Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Tłum smokowców krzyczał jak oszalały, że wymorduje wszystkich krasnoludów na świecie. Motłoch jednak nie jest przeciwnikiem dla zorgani- zowanego wojska, a Kang się domyślił, że krasnoludowie słysze- li o ich powrocie i będą czekać. A to byłby koniec. „Niech i tak będzie" — pomyślał Kang. — „Tak zginiemy". 152 — Przynajmniej zazna jakiejś satysfakcji, zanim pójdzie służyć Królowej. Wtedy przez zgiełk przedarł się dźwięk trąbki, sygnał zbiórki oficerów. Smokowcy unieśli głowy i rozejrzeli się, wyrwani z oszołomienia. Slith stracił głos, lecz najwyraźniej nie zdawał sobie z tego sprawy, ponieważ nadal krzyczał, choć nikt go nie słyszał. Złapanie trębacza było genialnym pomysłem. Kilku ofi- cerów oprzytomniało i zaczęło pomagać w przywracaniu porządku. Smokowcy powoli zaczęli formować szeregi na łące przed płonącym miastem. Kang będzie musiał pójść i przemówić do nich. Przypomniał sobie, że już kiedyś tak się czuł. Był wtedy młodym oficerem i przegrał pierwszą bitwę. Spotkanie napawało go lękiem. Powoli podniósł miecz i wytarł go o leżące u jego stóp zwłoki krasnoluda, zauważając jednocześnie, że trup miał na sobie mun- dur. Schował broń do pochwy. Szedł przez pełne kłębów dymu ulice, aż znalazł się za osmoloną bramą. Teraz czuł ból poparzo- nych stóp. Po dotarciu na miejsce stwierdził, że wszyscy oficerowie są obecni, a żołnierze stoją na baczność. Dyscyplina zwyciężyła chaos. Dyscyplina. To dzięki niej wytrwali tak długo. Jeśli taka będzie wola Królowej Ciemności, wytrwają dużo dłużej. Kang wyprostował się i maszerował z dumą. Kiedy się zbliżył, Slith rozkazał starszej szarży stanąć na baczność. — Obecni wszyscy oficerowie, z wyjątkiem dwóch — wy- chrypiał. — Gloth i Stemph zbierają maruderów, zgodnie z pań- skim rozkazem. Slith skłamał dla dobra pozostałych oficerów. Kang nie wy- dał takiego rozkazu. Utrzymanie jednolitego frontu było jednak sprawą najwyższej wagi. — Dziękuję, Slith — powiedział cicho Kang. — Mam wo- bec ciebie dług wdzięczności. Po raz kolejny. Slith stanął na baczność, udając, że nie słyszał. — Dowódcy plutonów — zawołał Kang, sam zachrypnięty od dymu. — Zbierzcie swoich żołnierzy i zacznijcie gasić poża- ry. Yethik, twoja kompania zaopatrzeniowa ma przeszukać każ- 153 dy cal kwadratowy tej osady i zebrać wszystko, co się może przydać. Gwoździe, zawiasy, wszystko. Gloth, weź pluton z dru- giego batalionu i wystaw straże na północy, dwieście jardów stąd. Z wyjątkiem wracających maruderów nikomu nie wolno wejść ani wyjść. Pozbierajcie resztki ścierwa tych przeklętych krasno- ludów i przybijcie je do słupów. Słupy wkopcie w ziemię. Byli- śmy dla nich za dobrzy. Ale to się zmieni. — Słyszeliście komendanta! Do roboty! — zawołał Slith. Smokowcy rozeszli się do swoich zadań. Kang poważnie wątpił, czy zdołają cokolwiek odzyskać. Nie sądził też, aby groził im teraz atak. Krasnoludowie najprawdopodobniej zabarykado- wali się w grodzie i obawiali się najgorszego. Najważniejsze, że jego żołnierze robili coś pożytecznego, wyżywali się w pracy. Kiedy zostali sami, Slith odwrócił się do niego. Wokół snuły się kłęby dymu. Gdzieś z hukiem spadła płonąca belka. — Co teraz zrobimy, panie pułkowniku? — spytał Slith ochrypłym szeptem. Tylko tyle mógł wykrztusić. Kang westchnął, potarł dłonią podbródek. — Nie wiem. Chyba rozbijemy obóz na zachód od miasta. Przynajmniej wiatr nie będzie przynosił smrodu. Kiedy pogorze- lisko ostygnie, może oczyścimy je z gruzu i odbudujemy domy. Slith potrząsnął głową. — To nie będzie to samo. — Masz rację. To już nie będzie to samo. Stosunkowo spokojne życie, jakie wiedli przez ostatnie dwa- dzieścia pięć lat, poszło z dymem. Próba pokojowego współist- nienia z sąsiadami zakończyła się klęską. Ich związek opierał się na pewnej dozie zaufania, a tego teraz zabrakło. — Dlaczego to zrobili? — Slith był zdumiony i urażony. — Tu było mnóstwo wartościowych rzeczy. Mogli je zabrać, zrobić z nich użytek. A oni wszystko spalili! Dlaczego? — Z nienawiści — odparł Kang. — Nienawidzą nas tak bardzo, że nie mogli znieść niczego, co po nas zostało. Sądziłem, że to się zmieniło. Nie twierdzę, że wyobrażałem sobie, że nas polubili. Nie lubię krasnoludów. Nigdy ich nie polubię. Mogłem jednak ich tolerować. Sądziłem, że oni mają do nas taki sam 154 stosunek. Chyba się pomyliłem. Jedno ci powiem — głos Kanga stwardniał. — Celebundin zapłaci za to. Slith pokiwał głową z zadowoleniem. Odwrócił