Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Koncentrował się na jeździe i w ogóle nie oglądał się za siebie. Po chwili znowu zasłoniły go skały i tyleśmy widzieli Złego Człowieka z Bodie. Odczekaliśmy jeszcze dobrą chwilę, żeby się upewnić, czy naprawdę odjechał. Lunął deszcz, a myśmy stali dalej patrząc, jak pada na płonące domy, jak ogień się nim nasyca. 2 "Srebrne Słońce" paliło się najjaśniejszym płomieniem, szedł z niego najczystszy dym. Raz czy dwa część dachu 21 wystrzeliła wysoko w górę-zapewne na skutek wybuchu beczułek z alkoholem. Deszcz powoli ustawał. Powrócił wiatr i zapach dymu niósł się po równinie. Na lewo ode mnie major Munn, weteran, ten sam, który nazywał Molly Riordan córką, wszedł na bryczkę i stanął na niej z rękami wzniesionymi ku niebu. Był to przygarbiony starzec o długich białych wąsach. Krzyczał, a głos jego docierał do nas z wiatrem i szumem ognia: - Gdybym cię spotkał pod Richmond, wpakowałbym ci kulę między oczy, jak mi Bóg świadkiem. Zabiłem dwudziestu takich jak ty, kiedy byłem młodszy! -Głos jego rozchodził się po całej równinie. - Bodajby cię spaliło stepowe słońce, bodajbyś zdychał powoli z pyskiem pełnym łajna psów stepowych, z brzuchem rozdartym przez sępy. Bodajby ci się kutas w piekle smażył, bodajby ci jaja uschły na wiór, bodajby ci się szpik w kościach zagotował, a oczy wypłynęły na wierzch za to wszystko, coś tutaj zrobił. Bądź przeklęty, przeklęty!...-Zwrócony w stronę miasta potrząsał pięścią, ale przez chwilę zdawało mi się, że przeklina nie tamtego, lecz mnie. Szum pożaru zagłuszył resztę jego słów, zasłoniła go chmura dymu, a kiedy się rozwiała, zobaczyłem, że nie ma już majora na wozie. Leżał na ziemi pod swoim koniem Podbiegłem do niego; dostał wylewu krwi do mózgu, pięść miał zaciśniętą, na ustach pianę, rzęził. Przyłożyłem mu rękę do czoła, otworzył oczy, spojrzał na mnie nieruchomą źrenicą i wyzionął ducha. Ktoś przechylił się przez moje ramię i powiedział: - Czegoś takiego chyba już nie zobaczę. Inni też podchodzili, żeby popatrzeć na majora, i w ten sposób skończyła się fascynacja ogniem, ludzie zaczęli podnosić z ziemi tobołki, zaciskać popręgi. Po kilku minutach połowa mieszkańców ciągnęła z powrotem przez równinę ku miasteczku i tylko siedzące na wozach kobiety patrzyły za siebie. Deszcz nie ugasił resztek ognia, ale zmniejszył siłę wiatru, a to uratowało dwie budowle: pokraczny wiatrak stojący nad studnią na tyłach dawnego domu Hausenfielda i chatę Indianina znajdującą się na przeciwległym krańcu 22 miasta, bliżej skał. Ogień jej nie tknął. Kiedy wzeszło słońce, okazało się, że wszystkie inne domy spłonęły doszczętnie, sterczały tylko tu i ówdzie na wpół spalone belki i resztki ścian, które Fee sklecił z wilgotniejszych widać desek. Powróciwszy do miasta stwierdziłem, że wszystkie niemal pożary wygasły, tylko przy samej ziemi pełgają tu i ówdzie niewielkie języczki ognia i dym wydobywający się ze zgliszcz idzie prosto do góry. Cała ulica pokryta była popiołem i gdziekolwiek się spojrzało, widać było myszy biegające w kółko-całe tuziny tych małych, żałosnych, piszczących stworzeń tarzało się w kurzu, przerzucało z grzbietów na brzuchy. Duży zając podskakiwał, jak mógł najwyżej, próbując oderwać się od sterty rozZarzonych desek, ale za każdym razem spadał z powrotem na to samo miejsce. Pomyślałem sobie, że pewnie Zaraz jednoręki Jack pociągnie mnie za rękaw, aby zwrócić uwagę na ten niezwykły widok. Unosząc nogi wysoko, przelazłem przez kupę gruzów i wszedłem do siebie. Przewrócone do góry nogami biurko jeszcze się tliło. Szuflady były wypalone. Z moich ksiąg pozostały tylko okładki. Materac spalił się doszczętnie. Najlepszy materac, na jakim w życiu spałem, wypchany suchymi liśćmi kukurydzy. Poza tym jedyną rzeczą, jaką udało mi się zidentyfikować, był strzęp brunatnego koca. Biurko, księgi i koc odkupiłem od adwokata, który przejeżdżał przez nasze miasteczko rok temu. Pozbywał się wszystkiego, co miał, żeby jak najmniej dźwigać na ostatnim etapie marszu do osady górników przy kopalniach złota. Rozgrzebując