Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Ich mądrość… To nie zwierzęta! Choćby z innych globów… zrozumiemy… Prawa przyrody… Przyroda jest jedna… Muszą zrozumieć… Głos jego stawał się coraz cichszy. Naraz jakby zebrał nowe siły. Twarz mu nabrzmiała jeszcze bardziej. — Są inne miejsca — zachrypiał. — Trzy… czy cztery… punkty orientacyjne… Łatwo dostępne… Trzeba umieć znaleźć… Jak ta grota w Kaa… Głos mu się załamał. Lecz po chwili podjął jeszcze jeden wysiłek. — Trzeba szukać… Brazylia… Negro… Ale najważniejsze… Dwa… Dziesięć tysięcy metrów… Na dnie oceanu… I Księżyc… po drugiej stronie… Materiały… Skarby wiedzy… Dostępne dopiero na wyższym szczeblu… Konieczna kultura… Z pożytkiem… Wargi poruszały się już bezdźwięcznie, wreszcie zamarły. Irena chwyciła umierającego za rękę. — Nazwisko!!! Jak się pan nazywa?!!! Gdzie szukać materiałów?!!; Gdzie szukać materiałów?!!! Zdawało się jej, że nieznajomy już nie żyje, ale w tej właśnie chwili otworzył oczy. Nie było w nich już jednak dotychczasowej przytomności umysłu. — Jak się pan nazywa?!!! — Co? Co? — zachrypiał po angielsku. I naraz przebiegł błędnymi oczyma po niebie. — Cicho… Cicho… Samolot… Irena również uniosła głowę, lecz wokoło panowała cisza. — Samolot… Samolot… Ratunek… — Gdzie szukać materiałów?! — krzyknęła rozpaczliwie, potrząsając go za ramiona. — Precz! Nie powiem! Nic nie powiem! Nie dam klucza! Naraz twarz jego wykrzywił strach. — Ty wiesz!!! Ty mi ukradłaś!!!… Jakimś nadludzkim wysiłkiem dźwignął się na kolana i lewą ręką chwycił Irenę za włosy. — Ty wiesz!!! — krzyczał. — Musisz zginąć!… Zaraz tu będą!… Nie dam klucza!!! Całym ciężarem ciała zwalił się bezwładnie na dziewczynę. Szarpnęła się gwałtownie i odepchnęła go od siebie. Dźwignął się jeszcze raz, lecz w tej samej chwili większa fala zakołysała tratwą. Padł z jękiem na wznak. Ciało jego przesunęło się błyskawicznie przez burtę. Irena rzuciła się naprzód i niemal w ostatniej chwili pochwyciła tonącego. Był już zupełnie bezwładny. Szybko, jak tylko mogła najszybciej, wciągnęła go na tratwę. Wydawał się martwy. Przyłożyła głowę do jego piersi. Czyżby słabe uderzenia serca? Poczęła nerwowo masować ramiona i szyję nieszczęśliwego. Wreszcie poruszył ustami, jakby coś przełykał. — Gdzie szukać materiałów?!!! — zawołała z rozpaczą. Otworzył oczy. Zsiniałe wargi zadrgały. Nachyliła się i usłyszała tylko jakąś pojedynczą sylabę… Przymknął powieki. — Gdzie szukać?!… Znów poruszył wargami bezdźwięcznie raz i drugi. Starał się dobyć głosu, ale już nie starczyło mu sił. Tylko wyprężył palce lewej ręki, jak by chciał sięgnąć do piersi. Wśród fałdów rozdartej koszuli błysnął w promieniach wschodzącego słońca klucz. Irena ujęła delikatnie palcami zimny kawałek metalu. Spojrzała w twarz umierającego. Wydało jej się, że na jego ustach pojawił się słaby uśmiech. Tak skonał. * Dopiero czwartego dnia po katastrofie Little Mary helikopter poszukujący rozbitków odnalazł Irenę nieprzytomną, w stanie zupełnego wyczerpania. W dłoni zaciskała kurczowo mały, błyszczący klucz. Była ostatnim z odnalezionych pasażerów zatopionego statku. Zwłoki nieznajomego pochłonęło morze. Gdy otworzyła oczy, przy łóżku jej stał kapitan Little Mary. Chodziło o przekazanie wiadomości rodzime. Okazało się, że liczba ofiar była mniejsza, niż Irena przypuszczała. Poza czterema marynarzami zginęły tylko trzy kobiety i młody osiemnastoletni chłopiec. Nikt więcej. Mimo uporczywych pytań nic się nie dowiedziała o archeologu. Nikt nie znał ani nie widział wśród pasażerów Little Mary mężczyzny, który mógłby odpowiadać rysopisowi jej współtowarzysza na tratwie. Może ukrywał go nielegalnie gdzieś pod pokładem jakiś marynarz? Może nawet jeden z tych, którzy zginęli w katastrofie? Ale im dłużej rozmyślała, tym silniejsze ogarniało ją wrażenie, że wszystko, co przeżyła — spotkanie z tym dziwnym człowiekiem, jego wyznanie, owa jakże niezwykła opowieść — było tylko gorączkowym majakiem. Gdyby nie klucz… KOSZMAR I Tłok w pociągu był duży. Pasażerowie zapełniali nawet korytarze I klasy. Wacek Kubicz