się i pobiegł do plutonu, który szedł objąć wyznaczony posterunek. Gaszenie pożaru zajęło wiele godzin. Nie ocalono ani jedne- go budynku. Na szczęście, kiedy smokowcy poszli wstąpić do armii, zabrali ze sobą narzędzia, broń i zbroje. Mieli namioty, więc przynajmniej mogli wznieść tymczasowe siedziby, dopóki dowódca nie postanowi, co i gdzie mają zrobić. Drewno nie przestanie się tlić jeszcze przez wiele dni. Kang wiedział, że nigdy już nie pozbędzie się tego smrodu. Smokowcy byli czarni od przeczesywania i sprzątania ciepłych jeszcze zgliszcz. Patrole Glotha wyłapały nielicznych smokowców, którzy w na- padzie szału złamali rozkazy i pognali mordować krasnoludów. Zatrzymano ich, zanim dotarli do Celebundinu. Wszyscy ponieśli surową karę. Żadna armia nie przetrwa, jeśli dyscyplina się rozluźni i żołnierze uznają, że wolno im działać na własną rękę. Przed zachodem słońca smokowcy opuścili swoje dawne mia- sto. Zaczęli sypać okopy wokół nowego obozu, jak to czynili wiele razy przedtem. Praca szła im powoli i ociężale. Nie spali od prawie trzech dni, a resztek sił pozbawiła ich wściekłość. Kilku usnąło na stojąco i wpadło do kopanego rowu. Nawet wtedy się nie zbudzili. Po zmierzchu komendant rozkazał przerwać pracę. Kiedy żołnierze powlekli się do namiotów, Kang rozkazał trębaczowi znów zagrać Wezwanie Oficerów. Wyżsi rangą żoł- nierze zebrali się wokół swego dowódcy. — Tej nocy — powiedział Kang — wartę będziemy trzymać my, oficerowie. Żołnierze są tak zmęczeni, że zasną na posterun- kach albo zrobią coś głupiego, na przykład postrzelą kogoś, kto będzie szedł do wychodka. Naszym oficerskim obowiązkiem jest zachować przytomność umysłu. Nikt nie pójdzie spać przed wschodem słońca. Zrozumiano! — Tak jest, panie pułkowniku — odpowiedział za nich Slith. Rozeszli się poszukać posterunków, których będą strzec. Kang stanął na warcie. Niebo było bezchmurne. Wydawało się, że gwiazdy świecą wyjątkowo jasnym, prawie gorączkowym bla- 155 skiem, jakby same niebiosa były wzburzone i niespokojne. Smo- kowiec nie musiał się obawiać, że zaśnie. Wprawdzie dokuczało mu zmęczenie, lecz nerwy miał napięte jak postronki. Gdyby się położył, całą noc wbijałby oczy w płachtę w drzwiach namiotu
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- W chwili kiedy krewny, przybyBy na widzenie z wizniem, znajdzie si ju| w siedzibie Trzeciego OddziaBu, sprawujcego piecz nad danym obozem, musi podpisa zobowizanie, |e po powrocie do miejsca zamieszkania nie zdradzi si ani jednym sBowem z tym, co przez druty nawet dojrzaB po tamtej stronie wolno[ci; podobne zobowizanie podpisuje wizieD wezwany na widzenie, zarczajc tym razem ju| pod grozb najwy|szych mier nakazanija (a| do kary [mierci wBcznie) |e nie bdzie w rozmowie poruszaB tematów zwizanych z warunkami |ycia jego i innych wizniów w obozie
- Skutki doraźne to zaburzona lub zerwana interakcja wychowawcza oraz pejoratywna ocena zdarzenia wychowawczego przez wychowanka(zdarzenia, które określany jako błąd), a na...
- Ś Diaspar zamieszkiwane jest wciąż przez tych samych ludzi, chociaż w miarę, jak jedni wracają do Sali Tworzenia, a inni z niej wychodzą, skład aktualnej populacji Diaspar ulega...
- Nowy hetman przyspieszyB prace nad budow przepraw przez Plaszówk, którymi chciaB wyprowadzi wojsko z okr|enia, uderzy na oddziaBy LanckoroDskiego i stworzy w ten sposób mo|liwo[ wycofania si reszty powstaDców
- Można by to nawet uznać za najważniejszy temat pierwszych, ukończonych przez Wyspiańskiego, scen dramatu -tak król broni swoich racji w pierwszej rozmowie z Barbarą i wokół...
- Tego dnia wszelako, kiedy w związku z przybyciem poselstwa węgierskiego i spodziewanym przyjęciem tronu Węgier przez Władysława zjechali się do Krakowa niemal wszyscy...
- Stało na nim naczynie z brązu z ziołami (rycerz pasjonował się suszeniem ziół, które następnie podpalał i przez małą rurkę wdychał gryzący dym), butla wina i srebrny puchar...
- Odcinek trasy do Popadii został w latach 2002 - 03 odnowiony i oznakowany na biało-czerwono-biało przez wolontariuszy z fundacji „Karpackie Ścieżki"...
- Po „Siedmiu kotach" został w redakcji tajemniczy obiekt, który przez wiele lat zagracał nasz ciasny lokal (podobno była to tablica rozdzielcza do teatralnych świateł), oraz...
- David i Angela pozwolili jej przez jakiś czas bawić się z psem, lecz wkrótce musiała przyjść do bawialni, gdzie ponownie podłączono jej kroplówkę, Wilsonowie uważali bowiem, że...