoleniem nowej ludzkości - mówiła Rosjanka. -Jest po prostu małą dziewczynką, a Hubert jest po prostu małym chłop- cem; oboje znaleźli się w dziwnym świecie z nowymi, przerażającymi możliwościami i próbują zrozumieć, jak to wszystko działa i jak ma- ją w tym żyć. Nie kontemplują tajemnic wszechświata, nie rozwiązu- ją wielkich równań jednolitej teorii pola. Dąsają się. Biją się ze sobą. Miewają napady złości. Nie lubią chodzić spać, plują jedzeniem i nie chcą jeść tego, co się im podaje. Zwykły chłopiec i zwykła dziewczyn- ka. Dobrze, dziewczynka potrafi szybować na swoich błonach lot- nych. W porządku, chłopiec może się połączyć z myślami Chagi i w snach przekazywać swoją świadomość zwierzętom, ptakom i in- nym stworzeniom, które stworzył las. Ale oni nie są obrazą Boga, Al- lacha ani Kościoła świętego. Nicole przywita się z wami, ale najpierw wasi mężczyźni muszą odłożyć broń, ponieważ straszą moją córkę. 45 Opuścili Koronę Drzew następnego dnia rano. Gaby była otu- maniona brakiem snu i nadmiarem wrażeń. Jej zmysł zwątpienia przejadł się jak wąż, który połknął kozę. Posuwali się po baldachi- mie powoli, zmierzając ku umówionemu miejscu spotkania z M'zee, Bushbaby i Rosę. Jake nieustannie pozostawał w tyle i ca- ła gromadka musiała czekać, aż ktoś wróci się, żeby go przyprowa- dzić. Moran miał już dosyć opóźnień i przystanków. Kiedy zdarzy- ło się to kolejny raz, Gaby zgłosiła się na ochotnika, żeby zawrócić. Znalazła Jake'a niżej na gałęzi, w odległości kilku minut drogi. Siedział na linie prowadzącej do punktów zaczepienia u stóp jed- nego z Kryształowych Monolitów. - Sądzę, że masz jakieś dziesięć, piętnaście minut, zanim za- czną nas szukać - powiedziała Gaby. Jake Aarons uśmiechnął się zagadkowo swoim uśmiechem z Thorn Tree. - Co im powiesz? - Że nie zdołałam cię odnaleźć. Przez chwilę myślał o konsekwencjach tego kłamstwa. - Tak, to powinno wystarczyć. Nie podoba mi się, że musisz ich okłamać, to dobrzy ludzie. - Moran to oferma. Jake roześmiał się. - Masz papierosa? Gaby miała. - Nie wiedziałam, że palisz. - W podniosłych momentach sięgam po papierosa. Widać było, że nie jest palaczem, ale camel chyba sprawił mu przyjemność. - Tradycyjne ostatnie życzenie - powiedział. - Myślałam przez chwilę, że stchórzyłeś - powiedziała Gaby. - Przez chwilę tak było. Nastraszyli mnie tą gadaniną o orto- ciałach. To jest gorsze od śmierci. Jak ruchome sztuczne płuco zro- bione z mięsa. Wolałbym zaryzykować z UNECTA i Jednostką Dwu- nastą niż to. Przekonał mnie dopiero ten dzieciak, Hubert. On się z tym urodził, ja to złapałem, ale tutaj jesteśmy tacy sami. Słyszymy to. Patrzymy oczami tego. Śnimy tego sny. Dzielimy te same obwo- dy — tutaj - więc może to nie są rozpaczliwe rojenia starego peda- ła, którymi można pomachać śmierci przed oczami jak kartą kre- dytową na życie. Wiem, że jeśli przyjrzeć się z bliska temu, co zamierzam zrobić, jest to szaleństwem. Ale ludzie, Gab, mogą się przystosować do wszystkiego. Możemy odnieść zwycięstwo wszę- dzie. W Oświęcimiu pisano opery, na Boga. Yves Montagnard nie miał racji. Tu jest tylko jeden sposób na to, żeby być człowiekiem. To, co na zewnątrz, nie ma znaczenia. - Zerknął na swojego meta- lowego roleksa. - Kilka minut, zanim tubylcy zaczną się niepoko- ić. Kiedy się dobrze zastanowić, Gab, liczy się tylko to, że będę w tym. Nie będę obserwatorem, nie będę kimś z zewnątrz, kto tyl- ko zagląda, zapisuje, opowiada, komentuje. Będę w środku. Stanę się częścią historii, która zostanie opowiedziana, jakakolwiek bę- dzie. Cała reszta świata może się tylko przyglądać: obserwować Chagę, obserwować WGO, obserwować gwiazdy, obserwować ekran, żeby zobaczyć, jak obserwują serwisy informacyjne. Aja bę- dę przedmiotem obserwacji. Popełnię grzech główny według ko- deksu T. P. Nie będę przekazywał wiadomości, ale stanę się wiado- mością. A jeśli nie rozumiesz, jak ogromna, potężna jest ta pokusa, to znaczy, że nie jesteś dziennikarką z krwi i kości
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Moglibyście pomyśleć, że były bardziej oczywiste powody: mój mąż mnie ignorował albo dzieci były nieznośne, albo moja praca była jak kierat, albo że chciałam sobie...
- Mimo że ojciec i rodzeństwo troszczyli się o mnie jeszcze bardziej, mimo że staliśmy się sobie jeszcze bliżsi, wszystko się zmieniło...
- - Chciałabym nawet, żeby ktoś tu wszedł w tej chwili i żeby ta cała komedia wreszcie się skończyła! Coś przecież musiałoby się stać, gdyby mnie tu znalazł! - Na miłość boską...
- Rosły moje ręce, nogi, głowa, działo się to bardzo szybko, powiększałam się, jakby mnie nadmuchiwano, czując jednocześnie, jak wiruje każda cząstka mojego ciała...
- Ale architekci na pewno to również przewidzieli i czeka mnie albo krata z brązu, albo rura tak wąska, że się przez nią nie przecisnę...
- Nie odmówi mi pani, nie obrazi mnie pani… To dobry gatunek...
- W całym tym opowiadaniu chodzi mi właśnie o podkreślenie tego, że nie było wówczas we mnie pożądania alkoholu, mimo długiego okresu zależności od Johna Barleycorna...
- Obrzucił mnie badawczym spojrzeniem, które widocznie musiało go prze- konać o moich pokojowych zamiarach, ponieważ odłożył broń i skinął gło- wą...
- Od chwili, gdy nauczyłem się ich na pamięć, moje afirmacje pracują dla mnie bez względu na to, czy ja pracuję z nimi czy też nie...
- Dobry jesteś, i według dobroci twej naucz mię sprawiedliwości twojej! 69 Rozmnożyła się przeciw mnie nieprawość pysznych, a ja ze wszystkiego serca będę badał...