butami zgliszcza, zauważyłem jeszcze coś: miałem zwyczaj trzymania całego mojego majątku, czyli dwóch woreczków złotego piasku, pod podłogą. Woreczki spaliły się, a złoty piasek-w formie dwóch twardych owalnych grudek - leżał na ziemi jak para jąder. Po jednej i drugiej stronie ulicy ludzie grzebali w zgliszczach. Próbowałem sobie wyobrazić ich reakcję, gdyby któryś z nich nagle natrafił na leżące, tak zupełnie osobno, ludzkie jądra. Spróbowałem zgarnąć złoto, ale piasek rozsypał się i udało mi się wrzucić do kieszeni zaledwie garsteczkę. Reszty nie starałem się zebrać. Już po 23 kilku minutach od tego gorąca i dymu twarz mi sczerniała, z oczu polały się łzy, a ubranie, które przecież całkiem przemokło na deszczu, niemal zupełnie wyschło. W powietrzu wisiał straszliwy smród, co przypominało mi o zwłokach leżących pod zgliszczami "Srebrnego Słońca". Z saloonu pozostały tylko trzy stopnie, które niegdyś wiodły na werandę, a pod nimi płonął jeszcze słaby ogień. Nieco dalej- tam gdzie jeszcze przed kilkoma godzinami znajdował się sklep - Ezra Mapie w nadziei, że coś się ostało, odsuwał deski, rozgrzebywał czubkiem buta zniszczone towary. To on właśnie zauważył nieprzytomną Molly leżącą na tyłach spalonego saloonu. - Blue! Chodź tu! Molly leżała twarzą do ziemi. Z tyłu cała suknia była spalona. Przykląkłem, obejrzałem dziewczynę dokładnie i stwierdziłem, że oddycha. - Żyje - powiedziałem do Ezry. - Co z nią zrobimy? - Nie możemy jej tak zostawić. Wyprostowałem się i zobaczyłem na ulicy Johna Niedźwiedzia wracającego z indiańskim zaprzęgiem do swojej chaty. Wrzasnąłem na niego, ale nawet się nie odwrócił, więc pobiegłem, żeby go sprowadzić. W trójkę wzięliśmy Molly za ręce i nogi i zanieśliśmy do chaty Indianina. Przód sukni zwisał z niej jak flaga. - Zaczekajcie - Ezra próbował nas zatrzymać. - To nieprzyzwoite
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- W chwili kiedy krewny, przybyBy na widzenie z wizniem, znajdzie si ju| w siedzibie Trzeciego OddziaBu, sprawujcego piecz nad danym obozem, musi podpisa zobowizanie, |e po powrocie do miejsca zamieszkania nie zdradzi si ani jednym sBowem z tym, co przez druty nawet dojrzaB po tamtej stronie wolno[ci; podobne zobowizanie podpisuje wizieD wezwany na widzenie, zarczajc tym razem ju| pod grozb najwy|szych mier nakazanija (a| do kary [mierci wBcznie) |e nie bdzie w rozmowie poruszaB tematów zwizanych z warunkami |ycia jego i innych wizniów w obozie
- Skutki doraźne to zaburzona lub zerwana interakcja wychowawcza oraz pejoratywna ocena zdarzenia wychowawczego przez wychowanka(zdarzenia, które określany jako błąd), a na...
- Ś Diaspar zamieszkiwane jest wciąż przez tych samych ludzi, chociaż w miarę, jak jedni wracają do Sali Tworzenia, a inni z niej wychodzą, skład aktualnej populacji Diaspar ulega...
- Nowy hetman przyspieszyB prace nad budow przepraw przez Plaszówk, którymi chciaB wyprowadzi wojsko z okr|enia, uderzy na oddziaBy LanckoroDskiego i stworzy w ten sposób mo|liwo[ wycofania si reszty powstaDców
- Można by to nawet uznać za najważniejszy temat pierwszych, ukończonych przez Wyspiańskiego, scen dramatu -tak król broni swoich racji w pierwszej rozmowie z Barbarą i wokół...
- Tego dnia wszelako, kiedy w związku z przybyciem poselstwa węgierskiego i spodziewanym przyjęciem tronu Węgier przez Władysława zjechali się do Krakowa niemal wszyscy...
- Stało na nim naczynie z brązu z ziołami (rycerz pasjonował się suszeniem ziół, które następnie podpalał i przez małą rurkę wdychał gryzący dym), butla wina i srebrny puchar...
- Odcinek trasy do Popadii został w latach 2002 - 03 odnowiony i oznakowany na biało-czerwono-biało przez wolontariuszy z fundacji „Karpackie Ścieżki"...
- Po „Siedmiu kotach" został w redakcji tajemniczy obiekt, który przez wiele lat zagracał nasz ciasny lokal (podobno była to tablica rozdzielcza do teatralnych świateł), oraz...
- Palenie marihuany wiąże się wprawdzie w niewielkim stopniu z zażywaniem środków psychotropowych przez rodziców, jednakże to, że twoi rodzice nie zażywają narkotyków,...