Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Cykl dobrze przyjętych koncertów w połączeniu z utrzymującą się popularnością Oniegina sprawiły, że stał się sławny. Kiedy z Davos nadeszła wiadomość, że stan Kotka znacznie się pogor- szył, wiedział, że powinien do niego pojechać, ale po prostu nie mógł się zmobilizować do odbycia podróży. Kiedy po dziesięciu dniach pobytu w stolicy pojawił się w Moskwie, czekał już tam na niego list z wiadomością o śmierci Kotka. Przez cztery dni nie mógł się zebrać, by poinformować o tym rodziców swego starego przyjaciela. Jego listy do pani von Meck, w których pogrążony w żalu opisywał swoje wieloletnie przywiązanie do Kotka, spotkały się z chłodną obojętnością. Ostatecznie dzięki niemu się poznali, kiedyś należał do świty pani von Meck. Ale starsza pani, coraz bardziej gnębiona troskami, nie potrafiła wybaczać; nawet wobec swego ukochanego Piotra Iljicza nie mogła się zdobyć na nic po- nad kilka zdawkowych słów w związku ze śmiercią jego przyjacie- la. Ten nie wyrażony na głos dysonans między Czajkowskim i je- go dobrodziejką stanowił miarę pogłębiającego się dystansu mię- dzy nimi, do czego teraz przyczyniały się jeszcze problemy, wywo- łane przez małżeństwo Nikołaja i Anny, u których kompozytor się zatrzymał w Moskwie. Małżonkowie byli ze sobą dość szczęśliwi; ale energiczna Anna, która szybko zaczęła dominować nad swym bezwolnym mężem, doprowadzała swą teściową do szału sprzeci- wiając się jej w najrozmaitszych sprawach rodzinnych, a przede wszystkim swoim stanowiskiem, zajmowanym w wojnie między najstarszym synem pani von Meck, Władimirem, a resztą rodziny. Małżeństwo nie tylko nie przyczyniło się do zbliżenia się Czaj- kowskiego i pani von Meck, groziło, że wbije między nich klin. Czajkowski mężnie unikał poróżnienia się ze starszą panią, właś- ciwie wypierając się swej siostrzenicy w listach do swojej dobro- dziejki, ubolewając nad tym, że ich wspólne marzenie doprowa- dziło do powstania takich komplikacji. Pani von Meck ukrywała przed kompozytorem swoje prawdziwe uczucia, próbując lekko traktować sprawy, które w rzeczywistości sprawiały jej głęboki ból. Abstrahując od tego, kto w tym rodzinnym sporze miał rację, świadczy on, że ani Nadieżda von Meck ani Anna nie miały łat- wego charakteru. Użalając się nad nimi obydwiema, chociaż natu- ralnie przede wszystkim chodziło mu o to, by nie stracić swego subsydium, Czajkowski znalazł się u kresu wytrzymałości, kiedy również od Nikołaja usłyszał ostre słowa na temat matki. Taki brak lojalności był w oczach kompozytora czymś niewyobrażal- nym; Czajkowski zaczął się poważnie obawiać, że jego siostrzeni- ca rzeczywiście zepsuła mężowi charakter. "Codziennie i na wszelkie sposoby - unosił się w liście do Modesta - Kola Meck powtarza, że (1) Nadieżda Filaretowna jest narwaną i nieznośną staruchą; (2) Władimir Meck [jego brat] jest szachrajem, a jego żona rozpustną babą; (3) - Julia [von Meck, jego siostra] jest nikczemną harpią; (4) Sasza Benningsen [inna siostra] jest złośliwą plotkarką; (5) Saszok [jego brat Alek- sander) jest zły, mściwy, bezduszny; (6) Jołszina [jego siostra Jeli- zawieta] jest skończoną idiotką..." I tak dalej. "Pamiętasz tego poczciwego Kolę, który kiedyś latał ze zdjęciami członków swojej rodziny? Jakiego potwora uczyniła z niego Anna!" Jeśli pogłębiający się niesmak wobec własnej rodziny umacniał jego pragnienie posiadania swojego domu, jeszcze bardziej wpły- wała na to rosnąca popularność. 24 stycznia w Petersburgu Hans von Bulow dyrygował prawykonaniem III Suity oraz I Koncertem fortepianowym, który odniósł prawdziwy triumf. Zdaniem Mode- sta nigdy wcześniej żadne rosyjskie dzieło symfoniczne nie zostało przyjęte z takim entuzjazmem; nigdy Czajkowskiego nie obsypano takimi pochwałami. W połączeniu z utrzymującą się popularnoś- cią Oniegina, jak do tej pory był to szczyt jego powodzenia- jeden z tych momentów, jak to ujął w liście do pani von Meck, "które są największą nagrodą dla artysty... sprawiają, że dla nich warto żyć i pracować". A jednak, jak zawsze, powodzenie miało słodko-gorzki smak. Nazajutrz było mu "niedobrze" od całego tego napięcia. Cztery dni później car w końcu przybył na piętnasty spektakl Eugeniusza Oniegina, zaprosił kompozytora do swojej loży, gdzie para wład- ców okazała mu niezwykłą łaskawość i uprzejmość. Było to bar- dzo przyjemne, jak pisał Czajkowski do wszystkich bez wyjątku, jednak pragnął od tego uciec. Zdobył sobie teraz taką pozycję, że wystarczyło jego jedno słówko, a Teatr Wielki wystawił Mazepę wyłącznie z uwagi na von Bulowa, przyjeżdżającego z wizytą. Czajkowski był również zachwycony, że wybrano go dyrektorem moskiewskiego oddziału Rosyjskiego Towarzystwa Muzycznego. Ale przede wszystkim chciał uciec. "Moje sukcesy sprawiają mi więcej cierpienia niż przyjemności - napisał do pani von Meck.- Pragnienie ukrycia się gdzieś daleko, pragnienie swobody, spokoju, samotności, przewyższa poczucie spełnienia się artystycznych am- bicji." Jeśli kilka ostatnich lat stanowiło reakcję na tragedię jego małżeństwa i późniejszy lęk przed skandalem, teraz był zmęczony wieczną tułaczką. Powodzenie i sława pogłębiały w nim pragnie- nie samotności. Jego trochę niekonsekwentna, przypadkowa twórczość z ostatnich kilku lat odzwierciedlała dręczący go nie- pokój