Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Biały potomek stał się dla niej bolesną zagadką. Miał "ślepy" nos, pierwszy i niewątpliwie największy handicap. Poza tym nie miał za sobą podejrzliwości milionów pokoleń i jeśli nie szeptała mu tysiąckrotnie: cicho, cicho! Spokojnie, Biały Wilku! - szedł przez krzaki z hałasem jak miś na polowanie. Następnie miał rozpaczliwie krótkie nóżki i taki sam oddech. Wilczyca lubiła jednak mawiać, iż mądra głowa wystarczy wilkowi i za zęby, i za nogi - spędzała więc czas na nabijaniu bullterierowi głowy swą nauką. Była co prawda jeszcze młoda, ale miała doświadczenie, polowała już począwszy od zachodnich pustyń aż do gór Winnemago na dalekim północo_zachodzie. Dzieliła się więc ze swym przyrodnim synem wszystkimi nabytymi wiadomościami. Co do Miękkouszka - ten miał dziewięć dziesiątych wszystkich wykładów na końcu pazurów. Białego Wilka trzeba było uczyć ryć ziemię w poszukiwaniu myszy, polować na króliki, co wymagało większej cierpliwości i zręczności niż pośpiechu, notować w pamięci drzewa, wody i kryjówki. Trzeba go było uczyć, że jeżozwierz nie na darmo grzechocze kolcami i że skunks nie bez powodu nie obawia się niczego pod słońcem. Biały Wilk zresztą, w zamian za swe braki, posiadał pojętny umysł i wyjątkowe uzdolnienia: potrafiłby charta wyprzedzić o sto jardów, odznaczał się odwagą lwa, zręcznością i umiejętnością chwytu paraliżującego przeciwnika, o czym przekonywał się stale Miękkouch podczas sporów rodzinnych. Lato i wczesna jesień stały się porą radości dla teriera. Wyczyny jego zabiłyby sto razy psa wychowanego przez człowieka, Biały Wilk jednak wyrósł wielki, silny i muskularny. Wałęsali się tedy doliną Siedmiu Sióstr, aż nadszedł dzień październikowy, pora roku, kiedy młode wilczki zaczynają zdradzać pewną niekarność i chęć chodzenia własnymi drogami. Owego dnia biegł przed wilczycą w kierunku Jeziora Pekanów w dolinie Siedmiu Sióstr. Masz iść za mną - strofowała go zdyszana. - Nie gryzłam skał i nie stępiły mi się zęby. Nauczę cię moresu! Ale młodzian cwałował. Czuję królika w powietrzu - rzekła - czuję chęć morderstwa w kościach. Miękkouch, wskoczywszy na szczyt niewielkiego wzgórza, padł plackiem na ziemię, z pomrukiem zdziwienia i strachu. Wilczyca opadła również na ziemię. Tylko terier biegł, badając wiatr. Wreszcie zwęszył jakiś zapach, nie przypadł jednak do ziemi, a stanął wyprostowany, obserwując teren. Wśród drzew wiła się cienka smuga dymu, który przynosił z sobą woń nieznanego dotychczas zwierzęcia i uczty, złożonej z nieznanych potraw. Padnij! - poleciła wilczyca. Padnij, padnij! - dyszał Miękkouch. - Brzuch przywarł mi do grzbietu i grzywa mi się jeży. Nigdy jeszcze nie czułem tak ohydnego zapachu. Mylisz się - rzekł terier. - Przejmuje mnie nie strachem, lecz radością. Ach, co to jest? Po lesie rozległ się huczący, dźwięczny odgłos. Nie czujesz strachu? - zapytała wilczyca szczerząc zęby - to co słyszysz, to potwór ostrzący szpony... Tssss! Jakby daleki szum wichru, potem trzask i huk, od którego zatrzęsła się ziemia. Terier uskoczył sztywno w bok i nadstawił uszu. Co to? ściął drzewo. Boisz się? No, to przyczołgaj się tu do mnie i popłacz sobie trochę. Nie masz wcale rozumu w tej swojej