miał jednak wyjątkowe szczęście. Już w Skarżysku zwolniono obok niego trzy miejsca. Oczywiście było przypadkiem, że trafił na pasażerów jadących tylko do Skarżyska, ale przed drzwiami tego właśnie przedziału zatrzymał się nie bez powodu. Przy oknie siedziała bardzo ładna, i to w jego guście, dziewczyna czytająca książkę. Takie towarzystwo było wysoce pożądane w czasie wielogodzinnej i nudnej podróży. Poprosił więc najpierw pasażerów przedziału o prawo ulokowania na półce swego plecaka, a później zajął przy drzwiach pozycję obserwatora, licząc na szczęśliwe zrządzenie losu. Co prawda, dziewczyna zatrzymała na nim, gdy wchodził, zaledwie przelotne, odruchowe spojrzenie, niemniej liczył, że okazję do nawiązania rozmowy znajdzie łatwo, jeśli tylko młoda pasażerka nie wysiądzie za wcześnie. Nie spodziewał się, że tak prędko otrzyma miejsce w przedziale, i to tuż obok obiektu swych zainteresowań. Wraz z Wackiem szczęśliwymi zdobywcami miejsca byli jakaś tęga, niemłoda już kobieta i barczysty, łysy kolejarz o twarzy zniszczonej, niemal starczej. Kolejarz energicznym ruchem zamknął drzwi, zdjął płaszcz i okrywszy sobie nim głowę, niemal natychmiast zasnął. Korpulentną jejmość również morzył sen. Ziewała raz po raz patrząc w okno, za którym ginęły w ciemności ostatnie światła miasta. Większość pasażerów przedziału drzemała już od dawna, ukołysana miarowymi przechyłami pulmanu i jednostajną muzyką kół. Przy oknie, naprzeciw dziewczyny, chrapał jakiś szpakowaty jegomość, zakrywszy twarz numerem „Przekroju”, którego kartki poruszały się rytmicznie za każdym oddechem śpiącego. Wacek przez dłuższą chwilę przyglądał się pięknemu profilowi swej sąsiadki, po czym spojrzał dyskretnie przez ramię, co czyta. Z radością spostrzegł, że książka otwarta jest w miejscu, gdzie w połowie strony widnieje słowo: „Epilog”, a pod nim tylko kilkadziesiąt wierszy tekstu: „Trudno się powstrzymać od przypuszczeń. Czy człowiek ten kiedykolwiek powróci?” Słowa wydały się znajome. Począł czytać dalej: „Być może dostał się w Przeszłość i wpadł między krwiożerczych, włosem porosłych dzikusów z epoki niegładzonego kamienia, może się dostał w otchłanie morza epoki kredowej lub znalazł wśród dziwacznych…” Dziewczyna zamknęła książką, lecz owo nie dokończone zdanie wystarczyło, aby Wacek przypomniał sobie treść opowiadania. Postanowił skorzystać z okazji. — Co pani czyta? Młoda pasażerka przetarła wierzchem dłoni powieki i z lekka się przeciągnęła. — Wells. Opowieści fantastyczne
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Jasne, że jest jeszcze off Broadway, a nawet off off Broadway, lecz to już inna cywilizacja...
- Nowy hetman przyspieszyB prace nad budow przepraw przez Plaszówk, którymi chciaB wyprowadzi wojsko z okr|enia, uderzy na oddziaBy LanckoroDskiego i stworzy w ten sposób mo|liwo[ wycofania si reszty powstaDców
- Nadzieje te nie były płonne; nowe władze tajwańskie zapowiedziały niebawem umoż- kazal premierowi Murayamie list Jelcyna z21 ^ n 1995 ^ Kozyriew' ^^ P^G- liwienie...
- Jeste[my podobni do siebie, jeste[my stworzeni, by by razem
- Przeglądając podania o pracę, wybrała list motywacyjny referentki, która podczas rozmowy zrobiła na niej dobre wrażenie swą niezwykłą stanowczością oraz pewnością...
- O ile dotąd w państwach cywilizowanych wymiar spra- wiedliwości nie mógł sobie stawiać innych celów poza sądzeniem, o tyle obecnie "przestępstwo" miało być zagrożone nie...
- Aż rok 1918 i jego list, w którym donosił, że po tamtej ranie od szrapnela zachował tylko bliznę na piersiach; że z obozu próbował uciekać...
- Z poparciem finansowym Merrilla, Minor stworzył małą firmę z ambitną nazwą - Global Publishing Corporation i zaczął tworzyć infrastrukturę dla sieci...
- Komin kotłowni, bo blokowisko oznaczało postęp cywilizacyjny, centralne ogrzewanie, wodociąg i zlewnię ścieków, skąd szambo wywożono raz na tydzień cuchnącymi cysternami i...
- Z tych powtarzających się opowieści, opisujących jedna po drugiej spektakularne iluzje Harry'ego, można by stworzyć fascynujący serial telewizyjny...