głupiej główce? A Miękkouszek czy nie wiedział o tym? Czy nie wiedziałam również, kiedy dawno, dawno po raz pierwszy poczułam ten zapach? A teraz chodźcie ze mną i zostawmy za sobą to przekleństwo! Jedno tylko wam powiadam: nadszedł dla nas ostatni dzień spokojnych łowów w dolinie Siedmiu Jezior. Powiodła je, szybka jak wiatr, na wzgórze Dunkeld. Tam położyły się w małym topolowym gaiku i lizały trawę wilgotną od rosy, bowiem zapadał mrok. Przed nimi złoto i purpura jesieni bladły w ciemnym błękicie i purpurze nocy. Nie wspominałam nigdy o tym, nie ma bowiem sensu mówić o czymś, czego się nie widziało i nie poznało - rzekła wilczyca. - Jedno wam tylko powiem: matka moja zginęła na moich oczach, schwytana przez tego potwora, i te zęby, jakie zakłada w ziemi u wejścia do jaskini. Skórę mojej matki suszył na słońcu. Ja, La Sombra, przyczołgałam się do stóp drzew na skraju lasu i przyjrzałam się jego twarzy! I wzdrygnęła się na całym ciele. Dziwna rzecz - szepnął Biały Wilk. - Chętnie pobiegłbym w stronę tego dymu. Podoba mi się bardzo. ślinka idzie mi do ust i lekko mi na sercu. Trzeba być skończonym idiotą! - zadrwił Miękkouch i uskoczył w sam czas, gdyż białe zęby przyrodniego brata kłapnęły w miejscu, gdzie przedtem znajdowała się jego noga. Nie czas na głupstwa - mruknęła La Sombra. - Spójrz w górę, synu, i powiedz mi, co widzisz? Tylko orła, co mieszka na skałach u szczytu góry Spencera. Gdyby ten człowiek miał orle skrzydła, w szponach siłę niedźwiedzia, zbroję jeżozwierza, odór śmierdziela i jad węża - bałbyś się go, maleńki? Tak - odparł pies - gdyby tyle okropności mogło zmieścić się w jednym stworzeniu. Opowiem ci coś - rzekła wilczyca. - Widziałam go, jak stał nie dalej niż stąd do tego zwalonego drzewa, i jak błyskiem ognia i hukiem gromu zabił niedźwiedzia za jednym zamachem. Terier oblizywał swe cienkie, czerwone wargi. To jest najdziwniejsze ze wszystkiego - oświadczył. Nawet żelazo służy mu niewolniczo. A tam, gdzie żelazo - tam i śmierć! Kiedy rozniesie się ostry, gryzący zapach, który wysusza gardło i drażni nos - to znak, że człowiek ma przy sobie huk, co zabija z daleka. Powiedz mi - wtrącił Miękkouch - czy jest o wiele większy od niedźwiedzia? Gdyby ojciec twój stanął na dwóch tylnych łapach, nie okazałby się niższy od niego. A czy grzechocze kolcami, kiedy chodzi? - zapytał terier. Natura nie wyposażyła go w kolce. Ma ciało miękkie jak królik albo świnia domowa, której jeszcze nie skosztowałeś, a mięso jego jest obrzydliwe. Ma powolny chód, a o bieganiu nie warto nawet mówić. Posiada jednak niewolników i ma diabła w sobie! Czyś widziała go z bliska? - zapytały razem. Pewnego straszliwego dnia biegłam w myśliwskim zapędzie z wiatrem i znalazłam się nagle przed człowiekiem. NIe miał przy sobie huku, co zabija, inaczej padłabym natychmiast trupem, nosił jednak z sobą ząb, którym ścina drzewa. A przecież było to niczym. Matko - rzekł terier - rozglądasz się na wszystkie strony, jak gdybyś się czegoś bała. Pilnuj swego nosa, jak przystoi dobrze wychowanemu wilkowi - burknęła - i daj mi święty spokój! Powiadam wam: kiedy ta bestia człowiek spojrzał na mnie, coś wyszło z jego oczu i weszło w moje, obracając mi serce w kamień. Nie mogłam ruszyć się z miejsca